PŚ: Polacy wciąż niepokonani w Pucharze Świata. Czy taka gra da awans na igrzyska?

Polacy rozegrali trzy mecze w pierwszej fazie Pucharu Świata i teraz mają dzień odpoczynku. W pełni zasłużonego, bo grają dobrze, oddali tylko dwa sety i są jednym z nielicznych niepokonanych zespołów.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Reprezentacja Polski walczy o awans na igrzyska w morderczym turnieju w Japonii. Polacy mają do rozegrania jedenaście spotkań, a już w pierwszej fazie dostali jednego przeciwnika bardzo groźnego i jednego niewiele mniej niebezpiecznego. Ich bezpośredni rywale do awansu mieli znacznie łatwiejsze spotkania na rozpoczęcie rozgrywek. Dlatego, choć oprócz Polski jeszcze dwie drużyny nie przegrały ani jednego spotkania z trzech, to podopieczni trenera Stephane'a Antigi są w najlepszej sytuacji.

Na otwarcie Pucharu Świata Polacy dostali zespół, który tak naprawdę na żadnych poważnych imprezach grać nie powinien. Słabiutka Tunezja prawdopodobnie przegrałaby z większością zespołów w naszej I lidze, ale korzysta z faktu, że na mało rozwiniętym sportowo kontynencie afrykańskim jest siatkarską potęgą. Prosta do bólu siatkówka w wykonaniu dość topornych technicznie zawodników nie mogła sprawić problemu mistrzom świata, nawet biorąc poprawkę na stres i brak komfortu związany z pierwszym meczem. Tak słaba drużyna była doskonałym rywalem na przetarcie przed o wiele trudniejszym drugim spotkaniem i z tego powodu francuski sztab szkoleniowy dał szansę wystąpić w tym meczu prawie wszystkim swoim podopiecznym. Jedynym problemem mógł by ewentualnie być brak wystarczającej koncentracji w obliczu tak niewymagającego wyzwania, ale to raczej nie groziło w pierwszym spotkaniu.

Spotkanie z Tunezją poszło zgodnie z planem, sportowo było mniejszym wysiłkiem dla Polaków niż ciężki trening i nie warte byłoby nawet wzmianki, gdyby nie jeden fakt. W pierwszym składzie Biało-Czerwonych do zwycięstwa poprowadził Grzegorz Łomacz, na początku sezonu oczywisty rezerwowy rozgrywający. Pierwszym wyborem na tej pozycji był Fabian Drzyzga, mistrz świata i mistrz Polski, który miał w naturalny sposób przejąć pałeczkę po odchodzącym Pawle Zagumnym. Jednak już w czasie Ligi Światowej między Drzyzgą a szkoleniowcem pojawiły się mniej lub bardziej widoczne dla postronnych zgrzyty, a w trakcie Memoriału Wagnera bardziej spostrzegawczy mogli zauważyć nadal mocno napięte relacje pomiędzy nimi. Jak widać, w czasie pomiędzy Memoriałem a rozpoczęciem Pucharu Świata sytuacja się nie poprawiła i francuski sztab szkoleniowy aktualnie nie widzi Drzyzgi w roli pierwszego rozgrywającego. Można się zastanawiać czy w ogóle w jakiejkolwiek roli go widzi, biorąc pod uwagę powołanie Zagumnego na październikowe mistrzostwa Europy.

Drugie spotkanie to dla Polaków był jeden z trzech najważniejszych meczów całego turnieju. Stanęli naprzeciw Rosji, ostatnio może nieco kalekiej, ale jednak nadal wielkiej siatkarskiej potęgi, aktualnych mistrzów olimpijskich. Do tego prowadzonych przez Władimira Aleknę, jednego z najwybitniejszych trenerów na świecie, który wrócił w lipcu na stanowisko szkoleniowca Sbornej. Wraz z nim wrócił bardzo doświadczony przyjmujący Siergiej Tietiuchin, a to właśnie element przyjęcia był największą bolączką Rosjan w ostatnich sezonach. Doszło także dwóch bardzo utalentowanych juniorów, podopiecznych Alekny w Zenicie Kazań oraz kilku ważnych nieobecnych w czasie Ligi Światowej - Dmitrij Muserski i Siergiej Grankin. Tak skomponowana drużyna, do tego ufająca swojemu trenerowi, jest znacznie groźniejsza niż kilka miesięcy temu i przez wielu ekspertów jest wymieniana jako główny faworyt do wygrania całego Pucharu Świata.

Biało-Czerwoni w meczu z Rosjanami pokazali jednak nie tylko umiejętności sportowe, ale również ogromną waleczność i determinację. Po frajersko przegranym pierwszym secie następnego z równie zaciętą końcówką wygrali i to samo uczynili w decydującej czwartej odsłonie. Nie dali się zaskoczyć bardzo nieszablonowym ustawieniem zespołu przez Aleknę i pokonali po raz siódmy z rzędu jedną z najlepszych reprezentacji ostatnich lat. Ten mecz pokazał, że może odeszło kilku mistrzów świata, ale mimo to sportowo i mentalnie Biało-Czerwoni utrzymali poziom mistrzowski.

Trzeciego dnia trafił się podopiecznym Antigi rywal łatwiejszy, ale bardzo niewygodny, bo nieprzewidywalny. Reprezentacja Argentyny zagrała świetny mecz z Iranem i następnie bardzo słaby z Wenezuelą, trudno było określić ich poziom sportowy. Może pozbawieni są atakującego z powodu kontuzji, ale nadrabiają to wirtuozerią wybitnego rozgrywającego Luciano De Cecco. Dość powiedzieć, że drugiego seta tego spotkania Albicelestes wygrali do 19, choć ani jedna piłka nie poszła na prawe skrzydło. Ale był to jedyny set, którego zdołali urwać Polakom. W trzeciej odsłonie mistrzowie świata wzmocnili zagrywkę, przestali popełniać masowo błędy, odrobili pięciopunktową stratę i wyszli na prowadzenie 2:1 w meczu. Choć końcówka czwartej odsłony była mocno nerwowa i momentami pachniało tie breakiem, to Biało-czerwoni kolejny raz pokazali swoje doświadczenie i zimną krew, rozstrzygając seta i mecz na swoją korzyść.

Największymi atutami naszej reprezentacji są na razie bardzo skuteczny Bartosz Kurek oraz dobry blok. Po Kurku widać, że przepracował ciężko cały okres przygotowawczy, a pozycja atakującego jest dla niego idealna. Radzi sobie z wysokich piłek sytuacyjnych, jego piekielnie mocna zagrywka jest dla zespołu bezcenna, a do tego nieustannie pobudza kolegów na boisku. Różni się mocno od niegdysiejszego Kurka, który był obok drużyny, nie wyrażał emocji i szybko zwieszał głowę w trudnych momentach. Nie popełnia też błędów seriami, co kiedyś przydarzało mu się regularnie.

Blok Biało-Czerwonych jest często ich ostatnią deską ratunku na japońskim turnieju. Kiedy jest słabszy moment, kiedy rywal punktuje, kiedy atakujący zawodzą, to zawsze można liczyć na piękny, równy i skuteczny polski blok, od którego piłki odbijają się jak od ściany. To bardzo pomaga zespołowi i sportowo i mentalnie. Widać tu i dobre przygotowanie fizyczne i również taktyczne, za co warto pochwalić sztab.

Oceniając grę mistrzów świata po trzech pierwszych spotkaniach można zobaczyć wiele pozytywów. Wygląda na to, że są świetnie przygotowani fizycznie, choć oczywiście najlepiej sprawdzą to ostatnie trzy mecze, kiedy wszyscy będą już bardzo wyczerpani. Grają kompletną i ciekawą dla oka siatkówkę, zarówno w ataku jak i w obronie. Umiejętność wyprowadzenia kontry i zapunktowania w niej mają opanowaną na poziomie typowym dla drużyn z najwyższej światowej czołówki. Atak jest bardzo zróżnicowany i każdy zawodnik ma w swoim repertuarze kilka rozwiązań, od kiwki do mocnego gwoździa. Mało jest pomyłek z prostych piłek w ataku, widać, że zawodnicy są już nauczeni nie oddawać punktów w tak banalny sposób. Przy oddawaniu punktów będąc, poza końcówką pierwszego seta z Rosją nie ma tracenia ich seriami, a już na pewno nie po drugiej przerwie technicznej, co też charakteryzuje te najlepsze drużyny.

Reasumując, tak grających mistrzów świata będzie bardzo trudno zatrzymać komukolwiek, z USA włącznie. Jeżeli będą w stanie utrzymać ten poziom sportowy, mentalny i grać z taką koncentracją, jak w pierwszych trzech meczach, to z Japonii do Polski powinni wrócić z awansem na igrzyska olimpijskie.

Marit Bjoergen trenuje w 6. miesiącu ciąży. Narciarką zainteresowali się naukowcy


Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×