Na rozrywkę nie miałem ani czasu, ani siły - rozmowa z Pawłem Zatorskim, libero ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Kilka lat po odbyciu pierwszego treningu siatkarskiego wylądowałeś już w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Spale. Jak wygląda procedura rekrutacji do tego szkoły?

- Wygląda to tak, że najpierw zostaje wybrany trener młodzieżowej kadry województwa, który na turniejach finałowych obserwuje wszystkich chłopaków i wybiera najlepszych z nich do swojego zespołu. Wszystkie kadry przygotowują się w wakacje do wspominanego Turnieju Nadziei Olimpijskich, często wyjeżdżając na kilka obozów i biorąc udział w pojedynczych turniejach towarzyskich. Na TNO obecni są już trenerzy młodzieżowych reprezentacji Polski i spalskiego SMS-u. Właśnie oni robią selekcję, wybierając na początku dużą grupę, bodajże około 40 zawodników, by później z niej wyselekcjonować już ostateczny trzon drużyny.

Pierwsze dwa lata spędziłeś w Spale w trybie stacjonarnym. Nie wiodłeś tam jednak trybu życia przeciętnego licealisty.

- Na pewno nie funkcjonowałem jak normalny licealista, ponieważ wszystko w moim życiu obracało się tylko wokół lekcji i treningów, ze wskazaniem na to drugie. Na żadne inne rozrywki praktycznie nie miałem czasu ani siły, ponieważ właściwie codziennie trenowaliśmy po dwa razy dziennie. Często młodzieńcza fantazja nakazywała, żeby poszukać czegoś ciekawego do roboty, pomarzyć o znajomych, imprezach, ale mocne zmęczenie pomagało skupić się wyłącznie na siatkówce oraz przygotowaniu do matury. Momentami było ciężko, ale teraz widać, że się opłacało.

Na trzecim roku naukę w SMS-ie łączyłeś już natomiast z grą w AZS-ie Częstochowa. Jak często bywałeś wtedy w Spale?

- Byłem sporo razy, ponieważ kiedy wraz z Fabianem Drzyzgą graliśmy w sobotę mecz w Częstochowie, w niedzielę, zamiast odpoczywać, często jeździliśmy do Spały zaliczać pojedyncze partie materiału ze wszystkich przedmiotów. Kosztowało nas to trochę wysiłku i przejechanych kilometrów, ale było warto, bo szybciej się wyrwaliśmy z SMS-u, a jednak dokończyliśmy to, co tam zaczęliśmy i zdaliśmy maturę. Teraz możemy dzięki temu dalej studiować i cieszyć się kolejnymi etapami edukacji.

Czego więc nauczył cię pobyt w SMS-ie Spała?

- Na pewno nauczył mnie samodzielności, radzenia sobie samemu z wieloma problemami. Tam już nie było rodziców. Nie było tak naprawdę nikogo, kto pomagał. Kiedy mieszkało się w rodzinnym domu, w razie problemów zdrowotnych mama mówiła, co trzeba wziąć, by samopoczucie mogło się poprawić. A w Spale byłem sam z kolegami i trenerami, którzy tak naprawdę byli dla nas dyspozycyjni tylko na treningach. Później jakoś musieliśmy sobie radzić sami. Pobyt w SMS-ie przygotował nas także do tego, co mamy w tej chwili, czyli do sporej monotonii pracy. Wiadomo, że obecnie mamy to urozmaicone meczami przy wielkiej publiczności, co jest wspaniałe i do tego dążyliśmy, jednak treningi, których kibice nie widzą, potrafią przerodzić się w rutynę i być momentami trudne do wytrzymania, szczególnie kiedy długo przebywa się w jednej grupie ludzi. W Spale właśnie to odczuwaliśmy, lecz wtedy tak naprawdę nie wiedzieliśmy, do czego nas to przygotowuje. Wydawało nam się, że gdy już stamtąd wyjdziemy będziemy tylko grali w lidze i mieli fanów. A teraz myślę, że wszyscy widzą, iż przygotowywało nas to do tego, co dzieje się w prawdziwym życiu.
Dojście na poziom reprezentacyjny wiązało się dla 24-letniego libero z wieloma wyrzeczeniami Dojście na poziom reprezentacyjny wiązało się dla 24-letniego libero z wieloma wyrzeczeniami
Do Spały wracasz często, ponieważ w tym ośrodku zawsze trenuje reprezentacja Polski. Zmieniło się w nim coś od twoich czasów licealnych?

- Hotel, z którym wraz z kolegami mieszkałem podczas pobytu w liceum został wyremontowany i przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Mieszkają w nim grupy, które przyjeżdżają na wózkach inwalidzkich, także my za bardzo nie mamy styczności z miejscem, w którym wcześniej mieszkaliśmy przez kilka lat. Myślę jednak, że wszystko zmienia się na plus. Widać, że cały czas coś się dzieje. Ale tak naprawdę już wtedy obiekty sportowe były na najwyższym poziomie i tak samo jest do tej pory. Miło się tam wraca i oby jak taki stan rzeczy trwał jak najdłużej.

Wróćmy do okresu twojej gry w Częstochowie. To był twój pierwszy kontakt z dorosłą siatkówką. I jednocześnie przepustka do dalszej kariery.

- Zgadzam się. Do tej pory doceniamy to, że w kilka młodych osób dostaliśmy tam szansę pokazania się i stworzyliśmy fajną grupę. Dwa razy zajęliśmy 5. miejsce w lidze. Graliśmy na tym najwyższym poziomie, z najlepszymi zawodnikami i mieliśmy z tego powodu dużo frajdy. Myślę, że czas spędzony w AZS-ie dał nam też sporo ogłady i pozwolił nie zapędzić się w marzeniach. Często naprawdę szybko schodziliśmy na ziemię z pragnieniem bycia najlepszymi już wtedy, ponieważ dobre drużyny po prostu nas weryfikowały.

Czyli do PGE Skry Bełchatów nie przeszedłeś już jako siatkarz kompletny?

- Nie (śmiech), i do tej pory się za takiego nie uznaję. Myślę, że każdy kolejny rok, praca z każdym trenerem i na pewno każdy sukces dodają mi dużo pewności. Po wszystkich krokach, które gdzieś tam po kolei w przeszłości wykonywałem gra mi się teraz dużo łatwiej i pewnej.

Jako wciąż świeżo upieczony mistrz świata czujesz się osobą medialną?

- Na pewno łatwiej jest mi rozmawiać z ludźmi, nie czuję skrępowania. Pamiętam, że kiedy zaczynałem przygodę z siatkówką w Częstochowie, a później także podczas gry w Bełchatowie, zachowywałem się wobec kibiców inaczej. Teraz nie mam problemów, żeby uśmiechnąć się, porozmawiać i docenić to, co robią ludzie znajdujący się dookoła nas. Taki sukces na pewno dodaje pewności siebie. Podczas sezonu mamy trochę spotkań z fanami, często udzielamy się także z chorymi dzieciakami. Staramy się pomagać potrzebującym, bo nawet poprzez przekazanie chociażby najmniejszej rzeczy na aukcję można kogoś naprawdę wesprzeć i musimy z tego korzystać. Wiadomo jednak, że nie mamy możliwości pomóc każdemu. Osobiście miewam wyrzuty sumienia, ponieważ naprawdę bardzo dużo osób pisze do nas wiadomości, a często nie ma w ogóle czasu, żeby na nie odpisać. To trochę boli, ale uważam, że ludzie też muszą zrozumieć, iż mamy pracę, którą musimy wykonywać i ona jest na pierwszym miejscu.

Czy Paweł Zatorski jest dla ciebie numerem jeden na pozycji libero w Polsce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×