Pomogłem Resovii tyle, ile mogłem - rozmowa ze Stanisławem Pieczonką, drugim trenerem Developresu SkyRes Rzeszów

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

W październiku ubiegłego roku mówił pan, że po zakończonym sezonie rozważy oferty klubów chcących pana zatrudnić, jeśli takie się pojawią. Nie powie pan chyba, że spodziewał się wtedy awansu Developresu do Orlen Ligi?

- Moje całe przejście na trenera było bardzo niespodziewane. W tamtym sezonie szukałem sobie klubu. Zostało mi jednak zaproponowane, żeby zostać asystentem w Developresie. Poniekąd też lata lecą, a swoje już mam. Trzeba też szukać tego, co będzie się robiło dalej. Nadarzyła się okazja, by podjąć pracę jako trener. To było z korzyścią dla mnie, że miałem płynne przejście z jednego fachu na drugi.

Załóżmy, że dzwoni do pana prezes klubu PlusLigi z wakatem na przyjęciu.

- Zostaję tutaj, bo mam podpisany kontrakt. Nawet nie rozpatrzyłbym takiej propozycji. Ewentualnie mógłbym przemyśleć grę w kolejnym sezonie. Ale nie sądzę, żeby taka propozycja padła. Przed rozpoczęciem ubiegłego sezonu w PlusLidze dzwoniłem do wszystkich klubów. Prawie w każdym usłyszałem: "po co?"

Zostawia pan sobie furtkę?

- Chyba już nie będę grał na najwyższym poziomie w siatkówkę. Do tego trzeba się przygotować. W pewnych kwestiach nie pozwala już na to zdrowie. Są zaległości, które powstały po kontuzjach, które odniosłem. Nie dałbym rady pracować na tak dużych obciążeniach, na jakich powinienem.

Będzie pan zaglądał na mecze Resovii, jeśli znajdzie czas?

- Jeśli go znajdę to tak. W tamtym sezonie byłem raz na meczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Pojedynki nakładały się tak, że nie było szans zobaczyć więcej spotkań na Podpromiu.
- Chyba już nie będę grał na najwyższym poziomie w siatkówkę - powiedział Stanisław Pieczonka - Chyba już nie będę grał na najwyższym poziomie w siatkówkę - powiedział Stanisław Pieczonka
Teraz znów wraca pan do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale w nieco innej roli. Teren już obeznany, ale jest stres? - W swojej karierze stresów miałem już wystarczająco dużo. Jedyne co może mnie stresować, to postawa zawodniczek. Czy one dadzą radę, czy presja na nich nie będzie zbyt duża. Pierwszy sezon w Orlen Lidze i na inaugurację zagramy od razu z Chemikiem Police. Mamy nadzieję, że przyjdzie dużo kibiców. Ważne, żeby dziewczyny się nie przestraszyły, że to mistrz Polski. One mają pokazać to, co potrafią. Wtedy wynik może być... ciekawy.

Jak wyglądał okres transferowy w klubie? Czy w zespole chciano innych zawodniczek, czy rozmowy toczyły się tylko z tymi, które udało się pozyskać?

- Z tego co wiem, wszystkie kwestie transferowe ustalał Marcin Wojtowicz z prezesami Rafałem Mardoniem i Wiesławem Koziełem. Oni podawali nasze możliwości, a Marcin tylko aprobował lub mówił "nie". Mamy bardzo fajny zespół. Dzięki temu, może nie będziemy wygrywali spotkań, ale punkty zdobędziemy na pewno. Czas pokaże.

Władze Orlen Ligi chyba są dumne, że kluby tak reagują na zamknięcie ligi. Widać wyraźnie wizję - Developres SkyRes Rzeszów stawia na młode Polki. 

- Tamten sezon pokazał, że to dobry pomysł. Klub postawił na bardzo dużo młodych zawodniczek. Paulina Filipowicz w tamtym roku miała 19 lat. Wskoczyła do pierwszego składu i grała bardzo dobrze cały sezon. Kto pracuje na treningach, ten na pewno będzie miał szansę grania.

Ostatnio panuje moda na budowanie zespołu z wyrównaną czternastką. Tak jest u Andrzeja Kowala, a coraz częściej u Stephane'a Antigi. Patrząc na skład Developresu, nie widać wyraźnych liderek. Rotacja w składzie może być duża. 

- U nas nie ma pierwszej szóstki, co pokazaliśmy w poprzednim sezonie. Kto jest w lepszej dyspozycji, ten gra. W każdym meczu potrzebujemy 14 zawodniczek. Przed nami ból głowy, jeśli wszystkie będą się dobrze prezentować.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×