Wyjeżdżam do Nowego Jorku - rozmowa z Ivanem Miljkoviciem, jednym z najbardziej utytułowanych siatkarzy świata
Grasz w Fenerbahce Stambuł już czwarty sezon, jak się zmieniała liga turecka w tym czasie?
- Przede wszystkim co sezon jest tam coraz więcej pieniędzy i coraz więcej lepszych zawodników, a w efekcie coraz więcej drużyn na poziomie. Nie da się zmienić jakości i poziomu całej ligi w 2-3 lata, to jest proces, który musi potrwać dłużej, koło 10 lat. Liga włoska też nie została najmocniejsza na świecie tak od razu. Spójrzmy na rosyjską Superligę - zaczęli inwestować w nią w roku 2000 i teraz stała się najsilniejszą ligą na świecie, tak samo jak ich reprezentacja. Wracając do ligi tureckiej, to uważam, że idzie w dobrym kierunku, ale jej rozwój nie zależy tylko od ilości pieniędzy, jakie się w nią włoży. Zależy też od tureckich siatkarzy, ilu będzie tam zawodników umiejących grać na odpowiednim poziomie. Sami dobrzy gracze zagraniczni nie wystarczą.
A jakie główne różnice widzisz pomiędzy ligą turecką a innymi, w których grałeś?
- W lidze tureckiej dokonano ogromnych inwestycji w infrastrukturę w ostatnich latach i większość hal i ich zaplecze są na wyższym poziomie niż na przykład w lidze włoskiej. Oczywiście sama organizacja klubów i ich profesjonalizm są w początkowej fazie rozwoju, ale tego muszą się nauczyć i wtedy dorównają innym ligom europejskim.
Ale sama liga to jest nadal tylko kilka klubów naprawdę profesjonalnych, na wysokim poziomie, a reszta to kluby znacząco słabsze i sportowo i organizacyjnie?
- Zgadza się, ale to się zmienia z każdym sezonem na lepsze. Te słabsze kluby podciągają się do poprzeczki zawieszonej przez te najmocniejsze. I tak jak mówiłem, to nie jest kwestia pieniędzy czy zagranicznych gwiazd, to jest przede wszystkim kwestia odpowiedniej liczby tureckich siatkarzy grających na wysokim poziomie. Tego na razie w Turcji nie ma, co widać też po reprezentacji i dlatego nie da się tam zbudować wielu bardzo dobrych klubów.
Wracając do samego Fenerbahce, dlaczego właściwie gracie w pucharze Challenge? To nie jest ujma dla takiego klubu?
- Ale to jest nadal puchar europejski. I uczestnictwo w nim daje nam szansę na zmierzenie się z różnymi mocnymi klubami z tego kontynentu.
A jak człowiek, który zdobył wszystkie możliwe medale i tytuły w swojej karierze siatkarskiej, motywuje się do zwykłych meczów ze słabszymi przeciwnikami, czy to w lidze, czy w pucharach?
- Ludzie uczą się całe życie, ja też. W każdym meczu, niezależnie od przeciwnika, mogę się czegoś nauczyć, coś zrobić lepiej niż wcześniej. I nie mam poczucia, że już wszystko osiągnąłem. Zrealizowałem jakieś cele, a teraz mam następne cele w swoim sportowym życiu. A poza tym ja po prostu lubię grać w siatkówkę. I to jest chyba główna rzecz, która mnie aktualnie motywuje - nowe cele i radość z grania - bo z finansowego punktu widzenia mógłbym przestać grać nawet dzisiaj i tylko odpoczywać w luksusie do końca życia. I chyba wystarczająco na razie mnie to motywuje, co, mam wrażenie, pokazałem w meczu przeciwko drużynie warszawskiej.
Niewątpliwie pokazałeś. Ale ja nadal się zastanawiam jak ktoś, kto ma pewnie cały jeden pokój przeznaczony na puchary, medale i dyplomy z najważniejszych imprez...
- Nie, ja nie mam, moi rodzice mają taki pokój (śmiech).
... jak taki ktoś jak ty wychodzi na zwykły ligowy mecz z najsłabszą drużyną turecką i motywuje się do grania? Nie myślisz sobie "grałem na olimpiadzie przeciwko Gibie i wygrywałem, a to tylko jakiś meczyk nieważny"?
- Ja patrzę na to zupełnie inaczej. Wygranie meczu, jakiegokolwiek, z kimkolwiek, to jest cegiełka, na której budujemy zespół i naszą dobrą grę, która nas doprowadzi do grania z najlepszymi, a nawet wygrywania z najlepszymi. To jest droga, którą trzeba przejść. Tak nam też powtarza nasz trener Castellani – każdy wygrany mecz to krok na drodze do ostatecznego zwycięstwa i każdy z tych kroków jest tak samo ważny.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!