Wojciech Sobala: Hitchcock by się nie powstydził

To, co w sobotnie popołudnie wydarzyło się w częstochowskiej hali Polonia na długo zapadnie w pamięci kibiców. Po trwającym blisko trzy godziny spotkaniu Puchar Challenge wznieśli do góry siatkarze Tytanu AZS Częstochowa, zapisując się w ten sposób w annałach polskiej siatkówki. Emocji i dramaturgii było co nie miara.

Adrian Heluszka
Adrian Heluszka

Sobotnie spotkanie godne było finału europejskich rozgrywek. Nie zabrakło zwrotów wydarzeń, dramaturgii i emocji. Ostatecznie puchar do góry mogli wznieść siatkarze Tytanu AZS Częstochowa, którzy wystawili nerwy kibiców na solidną próbę i szwank. - Hitchcock by się nie powstydził. To było bardzo ciężkie spotkanie. Wiedzieliśmy, że drużyna przeciwna jest bardzo dobra i potrafi walczyć i udowodnili to. Wygrali z nami 3:2 w meczu regularnym, a w secie złotym prowadzili już 6:0. Na szczęście udało nam się to wygrać i mamy puchar - nie ukrywał radości środkowy częstochowskiej ekipy, Wojciech Sobala.

Częstochowianie przebyli prawdziwą drogę z nieba do piekła i odwrotnie. Gdy prowadzili już 2:0 w setach wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że losy spotkania są już rozstrzygnięte. Wówczas niespodziewanie do głosu doszli warszawianie, którzy zaczęli mozolnie odrabiać straty i doprowadzili do złotego seta. Wielu fanów doszukiwało się analogii do pojedynku ligowego obu zespołów, gdy podopieczni Radosława Panasa również potrafili uciec spod topora i dokonać wielkiego cudu. - Warszawa lubi się tutaj odradzać. Już drugi raz to zrobiła. Na szczęście nie odrodziła się kompletnie i nie wygrała tego złotego seta - mówił Sobala.

Decydująca partia na długo zapadnie w pamięci kibiców. Przy stanie 0:6 niektórzy zaczęli już opuszczać trybuny w geście rezygnacji. Ci, którzy do końca wierzyli w częstochowski zespół zostali natomiast suto wynagrodzeni. Podopieczni Marka Kardosa postawili wszystko na jedną kartę i przewaga warszawian zaczęła topnieć. Później kontuzji doznał rozgrywający bardzo dobre spotkanie libero Inżynierów, Damian Wojtaszek, z czego skrzętnie skorzystali częstochowianie. Sytuacja w końcówce zmieniała się, jak w kalejdoskopie, ale ostatnie słowo należało do miejscowych, którzy zwycięstwo przypieczętowali dwoma blokami na Grzegorzu Szymańskim. - Każde myśli chodziły nam po głowie przy wyniku 0:6. Oczywiście, myśleliśmy także, że możemy to przegrać, ale trzeba walczyć do końca. Straciliśmy sześć punktów z rzędu, ale przy naszej zagrywce oni też mogli przecież tracić punkty. Odrabialiśmy spokojnie punkt po punkcie i wyrwaliśmy tą wygraną - podkreśla środkowy Akademików.

Okazałe trofeum jest najlepszym zwieńczeniem tegorocznej przygody częstochowian na niwie europejskiej. Co ciekawe, "biało-zieloni" pierwotnie występowali w Pucharze CEV, z którego szybko jednak odpadli. W Pucharze Challenge przebyli długą drogę począwszy od egzotycznego wyjazdu na portugalskie Azory. - Przede wszystkim nastawienie było takie, aby wygrać to, co się da. Jeżeli zespół byłby nieosiągalny, to wiadomo. Walczyliśmy i udawało nam się urywać coraz więcej setów i meczów również po dramatycznych złotych setach. Generalnie cały ten puchar był dla nas dramaturgiczny - zauważa Sobala. - Najwyraźniej wierzymy w nasze umiejętności i potrafimy na boisku to udowodnić. Potrafiliśmy wygrać kilka tych złotych setów, nawet teraz i cieszymy się z tego bardzo.

Puchar będzie teraz zdobił klubową gablotę, ale przed zespołem Marka Kardosa jeszcze wciąż walka na krajowym podwórku o miejsce premiowane występami w pucharach w przyszłym sezonie. - Chcemy uzyskać miejsce w pucharach. Naszym celem będzie nadal wygrywanie tego, co jest możliwe. Będziemy walczyć - kończy Wojciech Sobala.

Wojciech Sobala wraz z Adrianem Hunkiem na najwyższym stopniu podium Wojciech Sobala wraz z Adrianem Hunkiem na najwyższym stopniu podium
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×