Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Gorąca siatkarzy krew, czyli nie tacy oni grzeczni, jak ich malują (wideo)

Elegancja, wychowanie, samokontrola czy brutalność, brak dobrych manier i umiaru, a nawet zwykłe chamstwo? Czy siatkarze to wciąż mili chłopcy? Niektóre incydenty - takie jak ten z Gorzowa - mówią o ich naturze więcej niż tysiąc słów... Czy coraz częściej z niesmakiem będziemy spoglądali na pomarańczowe boisko? A może to tylko wyolbrzymianie i wspomniane zajścia nie będą stałym elementem tego pięknego i dostojnego sportu? Bo pytanie jest zasadnicze - siatkarz musi być mężczyzną o nienagannych manierach czy jednak nie?!

Joanna Seliga
Joanna Seliga

Od kiedy pamiętam, siatkówka uważana była za sport wyjątkowy pod wieloma względami. Zaliczały się do nich takie idee, jak choćby gra fair play, szacunek do rywala, brak fauli (byłyby one zresztą niemożliwe z bardzo prostego powodu - wszak zawodników przeciwnych drużyn oddziela siatka, a granica między dwiema częściami boiska jest wyraźnie zaznaczona) i szeroko pojmowane "dżentelmeństwo" samych siatkarzy. Kiedy oglądało się ociekające krwią walki bokserów, drastyczne niejednokrotnie starcia szczypiornistów lub przewinienia futbolowych obrońców, potrafiących od tyłu zaatakować nogi wybiegających na pozycję "sam na sam" z bramkarzem napastników, z przyjemnością można było pomyśleć: "Nas to nie dotyczy, piłka siatkowa to całkiem inna bajka!". Jakież było więc nasze zdziwienie, gdy w 2011 r. rzeczywistość okazała się dużo bardziej brutalna. Bo czasy się przecież zmieniają...

Rewolucję w siatkarskim savoir-vivre rozpoczęli jednak już dużo wcześniej kibice. I choć polskim fanom siatkówki trudno jest cokolwiek zarzucić (co najwyżej można ich skrytykować za niezrozumiałą miłość do irytującego wielu atrybutu kibica w trakcie Ligi Światowej i nie tylko - wuwuzeli), a w lwiej części przypadków jedynymi nieprzyjemnościami, jakich można doświadczyć z ich strony, są gwizdy, to tego samego nie da się powiedzieć o nieokrzesanych i rujnujących opinię fanów piłki siatkowej z całego świata wandalach z Grecji. Kibicami nazwać ich już z pewnością nie można, a i określenie "wandale" wydaje się tu eufemizmem.

Niegodne szanującego się sympatyka siatkówki zachowanie w żaden sposób nie tłumaczy jednak tego, co powoli zaczyna się panoszyć na pomarańczowych parkietach. Chamstwo i brak kultury to choroba, której inwazję trzeba jak najszybciej zatrzymać. Na szczęście są to - przynajmniej na razie - tylko jednorazowe wybryki, a przecież jedna jaskółka (a może raczej trzy, jak się zaraz okaże) wiosny nie czyni, lecz rękę na pulsie trzeba już od tej pory trzymać, by nie doszło do epidemii...

Wszystko zaczyna się zawsze niewinnie - buzujące emocje, męskie ego w połączeniu z szalejącymi wskutek przypływu adrenaliny hormonami... I nieszczęście gotowe! Może "nieszczęście" to trochę za dużo powiedziane, ale przyznajcie, drodzy Czytelnicy, że czasami zwykła pyskówka pod siatką może zmącić pomeczową radość. Czy nie tak właśnie było po wygranej biało-czerwonych z reprezentacją Azzurrich w Pucharze Świata? Przypomnijmy sobie, jak to dokładnie wyglądało...




Po powrocie do kraju sami zainteresowani - na czele z Michałem Kubiakiem - nie chcieli się na temat tego mało przyjemnego wydarzenia wypowiadać. - Co mówił do mnie po meczu Dragan Travica? Nie ma sensu publicznie tego powtarzać. Ważne, że ja wiem i on wie. Tyle - podsumował główny bohater tamtego incydentu, ucinając tym samym wszelkie spekulacje. Nam pozostaje więc się jedynie domyślać, co było przyczyną tak gwałtownej reakcji polskich siatkarzy i ogólnego wzburzenia na środku boiska. Całe to zamieszanie nie wynikło jednak na pewno z wzajemnych uprzejmości czy pomeczowych gratulacji. Prowokatorami byli słynący z, krótko mówiąc, niewyparzonej gęby Włosi - to niemal pewne - lecz nie o narodowość tu w gruncie rzeczy chodzi, a o kulturę i klasę, której w takich sytuacjach niejednokrotnie ostatnimi czasy brakuje.

Ktoś mógłby powiedzieć, że robię z igły widły. Owszem, tego rodzaju zdarzenia nie mają miejsca codziennie. Coś jednak musi być na rzeczy, jeśli o siatkarski PR nie dba w kryzysowych momentach nawet Sergio, libero reprezentacji Brazylii. Jeszcze do niedawna Canarinhos można było uznać za team idealny. Wygrywali wszystko jak leci, ich skład przez lata się nie zmieniał, byli niczym jedna, wielka familia. Kiedy jednak część zawodników odeszła, a Brazylia straciła trochę ze swojego blasku, co też przełożyło się na jej wyniki sportowe (dziś pokonanie reprezentacji Kraju Kawy - nie mówię tu, rzecz jasna, o mających brazylijski kompleks Polakach - nie jest już takim wyczynem jak kiedyś i zdarza się, może nie nagminnie, lecz na pewno coraz częściej), również i na jej obliczu jako drużyny pojawiły się pierwsze rysy. Niegdyś można było powiedzieć, że każdy z siatkarzy za Bernardo Rezende wskoczy choćby i w ogień. Dziś już tak nie jest - popatrzcie sami:



Kłótnię z tegorocznego Pucharu Świata zarejestrowały w trakcie przerwy technicznej kamery jednej ze stacji telewizyjnych. Na filmie wyraźnie widać, jak granica między szkoleniowcem a podległym mu, przynajmniej w teorii, zawodnikiem powoli się zaciera. Wzburzony Sergio z każdym słowem i każdym gestem nakręca się w swoim gniewie coraz bardziej, zaś zdezorientowany Bernardinho nie ma pojęcia, jak zareagować. Nie wiemy wprawdzie, co tak bardzo wzburzyło pokojowo zawsze nastawionego do świata libero, lecz nie zmienia to faktu, że niezależnie od przyczyny jego irytacji zachowanie to nie powinno mieć miejsca. Brak okrzesania czy wychowania?

Oba opisane wyżej zajścia są jednak niczym w porównaniu z tym, co wydarzyło się całkiem niedawno na jednym z parkietów I ligi. Tuż po zakończeniu konfrontacji GTPS-u Gorzów Wlk. i Energetyka Jaworzno zawodnik drużyny gości, Adam Michalski, zachował się w sposób nie tylko zwyczajnie go kompromitujący, ale też po prostu niehonorowy. W trakcie tradycyjnego pożegnania siatkarzy pod siatką uderzył on rozgrywającego teamu gospodarzy, Bartłomieja Neroja, w twarz! Wcześniej jednak, co również warte jest podkreślenia, sam szarpany był za koszulkę. To jednak nie był jeszcze koniec atrakcji - zaraz potem gracze zaczęli ganiać się po parkiecie, doszło również do szarpaniny. Czy w tak haniebną stronę idzie teraz siatkówka?



- Nasze decyzje na pewno będą ostre, a kary dla zawodników dotkliwe - zapewniał tuż po tym bulwersującym zdarzeniu szef wydziału dyscypliny PZPS. Cóż jednak z kar, skoro niesmak po incydencie, który nie miał prawa się wydarzyć, pozostał? Cóż z sankcji dla zawodników, skoro na obliczu tak ukochanej przez nas dyscypliny i przede wszystkim uprawiających ją graczy pojawiły się tak głębokie rysy? Nie chcemy bandytyzmu w siatkówce - trzeba to powiedzieć jasno i zdecydowanie. Jakie by nie były kulisy owego zajścia, jakie by nie były jego przyczyny i geneza, jedynym wyjściem jest brak tolerancji dla takich zachowań.

Czy siatkarze idą w złą stronę - stronę braku zahamowań, arogancji i prostactwa - tego nie wiem i w najbliższym czasie się zapewne jeszcze nie dowiem. Warto jednak już teraz zwrócić uwagę na zwrot, jaki niewątpliwie w tym sporcie nastąpił. Niegdyś dystyngowany, można by rzecz - szlachecki, dziś coraz częściej (na szczęście nie nagminnie) odbiegający od kanonu dbającej o zasady moralne oraz dobre wychowanie sfery sportu. Dmuchać na zimne jednak trzeba, żebyśmy potem nie mieli wyrzutów sumienia. Bo nie taką siatkówkę wszyscyśmy pokochali i nie taki jej obraz oglądać chcemy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×