Inżynier od podszewki: Damian Wojtaszek - siatkarski perfekcjonista o ognistym temperamencie (cz.2)

Damian Wojtaszek, libero AZS Politechniki Warszawskiej, to zawodnik, którego sylwetkę warto sobie przybliżyć. Popularny "Mały" to - zdaniem wielu - siatkarz, o którym może być z każdym kolejnym meczem coraz głośniej. Portal SportoweFakty.pl miał przyjemność zagłębienia się w genezę jego przygody z volleyem, o czym można się było przekonać w pierwszej części naszego materiału (Kliknij, aby przeczytać cz.1 artykułu!). Teraz czas na kolejną dawkę wiedzy - tym razem o jego siatkarskim obliczu.

Joanna Seliga
Joanna Seliga
Jeszcze w 2008 r. nie każdy kibic siatkówki w Polsce wiedział, kim jest Damian Wojtaszek. Był on wówczas reprezentantem barw stołecznego klubu, lecz nie miał pewnego miejsca w drużynie. Wprawione oko mogło jednak już wtedy zobaczyć drzemiący w nim potencjał. Takowym zmysłem, nazywanym niekiedy szóstym, poszczycić mógł się trener Krzysztof Kowalczyk. - Damian jest zawodnikiem dobrze wyszkolonym technicznie. Jeśli dalej będzie się rozwijał w tym tempie, to za dwa, trzy lata może być o nim głośno - przekonywał. Dwa lata minęły i słowa nieżyjącego już szkoleniowca spełniły się niemal co do joty. Wojtaszek po każdym meczu zbiera pochlebne recenzje, zwracając na siebie uwagę siatkarskiego środowiska. Czyżby opinia trenera okazała się prorocza? - Z trenerem Krzysztofem Kowalczykiem rozmawiałem na temat swojej przyszłości, różnych perspektyw. Wiedziałem, na czym stoję, ponieważ powiedział mi, że jestem młodym zawodnikiem, przed którym jeszcze długa droga do osiągnięcia odpowiedniego poziomu sportowego. Radził mi, abym się uczył, trenował, zdobywał doświadczenie. Podzielił się też ze mną swoimi spostrzeżeniami na temat tego, jak za jakiś czas może wyglądać moja siatkarska kariera - mówi o pochlebnych słowach szkoleniowca przykładny pod siatkarskim względem uczeń. - Trener bardzo dużo czasu na treningach spędzał właśnie ze mną. Nigdy nie odstawiał mnie na bok - nawet gdy pierwszym libero był Robert Milczarek, zmieniał nas i wprowadzał wspólny trening. Kiedy była szansa na grę, wpuszczał mnie na parkiet; gdy w drużynie w danym momencie coś nie funkcjonowało, desygnował mnie do gry w celu poprawienia przyjęcia. Dzięki niemu cały czas byłem z zespołem - docenia wkład Krzysztofa Kowalczyk w swój rozwój. Aktualnie Damian Wojtaszek reprezentuje wciąż barwy AZS Politechniki Warszawskiej. Przed sezonem 2010/11 przedłużył kontrakt ze stołecznym klubem o kolejne dwa lata. Na jego decyzję o pozostaniu w stolicy złożyło się wiele czynników, m.in. przywiązanie do klubu, możliwość regularnej gry w podstawowym składzie, studia - zawodnik uczy się obecnie w Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie - a także fakt, iż po prostu dobrze czuje się w tym mieście i klubie. - Z podjętej decyzji jestem bardzo zadowolony. W Politechnice przyjaźnimy się wszyscy bez wyjątku, jesteśmy jedną wielką rodziną - przyznaje bez wahania.
Źródło: azspw.com
Damian Wojtaszek pełni na boisku rolę libero. Początkowo jednak, gdy jego kariera nie była jeszcze ukształtowana, myślał o roli przyjmującego. Jak prawie każdy młody adept siatkówki lubił atakować, dając upust swojej energii. A trzeba przyznać, że był temperamentny... - Już od czwartej klasy bardzo chciałem atakować. Wiedziałem jednak, że moje warunki fizyczne nie pozwalały na wiązanie z atakiem swojej przyszłości, z czym nie mogłem się pogodzić. Jednak zaraz po przeprowadzce do stolicy stało się jasne, że moją pozycją będzie pozycja libero. Byłem z tego powodu bardzo zły, chciałem atakować, miałem to, można powiedzieć, we krwi. Cieszę się jednak, że wszystko to potoczyło się w takim, a nie innym kierunku - przywołuje stare dzieje. Mimo to nie trudno jest zauważyć, iż żywiołowego siatkarza, którego prawa w warunkach meczowych wykluczają ofensywę, ciągnie nieraz do ataku. Tak też jest w przypadku zawodnika Politechniki, który nie odmawia sobie na treningach kilku chwil na soczyste zbicie. Niektórzy szkoleniowcy twierdzą nawet, iż jest to w przypadku graczy libero wręcz wskazane! Później jednak trzeba już wrócić do przewidzianego na tej pozycji treningu. "Mały", jak przystało na solidnego gracza, nie preferuje żadnego z wykonywanych przez siebie komponentów. - Głównym elementem w siatkówce jest przyjęcie - od tego wszystko zależy, od tego zaczyna się każda akcja. Obrona jest jednak równie istotna, więc mogę powiedzieć, że na swojej pozycji nie przedkładam jednego elementu nad drugi - uważa. Z całą pewnością można o nim powiedzieć, iż jest niezwykle pracowity i obowiązkowy. Siatkarski perfekcjonista? - Staram się wszystko wykonywać perfekcyjnie, lecz nie da się grać idealnie. Bywają dni lepsze i gorsze... Moim głównym celem jest wprowadzenie w szeregi drużyny jak najlepszej atmosfery, pobudzanie wszystkich zawodników do gry. Poza tym staram się po prostu wykonywać swoją pracę - utwierdza nas w przekonaniu o swojej naturalności i skromności.
Źródło: azspw.com
Czy Damian Wojtaszek ma więc szansę na grę w reprezentacji Polski? Nowy selekcjoner, nowa drużyna... Nowa twarze? Przypomnijmy, że już Daniel Castellani, nadając mu przydomek "Varsovia", widział go w przyszłorocznym składzie kadry. - Muszę przyznać, że z tą ksywką było sporo śmiechu. Mówiąc już jednak serio, cieszę się, że mimo tego, że nie jestem tak znanym siatkarzem, trener Castellani zobaczył mnie gdzieś w akcji i jakiś zamysł powiązany z ewentualnym powołaniem mnie na zgrupowanie pojawił się w jego głowie - mówi. Warto jednak w tym temacie zaznaczyć, iż "Mały" nabrał już pewnego doświadczenia w tej materii, gdyż swego czasu miał do czynienia z juniorską kadrą Zdzisława Gogola, a także zaliczył w 2009 r. epizod z kadrą Polski B, zastępując w niej Michała Dębca. - Dzięki reprezentacji naprawdę sporo się nauczyłem. Było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Dużym zaskoczeniem okazało się przeskoczenie z Milicza do juniorskiej kadry Polski. Co do reprezentacji B, to zagrałem w jej barwach jeden turniej, trenowałem z innymi zawodnikami i bardzo miło to wszystko wspominam - podkreśla. Wracając jednak do sportowego oblicza Damiana Wojtaszka jako zawodnika libero, warto przytoczyć kilka ciekawostek z jego życia wziętych. Siatkarskie rytuały i przyzwyczajenia rodem z hali? Takie rzeczy intrygują kibiców najbardziej! W przypadku "Małego" interesujące są praktykowane przez niego ceremoniały. Jak przystało na zawodnika niebywale ambitnego i zawziętego w dążeniu do celu, po każdej porażce zależy mu przede wszystkim na wyeliminowaniu złych zagrań. W starciach, w których jego zespół walczy, zostawia na parkiecie dużo serca, wyciska z siebie siódme poty, a mimo to przegrywa, analiza jest z reguły szybka. - Wiemy wówczas, że polegliśmy w starciu z naprawdę dobrą drużyną. Takie konfrontacje analizuje się z reguły bardzo szybko, gdyż mamy świadomość tego, że daliśmy z siebie wszystko, lecz po prostu nam nie wyszło - tłumaczy. Gdy natomiast zdarzają się pojedynki, w których po prostu nic nie wychodzi, Wojtaszek stara się po ich zakończeniu wszystko dokładnie przemyśleć i określić, w czym tkwi problem. - Także przed meczem staram się analizować wszystkie swoje zagrania - rozmyślam, jak powinien wykonać dany element - zaznacza.
Źródło: azspw.com
Jeśli jednak po porażce zauważymy na twarzy stołecznego zawodnika przygnębienie i smutek, nie należy się temu dziwić. Każda przegrana jest dla niego bolesna, lecz - jak sam podkreśla - także niezwykle mobilizująca. - Praktycznie już na drugi dzień po porażce zapominam o wyniku i zakasam rękawy, biorąc się do dalszej roboty. Ogarnia mnie wtedy jeszcze większa ambicja, dodatkowo wola walki. Automatycznie więcej wysiłku wkładam w trening - przyznaje ze szczerością. Jaki jest natomiast sposób Wojtaszka na przygotowanie do meczu? Jeszcze do niedawna było nim rytualne picie kawy. Jak jest obecnie? - Lubię kawę z dużą ilością cukru, choć przed meczami zaczynam jej już powoli unikać. Zamiast filiżanki tegoż napoju, funduję sobie przed daną potyczką godzinę snu. Wtedy na spokojnie, na pełnym luzie, budzę się do walki z podniesioną głową! - zdradza z uśmiechem na ustach. * Skoro tyle już wiemy na temat Damiana Wojtaszka jako siatkarza, grzechem byłoby nie skorzystać z możliwości podpytania go o jego prywatne oblicze. Na trzecią i zarazem ostatnią część materiału o zawodniku stołecznego klubu ("Inżynier od podszewki: Damian Wojtaszek - niespokojny duch z kulinarnym zacięciem (cz.3, wideo)") portal SportoweFakty.pl zaprasza już w poniedziałek 10 stycznia! * W pierwszej części tekstu podana została błędna informacja o tym, jakoby Damian Wojtaszek spędził w ośrodku szkolenia młodych siatkarzy (MKS MOS Wola Warszawa) tylko jeden rok. W ramach sprostowania portal SportoweFakty.pl chciałby nadmienić, iż w rzeczywistości zawodnik był szkolony w MOS-ie przez trzy sezony (lata 2004-2007), zgodnie z przyjętymi zasadami o łączeniu gry w dwóch klubach przez zdolnych juniorów. Ukoronowaniem jego gry w wymienionej wyżej drużynie było zdobycie w roku 2007 w Olsztynie brązowego medalu Mistrzostw Polski juniorów. Za nieścisłość przepraszamy.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×