Przeciwko naturze, przeciwko rywalom, czyli Pamiętnik Kibica cz.1
Przed świętami wszyscy zazwyczaj zabieramy się za wielkie porządki. Wyciągamy szczotki wielkiego kalibru, zaopatrujemy się w środki czystości i staramy się dać brudom do wiwatu. Nie ma zmiłuj - sprzątanie nie ominie nawet najzagorzalszych kibiców, którzy woleliby wtedy w spokoju obejrzeć sobie powtórkę finałowego spotkania mistrzostw Europy w Izmirze. Jednak doprowadzanie domu do porządku ma także swoje zalety. Można np. znaleźć wówczas pamiętnik, jaki został przez nas napisany w czasie tureckiego turnieju...
Joanna Seliga
Środa, 2 września 2009 r.
Drogi Pamiętniku!
Jeszcze jeden dzień i mój świat zostanie postawiony do góry nogami! Szybki rzut oka na zegarek i już wiem - dokładnie za 24 godziny swój premierowy pojedynek w mistrzostwach Europy w Izmirze rozegrają polscy siatkarze. Aż mnie dreszcze przechodzą na samą myśl o meczu z Francuzami... To nic, że będę musiała przełożyć wizytę u okulisty (znając życie, trafię jutro na oddział intensywnej terapii... Swoją drogą - powinnam chyba uzupełnić moją domową apteczkę. Brakuje mi w niej leków uspokajających, bo melisa na mnie ostatnio jakoś nie działa) i zrzucić na Pawła odpowiedzialność za ugotowanie obiadu - nic nie odciągnie mnie od telewizora!
Ale, ale... Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... Może niepotrzebnie tak się przejmuję tymi całymi mistrzostwami? W końcu imprezka od zarania dziejów kręci się co dwa lata i co dwa lata śpiewamy: "Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało"... Chwila, muszę poskromić swoje malkontenckie zapędy... Ale jak tu się nie stresować, skoro z kadry wypadli "Świder", "Winiar", "Szampon"?! Weź tu bądź mądry, człowieku, kiedy wszystko sprzeniewierzyło się przeciwko nam... Ok, może i zbyt emocjonalnie do tego podchodzę, ale to chyba logiczne, że przejmuję się losem naszej kadry. Bo dla prawdziwego kibica jej dobro to rzecz święta, nieprawdaż? A jakie słowa wykrzykiwał niegdyś Włodzimierz Szaranowicz, kiedy to Adam Małysz zdobywał podwójne złoto MŚ w skokach narciarskich? Ach tak, pamiętam już: "Po prostu sam sobie to wyrwał! Przeciwko naturze, przeciwko rywalom!". To były czasy... Więc jak, teraz czas na powtórkę z historii w siatkarskim wydaniu? Od dzisiaj mam zamiar być optymistką (mam tylko nadzieję, że nie zostanę zaliczona do niepoprawnych optymistek...)!
Tymczasem muszę iść przygotować papiery na konferencję w pracy, bo szef mi urwie głowę, bez której spotkania Polska - Francja raczej sobie nie obejrzę.
Sekundka... A gdzie są moje soczewki?! No pięknie, jak już się wali, to wszystko. Bez wyjątku. A teraz migiem po okulary, bo w przeciwnym wypadku jedyną rzeczą, jaką zdołam dostrzec w telewizorze, będzie bujna czupryna Stephana Antigi...
Czwartek, 3 września 2009 r.
Yes! Yes! Yes! Wprawdzie polityka nie jest moim konikiem, ale sławetna kwestia byłego premiera RP jest mi dziś nad wyraz bliska! Polacy wygrali z Żabo... Francuzami 3:1!
Cóż to był za mecz - po pierwszym secie nie było mi do śmiechu. Najbardziej odczuł to chyba mój kot. No bo co on sobie wyobraża - że przy stanie 18:24 będę mu ze śpiewem na ustach wyjmowała pazury z firanek?! I co jeszcze? Dlatego musiał biedaczek wylądować za karę w koszu na brudne ubrania. Następnym razem nie będzie się w trakcie meczu zapoznawał z muchami przy suficie.
Ale wracając do polsko-francuskiego starcia - kolejne partie wprawiły mnie już w niemal sielankowy nastrój. Nawet kot dostał podwójną porcję saszetki Whiskasa. A co tam, niech ma. W końcu nie wiadomo, co przyniesie kolejna potyczka - tym razem z Niemcami. Na razie cieszmy się i świętujmy udany początek czempionatu! I ukłony dla "młodych, gniewnych" - Kurek z Jaroszem pokazali dziś klasę! Rośnie nam młodzież, rośnie... I to w jakim tempie (!) - niczym oponka na brzuszku... mojego kota, oczywiście.