Są bez pieniędzy. Koniec znanego polskiego klubu?

Najbardziej utytułowany klub ostatniej dekady ma potężne kłopoty. Może zdobyć kolejny tytuł mistrza Polski i zaraz ogłosić upadłość. - Walczymy o przetrwanie - tłumaczy pełniący obowiązki prezesa Radosław Anioł.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Grupa Azoty Chemik Police / Na zdjęciu: Grupa Azoty Chemik Police

18 marca Grupa Azoty Police opublikowała oświadczenie, w którym poinformowała, że w 2024 roku nie wesprze finansowo siatkarskiego zespołu Grupy Azoty Chemika Police. Było to pokłosie wcześniejszych informacji na temat braku umowy pomiędzy sponsorem a klubem na ten rok. 29 marca podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy, powołano nową radę nadzorczą, która delegowała Radosława Anioła do pełnienia funkcji p.o. prezesa klubu. Radosław Anioł z Tauron Ligą związany jest od 2010 roku. Najpierw przez trzy lata był menadżerem Muszynianki Muszyna, a od sezonu 2013/14 pracuje w Chemiku Police. 

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Czy jest druga osoba, której tak zależy na klubie, jak panu? 

Radosław Anioł: Drugiej takiej pewnie nie ma, ale są takie, które bardzo chcą pomagać. Pracownicy klubu, rada nadzorcza, kompetentni ludzie. Wśród nich jest na przykład nasz były trener Marek Mierzwiński, aktualnie prezes Zachodniopomorskiego Związku Piłki Siatkowej. Parę osób z sercem do Chemika na pewno się znajdzie.

Nie pochodzi pan z Polic ani Szczecina. Tak duże zaangażowanie w losy klubu wynika z tego, że spędził pan tu już tak dużo czasu?

Związałem się z Chemikiem 11 lat temu. Byłem od początku założenia tej spółki. Pracowałem ze wszystkimi zawodniczkami, organizowałem wszystkie mecze u siebie, byłem na praktycznie wszystkich wyjazdowych. Mam na koncie najwięcej meczów zorganizowanych w historii całego Chemika od 1988 roku, czyli od kiedy ten klub powstał. Można powiedzieć, że serce zostawiłem w Policach i Szczecinie, gdzie się osiedliłem.

Kiedy pojawiły się pierwsze informacje o wycofaniu się ze sponsorowania Chemika Grupy Azoty, to brał pan w ogóle pod uwagę, że klubu może nie być?

Wyobrażam sobie, że klubu może nie być, bo nie mamy pieniędzy na nowy sezon, a nawet dokończenie tego. Chemika może zabraknąć i może znajdzie się paru kibiców, którzy by się ucieszyli, ale szkoda by było takiej marki. Cały czas przecież wspominamy Atom Trefl Sopot, Muszyniankę Muszyna, MKS Dąbrowę Górniczą czy PTPS Piła. Byłoby szkoda i nie chcemy do tego dopuścić. Wszyscy, w całej Polsce.

ZOBACZ WIDEO: Karne z Walią w Cardiff. "Lewy" opowiedział, co działo się w jego głowie

Zdarzają się kluby oparte na jednym sponsorze, w większości jednak są starania o to, żeby byli też ci mniejsi, którzy stanowiliby ratunek chociażby w takiej sytuacji. Może to był błąd, że jedynym dużym sponsorem była Grupa Azoty? 

My, jako pracownicy klubu, dowiedzieliśmy się na początku roku, że nie ma aktualnej umowy z Grupą Azoty, choć prezes zapewniał, że finansowanie na nowy sezon będzie. Dochodziły do nas sygnały, że jednak tak nie będzie. Czytamy gazety, widzimy, co się dzieje na rynku, że Grupa Azoty miała problemy finansowe. Ważniejsze jest utrzymanie zakładów i spółki, setek pracowników. W drugiej kolejności patrzy się na klub sportowy.

Tak więc umowa się skończyła od 1 stycznia 2024 roku. Odpowiadając na pytanie: tak, brak dywersyfikacji finansowej stał się dla nas bardzo dużym kłopotem.

Wpływ na pozyskiwanie sponsorów miał ktokolwiek z klubu czy tylko prezes Paweł Frankowski?

Zarząd od samego początku istnienia klubu był jednoosobowy. Prezes podejmował decyzje, brał za to pełną odpowiedzialność. My, czyli nowa rada nadzorcza i ja (w sumie cztery osoby - przyp. red.) mamy na to inny plan. Zaczynamy piramidę finansową od najmniejszych sponsorów, a na szczycie, mam nadzieję po zwalczeniu problemów, znajdzie się główny sponsor. Szukamy ich, każdy będzie ważny.

Sponsorzy, których widzimy na stronie internetowej czy w mediach społecznościowych, stanowili chociaż 10 procent budżetu klubu? 

Nawet nie 10 procent. To byli partnerzy, którzy są oczywiście bardzo potrzebni: woda mineralna Selenka Wieniec Zdrój, Renault czy partner techniczny Damons - są z nami od wielu lat. To głównie wymiany barterowe. Oni są i będą potrzebni, ale to nie finansowi sponsorzy. Budżet finansowy, którzy mieliśmy, to w 98 procentach Grupa Azoty. Musimy to zmienić.

Z całej drużyny trzy zawodniczki mają kontrakty ważne na jeszcze jeden sezon. Czy zostaną? 

Byłem szczery z menedżerami, jeżeli chodzi o zawodniczki, które nam zostały. Jesteśmy po słowie, znamy się z niektórymi dobrych paru lat. Zapewniłem menadżerów, że jeśli niebawem sytuacja się nie rozwiąże, to będziemy musieli puścić je w świat. Według zapisów kontraktowych i tak nie będziemy mogli ich zatrzymać, jeżeli nie płacimy 2-3 miesiące.

Jak wygląda sytuacja z resztą zespołu, skoro już są zaległości? 

Rozmawialiśmy ze wszystkimi, poinformowaliśmy o zmianach, a w sobotę z zawodniczkami, członkami sztabu, postanowiliśmy, że gramy do samego końca. Finanse na samą organizację meczów domowych i wyjazdowych są zabezpieczone. Dziewczyny wiedzą, że mogą do końca sezonu nie otrzymać pełnych kwot z kontraktu, ale powiedziały, że będą walczyć o mistrzostwo Polski. Chwała im za to, pokazały charakter.

W pierwszej kolejności chcemy walczyć o przetrwanie klubu, a potem o utrzymanie w lidze w przyszłym sezonie. Podstawą jest zatrzymanie trzech zawodniczek, które mają ważne kontrakty. Młodymi siatkarkami z I i II ligi w Tauron Lidze się nie utrzyma.

Pojawiło się sporo głosów wsparcia z całej Polski. Jak mogą pomóc kibice?

Od razu zbudowaliśmy swoją ofertę sponsorską. Prosiliśmy kibiców, żeby ją udostępnili. Nigdy nie wiemy, kto kogo zna, do kogo dotrze poprzez media społecznościowe. Najważniejsze, żeby ludzie przychodzili na mecze, realnie. W pierwszej kolejności to zawodniczki potrzebują wsparcia, to też pokaże potencjalnym partnerom, że nie jesteśmy sami w walce o klub.

Wymyśliliśmy jeszcze jedną akcję w klubie, bo wiele osób pytało o zrzutki. Dla nas to coś, co kojarzy się z ludźmi potrzebującymi, a nie chcieliśmy dążyć do tego, żeby zabierać pieniądze. Zdecydowaliśmy się na zorganizowanie wirtualnego meczu, skierowanego do kibiców siatkówki. Bilety wirtualne, może, mam nadzieję, że uda się kiedyś pomóc ludziom, którzy teraz w trudnym momencie pomagają nam. Akcja dobrze się rozwinęła, są setki kibiców. To nie rozwiąże naszych problemów, ale jest to pewien procent. Można powiedzieć, że to też jeden z naszych nowych partnerów.

A jak teraz wygląda sytuacja? Częściej sami szukacie sponsorów i odzywacie się do nich czy jest więcej zapytań z zewnątrz? 

Mamy grupę zarządzania kryzysowego. Rozpuściliśmy ludzi po Polsce i działamy. Nawet klub kibica pisał do samorządów. To nie tylko działanie nasze, ale odzywają się do nas inni. Są firmy, które pozyskują partnerów, do których też się zgłosiliśmy, za procent z przyprowadzonego sponsora otrzymają swoją wypłatę.

Dodatkowo chciałbym zaznaczyć, że pomaga nam... sama Grupa Azoty. Padła deklaracja, że próbują znaleźć rozwiązanie, nie zostawią klubu samego sobie. Szkoda by było, żeby jedna z najbardziej utytułowanych drużyn kobiecych w Polsce zgasła w takim stylu.

Myślał pan kiedyś o tym, że zostanie prezesem klubu?

Mówiłem, że nie mam takich ambicji. Byłem menadżerem, potem dyrektorem zarządzającym, ale kocham to, co robię. Organizuję mecze i jeżdżę na nie razem z zespołem. Jak jest cień szansy, żeby uratować klub, to nie było innego wyjścia, musiałem się zgodzić. Ktoś mi ostatnio powiedział, że niczym nie ryzykuję, bo jeśli klub przestanie istnieć, to będę mógł powiedzieć, że próbowałem. A jeżeli się uda, to będę cudotwórcą.

Rozmawiała Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty

Czytaj też:
Polska gwiazda musi szukać nowego klubu. Znikają po 11 latach
Poniósł klęskę w wyborach. Bo ludzie patrzyli na partie?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×