Wycinek z życia: David Lee - artysta sztuki blokowania

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
Krok ku nieśmiertelności

Lee w początkowym etapie swojej kariery nie przypuszczał, że będzie mu dane reprezentować ojczyznę na turnieju olimpijskim. Tymczasem Hugh McCutcheon nie zawahał się postawić na środkowego, który podczas igrzysk w Pekinie był najmłodszym członkiem ekipy. - Nasz zespół był najstarszy w całym turnieju, ale ja byłem zupełnie nowym człowiekiem, można powiedzieć, że nieoczekiwanie stałem się główną postacią. Duża rolę odegrał też sam fakt uczestnictwa w igrzyskach, to dodawało motywacji zarówno mnie, jak i moim kolegom - przyznał. Drużyna z wieloma gwiazdami światowej siatkówki, takimi jak Lloy Ball, Clayton Stanley, William Priddy, uważana była za cichego faworyta rozgrywek. Miesiąc wcześniej Amerykanie pokonali Brazylijczyków w finale Ligi Światowej, który na dodatek rozegrany został w Kraju Kawy. Podrażnieni Canarhinos zapowiadali rewanż, ale jak pokazała historia, stało się inaczej.

Zespół z Ameryki Północnej bez większych problemów przeszedł przez fazę grupową, pierwsze schody zaczęły się w ćwierćfinale, w którym Ivan Miljković i jego koledzy długo stawiali opór ekipie z USA, przegrywając dopiero po tie-breaku. Bohater tekstu zdobył w tym spotkaniu 15 punktów, jednak dni chwały miały dopiero nadejść. W półfinale z Rosją został on okrzyknięty ojcem zwycięstwa swojej drużyny, zdobywając cztery z ostatnich pięciu punktów w tie-breaku. Jego efektowny blok na Maksimie Michajłowie zapewnił Amerykanom piętnaste "oczko", a tym samym awans do decydującej rozgrywki. W finale doszło do rewanżu za finał ostatniej edycji Ligi Światowej. Bohaterem spotkania uznano tym razem Claytona Stanleya, ale Lee ze swoimi 10 punktami w znaczący sposób przyczynił się do zwycięstwa 3:1 i wywalczenia złotego medalu olimpijskiego. W klasyfikacji na najlepiej blokującego zajął drugie miejsce, uzyskując średnio jeden blok na set. - Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć. Nigdy nie zapomnę widoku mojej mamy płaczącej z radości, całej mojej rodziny, która była wówczas ze mną i cieszyła się ze zwycięstwa, to była dla mnie niesamowita chwila. Igrzyska to niezwykłe doświadczenie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. W pierwszej chwili trudno było nam wyjaśnić, jak to się stało, że tyle osiągnęliśmy. Przecież jest tyle osób, które mają szansę zdobyć złoty medal, a udało się to akurat mnie. Dopiero po kilku miesiącach zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy - wyznał po latach.

Syberia drugim domem

Po zakończeniu turnieju olimpijskiego amerykański środkowy mógł przebierać w ofertach, jak w ulęgałkach. Lee postawił tym razem na włoską Serie A, stając się zawodnikiem jednego z najbardziej utytułowanych klubów na Półwyspie Apenińskim, Casa Modena. Włoska przygoda okazała się zupełnie nieudana dla świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego (dziesiąte miejsce w gronie czternastu ekip).

Nieudany sezon we Włoszech sprawił, że Lee poważnie rozglądał się za nowym pracodawcą, ostatecznie wybierając ofertę rosyjskiego Lokomotiwu Nowosybirsk. Niezrażony niekorzystnymi warunkami pogodowymi, panującymi w Rosji, pozostał w tym kraju na kolejne rozgrywki, dając się skusić beniaminkowi ligi Kuzbassowi Kemerowo. Wprawdzie dziesiąte miejsce na koniec sezonu było sporym rozczarowaniem, ale w Pucharze Rosji drużyna z Kemerowa zdołała awansować do finałowej rywalizacji. - Szczególnie w Kemerowie zainteresowanie siatkówką jest bardzo duże. Ludzie na każdym meczu zapełniają halę do ostatniego miejsca. Jej pojemność wynosi około 3000 miejsc. Ogólnie mam dobre doświadczenia z pobytu w Rosji. Wszystko jest tam perfekcyjnie i profesjonalnie zorganizowane - zachwalał grę na Syberii.

Środkowy z Kalifornii niemalże na stałe zadomowił się w Rosji, w ciągu następnych dwóch lat zakładał bowiem koszulki Dynama Moskwa (z tym zespołem zdobył Puchar CEV) i Zenitu Kazań. - Uważam, że jest to obecnie najsilniejsza liga, zaczyna dominować nad Serie A. Kiedyś tylko trzy-cztery drużyny były mocne, obecnie w grze o najwyższe cele jest osiem, dziewięć zespołów - stwierdził przed sezonem 2012/2013. Niestraszna jest mu także egzotyka - ostatni sezon spędził w Chinach, wracając do Azji niemal po dziesięciu latach. Razem z Cristianem Savanim reprezentował barwy Shanghai Volleyball, z którym dotarł do finału ligi, zostając przy okazji najlepszym blokującym całych rozgrywek.
David trwale zapisał się na kartach historii jako złoty medalista igrzysk David trwale zapisał się na kartach historii jako złoty medalista igrzysk
Słodko-gorzko

W ciągu czterech lat po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego amerykańska kadra przechodziła niewielki kryzys. Karierę zakończył Lloy Ball, niższą formę prezentowali też niezawodni zazwyczaj Clayton Stanley i William Priddy. - Trudno ponownie osiągnąć taki poziom jak w Pekinie, po zwycięstwie jedyne, co możesz zrobić, to powtórzyć swój wyczyn, a na pewno nie będzie to łatwe - powiedział Lee przed turniejem olimpijskim w Londynie. Jego słowa okazały się prorocze - Jankesi polegli 0:3 w ćwierćfinale z Włochami. Ich sen o medalu skończył się szybciej niż się tego spodziewali. W kadrze musiało dojść do zmiany pokoleniowej, która jednak nie dotyczyła naszego bohatera. Jako jeden z niewielu starszych zawodników pozostał w reprezentacji, wciąż mając apetyt na kolejne sukcesy. - David daje naszej drużynie tyle ognia, energii, która po chwili przenosi się na pozostałych zawodników. Dzieje się to szczególnie wtedy, gdy zdoła zatrzymać atak przeciwnika. Z pewnością jest jednym z najlepszych blokujących na świecie - podkreślał jego rolę w drużynie Alan Knipe, były trener kadry.

Sezon reprezentacyjny 2014 z jednej strony rozpoczął się dla Amerykanów bardzo udanie, z drugiej natomiast pozostanie po nim gorycz związana z niewykorzystaną szansą w światowym czempionacie. Ale wszystko po kolei. W połowie lipca reprezentacja USA, dowodzona przez nowego szkoleniowca Johna Sperawa, sprawiła sporego kalibru niespodziankę, zwyciężając w Lidze Światowej. Duży udział w końcowym triumfie miał oczywiście Lee, zdobywca dwunastu punktów w finale. W obliczu zbliżających się mistrzostw świata Amerykanie dołączyli do ścisłego grona faworytów. Gra reprezentantów USA w pierwszej fazie nie zachwycała. - Moim zdaniem musimy popracować jeszcze nad zagrywką oraz jej przyjęciem i zdecydowanie zredukować liczbę błędów własnych - podsumowywał po jednym ze spotkań. W drugiej rundzie Amerykanie kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, jednak w dobrze funkcjonującej maszynie nagle coś się zacięło. W ostatnim meczu z Argentyną, pozbawioną szans na awans do najlepszej szóstki, Jankesów ogarnęła niemoc i sensacyjnie przegrali 2:3, odpadając z dalszej rywalizacji.

Wciąż w grze

David Lee pozostaje ostatnim zawodnikiem z pierwszej szóstki mistrzów olimpijskich z Pekinu, który wciąż kontynuuje występy w reprezentacji. Od wielu lat prezentuje on ogromne zaangażowanie w grę w kadrze, stając się niemal mentorem dla młodszych zawodników. Pomimo 32 lat nadal utrzymuje wysoką formę fizyczną i z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że przez kilka najbliższych sezonów będzie decydował o wynikach zarówno kadry, jak i drużyn klubowych. Kto wie, może na Igrzyskach Olimpijskich w Rio ponownie stanie się bohaterem kadry USA. Wypada też mieć nadzieję, że zawodnik takiej klasy pojawi się w niedługim czasie w PlusLidze i kibice nad Wisłą będą mogli podziwiać jednego z najlepszych środkowych świata.
Po zakończeniu turnieju olimpijskiego amerykański środkowy mógł przebierać w ofertach, jak w ulęgałkach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×