System wideoweryfikacji to katastrofa - rozmowa z Raulem Lozano, byłym selekcjonerem reprezentacji Polski

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk
Wróćmy zatem do Polaków. Czy nie uważa pan, że najmłodsi polscy zawodnicy, jak Mateusz Mika, mogą na którymś etapie się spalić, nie wytrzymać presji?

- Nie. Już w meczu otwarcia Mika pokazał, że nie pęka. O resztę też się nie martwię. Mają koło siebie Wlazłego, Winiarskiego i Zagumnego. Z tymi trzema siatkarzami w każdym meczu nic złego stać im się nie powinno. Według mnie wszyscy sprawdzą się na najwyższym poziomie. Mika to dla mnie naprawdę dobry zawodnik, może nie ma jeszcze doświadczenia, ale powinien być mocnym punktem zespołu.

Jak podoba się panu organizacja turnieju?

- Wszystko jest w porządku. Dla mnie problemem jest tylko wideoweryfikacja. To katastrofa. To co zrobiło FIVB z Polsatem od strony organizacyjnej, to zdecydowanie najwyższa jakość, ale system challenge jest tragiczny. Moim zdaniem może on być groźny dla meczów o najwyższą stawkę i dla siatkówki w ogóle. W Krakowie, gdzie oglądałem mecze na żywo, co chwila były jakieś przerwy. Minuta, dwie, pięć - nic się nie działo. Jest czas, przerwa na żądanie? Ok, ale wideoweryfikacja? Co chwila ktoś coś sprawdza. Transmisje telewizyjne według mnie tracić mogą miliony widzów na świecie z powodu tych ciągłych przerw. To jest zupełnie niepotrzebne.

Ale nie uważa pan, że dzięki systemowi challenge siatkówka jest sprawiedliwsza?

- Po wydarzeniach w Krakowie wcale nie byłbym tego taki pewien. Niby wszystko idzie dobrze, ale przychodzi decydujący set i pojawia się problem. Każdy i tak widzi to, co chce widzieć. Wiąże się to, oczywiście, z kiepskim poziomem sędziowania. W stolicy Małopolski nic nie dał system, a do tego nie popisali się jeszcze arbitrzy. Nie jestem więc w stanie pojąć skąd tak uparte forsowanie wideoweryfikacji. A co pan sądzi o drabince turniejowej?

- Na pewno razi w oczy brak porównywalności grup. Są takie, które są dużo łatwiejsze i jest jedno znacznie trudniejsze zestawienie. Logika tego, żeby organizator miał łatwiej jest, oczywiście, zrozumiała. Tak jest od zawsze. Ale to jest jedna grupa, a tu były w pierwszej fazie trzy, w których byli zdecydowani faworyci i próżno szukać było kogoś, kto mógłby pokrzyżować im plany.

Czy ten turniej nie wydaje się panu zbyt długi?

- Nie, ale problemem są według mnie te najsłabsze drużyny: ekipy z Azji, Afryki czy Ameryki Środkowej. Ich udział w mundialu, zwłaszcza gdy nie są mistrzami swoich kontynentów, jak Korea Południowa, mija się z celem. Dużo jest w tych mistrzostwach drużyn, które zupełnie nie liczą się w rywalizacji i nie powinno ich tu w ogóle być. Ma to potem wpływ właśnie na poziom grup i brak ich równości. Ale to jest, oczywiście, problem FIVB, a nie Polski.
Lozano przekonuje,że trio Wlazły - Winiarski - Zagumny to gwarant sukcesu reprezentacji Polski w trwających mistrzostwach Lozano przekonuje,że trio Wlazły - Winiarski - Zagumny to gwarant sukcesu reprezentacji Polski w trwających mistrzostwach
Zostawmy więc na chwilę tegoroczny mundial i przenieśmy się osiem lat wstecz. Co jest pana najlepszym wspomnieniem z tak pięknych dla naszej reprezentacji mistrzostw świata w Japonii?

- Wszystko, cały tamten turniej. Zdecydowanie jednak najpiękniejszym i najważniejszym momentem było wyjście całego zespołu na dekorację po finale w koszulkach z numerem 16, dla Arka (tragicznie zmarłego rok wcześniej Arkadiusza Gołasia - przyp. red.). To było coś wspaniałego, niesamowitego.

Czy jest pan świadom tego, że to właśnie pan wzniósł polski zespół na najwyższy światowy poziom? Medal w 2006 roku był pierwszym od niepamiętnych czasów sukcesem biało-czerwonych na arenie międzynarodowej.

- O Polsce można powiedzieć, że jest bardzo żyzną glebą siatkarską. W waszym kraju jest mnóstwo zawodników. Jeśli chodzi o technikę, to wiele do pracy czy korygowania nie ma. Chodzi raczej o aktualizację taktyki, przygotowań do turniejów i podejścia do treningów. Jest na świecie tylko niewiele krajów, gdzie męska i żeńska siatkówka są cały czas na najwyższym poziomie. Mam tu na myśli Rosję, Brazylię, USA, ewentualnie Włochy, Serbię i właśnie Polskę, gdzie taka sytuacja jest możliwa. W przypadku Niemiec teraz jest dobrze, ale to, tak jak mówiłem, wynika z konsekwencji, która pojawiła się dopiero cztery lata temu. Trudno powiedzieć, czy to się utrzyma i teraz będzie już tak zawsze.

Dlatego nie do końca powiodło się panu w Niemczech?

- Tam problem w moich czasach był taki, że nie było wsparcia w lidze. Rozgrywki krajowe powinny być ściśle połączone z reprezentacją. Musi to współgrać. W moim okresie pracy w Polsce wasza liga była już bardzo silna. Reprezentacja miała zdeponowane w "banku" wylęgające się kolejne młode talenty. W Niemczech za moich czasów tego nie było. Wcześniej podobnie było w Hiszpanii. Z tym, że zawodnicy, których zabrałem w 1995 roku na Uniwersjadę, grali potem w prowadzonym przeze mnie zespole na igrzyskach w Sydney. I to właśnie ci siatkarze zdobyli mistrzostwo Europy w 2007 roku w Rosji. W siatkówce wszystko sprowadza się więc właśnie do ciągłości pracy.

W Katowicach rozmawiał Marcin Olczyk.

Czy reprezentacja Polski w tegorocznych mistrzostwach świata spisze się przynajmniej tak dobrze jak w 2006 roku pod wodzą Raula Lozano?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×