Justyna Kowalczyk: Dużo niedobrych rzeczy się zdarzyło na zjeździe. Nie przeze mnie
Justyna Kowalczyk odpadła w ćwierćfinale sprintu stylem klasycznym w Pjongczangu. Na trasie doszło do starcia z Ingvild Flugstad Oestberg, na czym ucierpiały obie zawodniczki. - Tu zdarzyły się rzeczy nienormalne - powiedziała Polka.
Kluczowe wydawało się starcie na wirażu na zjeździe z Ingvild Flugstad Oestberg. Norweżka w rozmowie ze swoją rodzimą telewizją przyznała, że Kowalczyk zachowała się nieprzepisowo.
Jednak Kowalczyk ma na ten temat zupełnie odmienne zdanie. Nie czuje się winna. Tak przedstawia przebieg wydarzeń. - Oestberg zaraz po podbiegu przypłużyła (pojechała pługiem - przyp. red.). Ja na nią wjechałam, przez co sama musiałam także pojechać pługiem. Później już na samym końcu się pomieszało, dziewczyny na nas najechały - relacjonowała. - Jeśli ja bym była na miejscu Oestberg, można by było powiedzieć, że to normalne. Tu się zdarzyły rzeczy nienormalne - podsumowała ze śmiechem Kowalczyk. - Muszę iść do trenera i spojrzeć mu w oczy - dodała w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Początek w wykonaniu Kowalczyk nie był najlepszy, została z tyłu. Dogoniła jednak rywalki i zaczęła z nimi biec w grupie. - Start w moim wykonaniu musiał być taki, jaki był, inne zawodniczki są dużo szybsze. To nie było jednak utrudnieniem. Warunki były na tyle dziwne, że część osób biegnie obok torów, bo teoretycznie tak jest szybciej. Ja wybrałam bieg w torze, ale jeśli ktoś biegnie obok, to kijki się mogą złamać. Jest dużo niuansów, które wpływają na to, że trzeba być sprytnym. Mi tego zabrakło - podkreśliła.
Czy wynik ten rozczarował polską biegaczkę? - Nie jakoś bardzo mocno, ale jest mi smutno, bo nie takiego miejsca się spodziewałam i nie takiej walki - przyznała.
Pierwotnie Kowalczyk miała wystartować jeszcze w sprincie drużynowym, sztafecie i w biegu na 30 kilometrów stylem klasycznym. - Wszystko zostaje. Mam nadzieję, że żadne choroby nas nie dopadną - zakończyła.