MŚ 2021. Polska - Węgry. Bolesne przebudzenie. To nie tak miało wyglądać
Koniec pięknego snu. Reprezentacja Polski przegrała z Węgrami 26:30 i żegna się z mistrzostwami świata w Egipcie. Przed Biało-Czerwonymi jeszcze mecz z Niemcami.
Plan był prosty. Polacy musieli zagrać w sobotę perfekcyjne spotkanie. Bez zbędnych błędów, dwuminutowych kar, przestojów. Rzucać celnie, bronić mocno - tylko tak mogliśmy zaskoczyć rywali.
Festiwal błędów
No cóż, nie wyszło. Po obiecujących pierwszych minutach i rzutach Tomasza Gębali Polacy się mocno pogubili. O ile w obronie jeszcze jako tako to wyglądało, tak poczynania Biało-Czerwonych w ataku przyprawiały o ból głowy.
ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie ma wyjścia. "Pomoc od rządu praktycznie nie istnieje"Podopieczni Patryka Rombla popełnili chyba wszystkie możliwe błędy własne. Niedokładne podania do kontry. Piłki, które miały trafiać do obrotowych, lądowały w dłoniach obrońców. Faule w ataku. Niewykorzystane sytuacje. Wyglądało to, delikatnie mówiąc, nieciekawie.
W defensywie kadrowiczom udało się wyłączyć dwie najważniejsze dotąd postaci w węgierskiej kadrze - Bence Banhidiego i Dominika Mathego. Co z tego, skoro ciężar zdobywania bramek wziął na siebie Miklos Rosta, a obrońców - niczym pionki na szachownicy - rozstawiał jak chciał Mate Lekai.
Ile znaczy playmaker
Lekai tylko w pierwszej połowie rzucił 7 bramek w 7 rzutach. Trafiał z gry, trafiał z kontry, nie znalazł na niego sposobu Adam Morawski. A trzeba zaznaczyć, że "Loczek" był w naprawdę dobrej dyspozycji, odbił kilka ważnych piłek i jako jedyny dawał nadzieję na to, że Polacy zmienią obraz gry.
Rombel w kadrze "polskiego Lekaia" nie ma, a co gorsza po 10 minutach stracił również swojego pierwszego playmakera. Po jednej z akcji na ławce wylądował Michał Olejniczak, którym musieli się zająć fizjoterapeuci.
W jego miejsce na parkiecie pojawił się Maciej Pilitowski, ale rozgrywający Energii MKS-u Kalisz nie prezentował się najlepiej. Gra pod jego dyktandem nie wyglądała dobrze, Polacy nie potrafili złamać madziarskiej defensywy. Na całe szczęście w końcówce pierwszej połowy Olejniczak wrócił już na parkiet.
Kto nie ryzykuje, nie wygrywa
Patryk Rombel doskonale wiedział, że jego podopieczni muszą coś zmienić w swojej grze. Zdecydował się na ryzykowną zagrywkę bez bramkarza, siódemką w polu. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Polacy, nawet jak znaleźli się w czystej sytuacji, nie potrafili pokonać Rolanda Miklera.
Czas leciał, a przewaga Węgrów nie topniała. Polacy grali z Madziarami bramka za bramkę, a to nie urządzało Biało-Czerwonych. Na kwadrans przed końcem, po kilku dobrych interwencjach Mateusza Korneckiego i przepięknej bramce Szymona Sićki, nasi kadrowicze mieli 6 goli do odrobienia.
Budzik zadzwonił za późno
W końcówce gra Polaków zaczęła się zazębiać. Zaczął regularnie trafiać Sićko, z ciężkiej pozycji rzucił Maciej Gębala. Te lepsze momenty przyszły jednak za późno.
Biało-Czerwonym nie udało się odwrócić losów spotkania. Gdyby nie te błędy, gdyby nie te niewykorzystane sytuacje... Tym samym Polacy odpadają z turnieju. Piękny sen się skończył brutalnym wybudzeniem, ale niech to nie przykryje naprawdę dobrych występów naszej kadry.
Na koniec swojej egipskiej przygody Polaków czeka jeszcze starcie z Niemcami.
Polska: Morawski, Kornecki - Olejniczak 4, Krajewski 4 (1 k), Walczak 1, Sićko 5, Majdziński, Czuwara, Pilitowski 1, Moryto 3, Daszek, M. Gębala 3, Przybylski 1, Dawydzik, T. Gębala 4, Chrapkowski.
Karne: 1/2
Kary: 6 min. (T. Gębala, Sićko, Przybylski - po 2 min.)
Węgry: Mikler, Szekely - Sipos, Boka 2, Nagy, Rosta 4,Sunajko, Mathe 6 (3 k), Rodriguez 3, Banhidi 3, Szita 2, Ancsin, Bodo 2, Hornyak, Lekai 8, Hanusz.
Karne: 3/3
Kary: 6 min. (Banhidi - 4 min.; Ancsin - 2 min.)