MŚ 2021. Chleba i igrzysk. Turniej jakiego nie było
To miała być wizytówka Egiptu, ale MŚ 2021 w piłce ręcznej stały się siedliskiem absurdów. Niestandardowych nawet jak na warunki światowej federacji.
Szef światowej piłki ręcznej mógł ocieplić swój nadwątlony przez lata wizerunek. 76-latek rządzi IHF od dwóch dekad i niewiele robi sobie z krytycznych głosów. Albo nie docierają do niego, bo w dwóch poprzednich wyborach nie znalazł się nawet odważny, który zachciałby zagrać Moustafie na nosie. Swoją drogą, skromność nie jest główną cechą Egipcjanina, jedną z turniejowych hal nazwano... na jego cześć.
Moustafa rządzi twardą ręką, podejmuje niepopularne (ba, kontrowersyjne) decyzje, a wszystko i tak uchodzi mu na sucho. Wystarczy tylko przypomnieć tę chyba najgłośniejszą. W niejasnych okolicznościach pozbawił Australijczyków miejsca w MŚ 2015 kosztem... Niemców. Wiadomo, rynek zbytu. Bez tej nacji turniej właściwie przestałby się opłacać marketingowo. Co tam sport i zasady, biznes to biznes. Bez aprobaty możnowładcy Katarczycy nie mogliby też masowo naturalizować swojej legii cudzoziemskiej przed MŚ 2015, przygotowanych przez tamtejszych szejków.
ZOBACZ WIDEO: PŚ w skokach narciarskich. Co kluczem do sukcesów Andrzeja Stękały? Skoczek zwrócił uwagę na ważny elementTeraz o mały włos, a Moustafa i jego świta naraziliby pół świata piłki ręcznej na zakażenie korowirusem. Niemal do samego końca organizatorzy szli w zaparte i zamierzali zapełnić 20 proc. wszystkich dostępnych miejsc. Tak bardzo zatracili się w swoim pomyśle, że... ograniczyli inne sporty halowe w Egipcie na kilkanaście dni przed startem imprezy, by jak najbardziej ograniczyć ryzyko transmisji wirusa.
W tym wszystkim jakby zapomnieli, że głównymi aktorami są zawodnicy. Tuż przed turniejem najlepsi na świecie odważyli się powiedzieć, co myślą o planach ludzi z wyższych sfer. Zaczął jeden z największych, Mikkel Hansen. Potem już poszło - wypowiedzi innej z gwiazd Sandera Sagosena, w końcu list, a raczej petycja graczy z czołowych reprezentacji. Dopiero na dwa dni przed startem zapadła decyzja - trybuny puste. Bramy zatrzaśnięto także przed mediami, oficjalnym kanałem przekazu będą tylko przedstawiciele światowej federacji.
Nim w ogóle IHF zaczął rozważać wariant bez kibiców, z wyjazdu zdążyła zrezygnować połowa podstawowych reprezentantów Niemiec. Zasłaniali się sprawami zdrowotnymi i troską o rodziny, trener Alfred Gislason dał im wolną rękę, ale np. ich kolega z kadry Andreas Wolff nie był już tak wyrozumiały wobec komplanów i nie gryzł się w język w rozmowach z niemieckimi mediami. Kilku czołowych Szwedów też wolało profilaktycznie zostać w domu. Chcąc nie chcąc, IHF swoim uporem spłoszył głównych bohaterów.
Czytając opinie norweskich graczy po przylocie, wątpliwości narastają. Sagosen obśmiał w mediach inicjatywę utworzenia "bańki" i ograniczenia kontaktów do minimum. "Parodia, Dziki Zachód, wielki żart" - lider Norwegów wylał dziennikarzom swoje żale. A to chyba tylko wierzchołek góry lodowej. IHF przyzwyczaił, że nie jest najbardziej medialną organizacją na świecie, jednak chyba trzeba oczekiwać standardów ogólnie przyjętych w piłce ręcznej. Nie dość, że brakuje dziennikarzy na trybunach, to nawet nie zadbano o przyzwoite statystyki. Na oficjalne liczby trzeba poczekać dobre kilkanaście minut po meczu. Kilka miesięcy temu nie szczędzono z kolei grosza na losowanie pod piramidami w Gizie, które okazało się wydmuszką i zostało zapamiętane jako przeciągana w nieskończoność uroczystość.
Dopełnieniem całości stały się wydarzenia z ostatnich godzin przed turniejem. Zdeterminowani Czesi do samego końca starali się uzbierać zdrową kadrę, gotową do wylotu. Prosili ponoć o przełożenie pierwszego spotkania czy dopuszczenie do rywalizacji zawodników spoza pierwotnie zgłoszonego składu. Tym razem IHF postanowił sztywno trzymać się zasad i pośrednio zmusił naszych południowych sąsiadów do rzucenia ręcznika. Z konieczności wycofali się też Amerykanie, którzy akurat bilet na MŚ dostali jakby w prezencie, w ramach poszerzania horyzontów.
Koreańczycy wybrali swoją drogę środka. Azjaci w roku igrzysk skupili się na kwalifikacjach olimpijskich, poza tym woleli uniknąć kwarantanny i wysłali do Egiptu kadrę z rocznika 1998 oraz młodszych, nie przejmując się zbytnio konsekwencjami. W efekcie słoweński walec przejechał się po Koreańczykach (51:29 ---> CZYTAJ).
Takiego turnieju świat piłki ręcznej nie widział. Coś nam mówi, że to nie koniec dziwactw. W tym wszystkim pozostaje tylko trzymać kciuki za zdrowie i wierzyć w odrodzenie Polaków, którzy zmierzą się w fazie grupowej z Tunezją, Brazylią i Hiszpanią.