PGE VIVE znowu może podbić Europę. Obiecujący start w Lidze Mistrzów

Ledwie 12 zawodników w kadrze, najgorętsza hala w Europie i minimalnie przegrane spotkanie z węgierską potęgą. To tylko świadczy o tegorocznych możliwościach PGE VIVE. W pełnym składzie kielczanie znowu mogą namieszać w Lidze Mistrzów.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
zespół PGE Kielce Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: zespół PGE Kielce
Trener Tałant Dujszebajew zabrał do Veszprem wszystkich zdrowych graczy, a w Kielcach to towar deficytowy. Wciąż poza kadrą pozostają pauzujący przez 2-3 miesiące Mariusz Jurkiewicz i Władisław Kulesz, leczący staw skokowy Marko Mamić i zmagający się z urazem łydki Luka Cindrić, chorwacki niekwestionowany lider rozegrania, który rozbudził nadzieje kapitalnymi występami w sparingach. W tak okrojonym składzie, z Alexem Dujshebaevem grającym z przymusu na środku, postawili się węgierskim bogaczom, do ostatnich sekund mieli szansę na zwycięstwo (29:27).

Po porażce nikt nie załamywał rąk, postawa osłabionego VIVE to znakomity prognostyk na dalszą część sezonu. - Wszystko wyglądało bardzo obiecująco, przecież były obawy o końcowy wynik. Spodziewałem się spotkania podobnego do tych z poprzedniego sezonu, kiedy grali jak równy z równym, a potem nagle przydarzył się przestój. Myślę, że sytuacja kadrowa tak ich zmobilizowała. Nie chcę zapeszać, ale przed nami chyba fajny sezon - uważa Michał Świrkula, były bramkarz Chrobrego Głogów i Zagłębia Lubin, obecnie ekspert Eleven Sports.

- Nie mogę się doczekać aż VIVE zaprezentuje się w pełnym garniturze - dodaje były reprezentant Polski i komentator Canal Plus Michał Matysik.

Mistrzowie Polski wytrzymali spotkanie kondycyjnie, Veszprem nie zamęczyło ich szybkimi wznowieniami, a przede wszystkim brylował autor 10 goli Alex Dujshebaev. Gdyby nie Arpad Sterbik, mogli przywieźć do kraju co najmniej jeden punkt.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Wiadomo, co Kubiak odpowiedział na środkowy palec Bułgara. "Każde spięcie wychodziło na ich korzyść"

Tak dobrze nie spisywali się kieleccy bramkarze, ich postawa zrodziła największy niepokój na resztę sezonu. Vladimir Cupara dopiero pracuje na swoje nazwisko, Filip Ivić nie złapał rytmu po zeszłorocznych urazach.

- Są zupełnie różni. Cupara to bardziej agresywny golkiper, może trochę wariat, w pozytywnym sensie. Ivić jest spokojny, czasem za spokojny. Nie można mu odmówić umiejętności i techniki, jest sprawny, ale na razie czegoś brakuje, nawet Tałant Dujszebajew zwracał na to uwagę podczas czasów. Dla Cupary to natomiast nowa sytuacja. Grał z Ademar Leon w Lidze Mistrzów, ale to jednak inny poziom. W Kielcach dochodzą jeszcze wyższe wymagania. Myślę, że potrzebuje czasu. To nie jest oczywiście poziom Sterbika i Omeyera, ale inne zespoły też od nowa budowały bramkę. Przykładowo Flensburg z Bergerudem i Buriciem. Od początku sezonu funkcjonują świetnie. Idźmy dalej - Corrales ogrywał się w Płocku zanim trafił do Paryża - podkreśla Świrkula.

Matysik: - Bardzo liczę na to, że przyjście Cupary zmieni oblicze bramki VIVE. Każda z europejskich potęg ma solidnego fachowca. Tego troszkę brakowało w dwóch ostatnich sezonach. Cupara może zapewnić wysoką jakość. W Veszprem zaczął imponująco, potem przygasł. Dysponuje jednak fenomenalnymi warunkami fizycznymi, myślę, że posiada równie wysokie umiejętności. Z czasem nabierze pewności. Co do Ivicia, znam takich bardzo spokojnych bramkarzy, chociażby Arpad Sterbik. Wydaje się, że niczym się nie przejmuje, a łapie piłki. Akurat Iviciowi wychodzi to ostatnio w kratkę.

Poprawek wymaga też obrona, ale trudno ocenić ją miarodajnie po występie w Veszprem, bo została zmontowano na prędko, chociażby bez Marko Mamicia. Czasu potrzebuje Michał Jurecki, po którym widać, że dopiero niedawno dołączył do kolegów po kilkunastodniowej absencji. Na Węgrzech obijał słupki i poprzeczki, nie popisał się w ostatniej kontrze na remis 28:28. - Takie rzeczy się zdarzają, pomimo tego że Michał gra w piłkę ręczną 20 lat. W rewanżu, za 2-3 miesiące, przy pełnym składzie, może być jeszcze ciekawiej - ocenia Matysik.

W związku z plagą kontuzji ściągnięto z wypożyczenia Daniela Dujshebaeva. Jego pomoc może okazać się nieoceniona, zwłaszcza teraz, w obliczu problemów kadrowych. - To inny typ gracza, do tej pory VIVE takiego nie miało. Rzuca, widzi kołowych, dogrywa - mówi Świrkula. - Dobrze mieć zmienników o odmiennym stylu. Daniel jest bardziej techniczny - dorzuca Matysik.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni, przed mistrzami Polski jeszcze mnóstwo poważnych testów. Los chciał, że trafili do piekielnie mocnej grupy (Vardar Skopje, Telekom Veszprem, FC Barcelona Lassa, obrońca tytułu Montpellier HB, Rhein-Neckar Loewen, Mieszkow Brześć i IFK Kristianstad). Miejsce w pierwszej trójce byłoby ogromnym sukcesem i otworzyłoby na oścież drogę nawet do Final Four w Kolonii. Do tego jeszcze daleka droga, na razie wyzwaniem pozostaje pozycja w czołowej szóstce i awans do grona 16 najlepszych ekip Europy.

- Nie po to VIVE się wzmacnia i dokonuje tak spektakularnych transferów, by cieszyć się z fazy TOP 16. Mam nadzieję, że limit nieszczęść już się wyczerpał. Ich zaletą będzie mała liczba zmian do obrony i ataku, są dobrze przygotowani fizycznie do gry przez 60 minut na wysokiej intensywności. Trener Dujszebajew może ułożyć drużynę na wiele sposobów. Oby tylko nie powtórzyła się sytuacja sprzed roku, kiedy stracone punkty z potencjalnie słabszymi spowodowały, że w ćwierćfinale spotkali się z PSG i skończyło się wysoką porażką - analizuje Matysik.

Od dwóch sezonów, czyli od czasu triumfu w 2016 roku, VIVE nie dostało się do Final Four. - Mam wrażenie, że otrząsnęli się po tamtym zwycięstwie i nabrali jeszcze większej ochoty na powrót na szczyt. Kolejną odpowiedź dostaniemy w drugiej kolejce, kiedy do Kielc przyjedzie Rhein-Neckar Loewen, także mające ambicję, by znaleźć się w Final Four. Ciekawi mnie, jak VIVE zaprezentuje się z Cindriciem, o ile wróci do składu - zaznacza ekspert Canal Plus.

Spotkanie z Lwami odbędzie się 22 września.

Czy PGE VIVE zagra w Final4 Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×