Faza play-off Pierwszym rywalem kieleckich szczypiornistów w fazie play-off był MMTS Kwidzyn, który we własnej hali napsuł wcześniej Vive wiele krwi. Jednak i tym razem sprawdziło się powiedzenie, że historia lubi się powtarzać. Wprawdzie mistrzowie Polski u siebie łatwo rozprawili się z rywalem, ale rewanż okazał się dla nich prawdziwą drogą przez mękę. Dopiero dogrywka przesądziła o tym, że goście rozstrzygnęli sprawę awansu zgodnie z planem, czyli w dwóch meczach. Spore pretensje do arbitrów miał po tym pojedynku trener kwidzynian, Krzysztof Kotwicki. - Sędziowie znów bali się Vive. Nie mogę tego zrozumieć. Kielczanie to zespół o klasę lepszy od nas. Gdybyśmy jednak grali z nimi przy normalnym sędziowaniu, wynik mógłby być inny - mówił trener.
Półfinał rozgrywek okazał się dla odmiany przysłowiowym "spacerkiem". Azoty Puławy nie zawiesiły kielczanom poprzeczki zbyt wysoko i obrońcy tytułu zapewnili sobie udział w wielkim finale, w którym ich przeciwnikiem miał być nie kto inny, jak Orlen Wisła Płock. Do wyłonienia nowego mistrza Polski potrzeba było czterech pojedynków. Dwa pierwsze w Hali Legionów wygrali kielczanie, choć oba miały zupełnie inny przebieg. W pierwszym płocczanie byli tylko tłem dla znakomicie dysponowanych gospodarzy. Losy drugiego meczu musiały się rozstrzygać w dogrywce. Dało to Nafciarzom nadzieję na pokonanie Vive w Orlen Arenie.
Pierwsze starcie w Płocku przyniosło podopiecznym Manolo Cadenasa wspaniały triumf. Znakomita defensywa pozwoliła Nafciarzom przełamać czarną serię i pokonać mistrzów Polski. Dopiero w drugim meczu, pełnym walki, w którym obaj trenerzy zobaczyli czerwone kartki, kielczanie przypieczętowali zdobycie jedenastego krajowego czempionatu. - To bardzo ważny dzień dla naszego zespołu, ze względu na to, że wygraliśmy mistrzostwo Polski. Gratulacje dla zawodników i dla kibiców, którzy nas wspierali. Jestem bardzo zadowolony. Gratulacje też dla Wisły Płock, walczyli do końca. Jeśli chodzi o sytuację z początku meczu, to był błąd mój i Manolo. Mam nadzieję, że w przyszłości już się takie sytuacje nie powtórzą - mówił trener Talant Dujszebajew.
Charyzmatyczny Talant Dujszebajew zastąpił na stanowisku trenera Vive Targów Bogdana Wentę
Europejskie puchary
Po tym jak kielczanie awansowali do Final Four Ligi Mistrzów w sezonie 2012/2013, apetyty w stolicy świętokrzyskiego były bardzo rozbudzone. Oczekiwano, że Vive łatwo przebrnie przez fazę grupową, a następnie zdoła nawet powtórzyć wynik sprzed roku.
Początek rozgrywek wskazywał, że mistrzowie Polski mają szanse zrealizować swoje plany. Pewne zwycięstwa nad Dunkierką, FC Porto Vitalis i Orlen Wisłą Płock potwierdziły, że polski zespół będzie walczył o wygranie grupy. Hitem pierwszej serii rozgrywek było starcie z THW Kiel. Podopieczni Bogdana Wenty rozbili przeciwnika w Hali Legionów, czym zademonstrowali swoją siłę.
Po tak znakomitym początku niewielu chyba spodziewało się, że Vive popadnie wkrótce w kryzys formy. Przegrany dwumecz z KIF Kolding i jedno spotkanie z Dunkierką pogrzebały szanse kielczan na zajęcie dobrego miejsca przed fazą pucharową. Nawet remis w Kilonii, już pod wodzą Talanta Dujszebajewa, nie był w stanie tego zmienić. Mistrzowie Polski zajęli trzecie miejsce w grupie, za plecami THW Kiel oraz Duńczyków z KIF.
Na drodze Vive do najlepszej ósemki Ligi Mistrzów stanęło niemieckie Rhein-Neckar Löwen. Rywal niezwykle wymagający, który świetnie radził sobie nie tylko na europejskich parkietach, ale i w wymagającej Bundeslidze. W Hali Legionów kielczanie okazali się lepsi, ale zaliczka była skromna, wynosiła tylko 4 bramki (32:28). Podopieczni Gudmundura Gudmundssona awans przypieczętowali w rewanżu. Kielczanom do szczęścia zabrakło zaledwie jednego oczka (23:27). Zdecydowała większa liczba bramek zdobytych przez Niemców na wyjeździe. - Nie wykonaliśmy planu minimum, który zakładaliśmy na ten sezon, czyli nie ma nas w najlepszej ósemce Ligi Mistrzów. To wszystko boli i jestem zły, ale nie dlatego, że zespół nie walczył. Walczył na całego. Ale niektórym chyba zabrakło wiary w zwycięstwo. Dlaczego kilku zawodników robiło coś innego, niż umieją najlepiej? Moim zdaniem na papierze mamy znakomity zespół, ale problem tkwi w sferze psychicznej. Trochę brakuje nam mentalności zwycięzców - stwierdził zawiedziony prezes Vive, Bertus Servaas.