Katarzyna Duran: Kto nie wygrywa 3:0, ten przegrywa 3:2

W sobotni wieczór rozstrzygnęło się, która z siódemek zagra w wielkim finale, a która w tym małym. - Chciałyśmy ten mecz wygrać, nawet gdybyśmy miały przegrać w niedzielę - skomentowała Kasia Duran.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
SPR Pogoń Baltica Szczecin nie sprostała mistrzyniom Polski z Lublina w trzecim spotkaniu półfinału play-off. Niemniej jednak wielu obserwatorów, jak i same przeciwniczki, pozytywnie komentowały postawę gospodyń tego widowiska. Wśród kibiców z kolei dało się słyszeć słowa, że była to "piękna porażka po dobrej grze". - Była pełna koncentracja. Umówmy się, to jest gra, a póki piłka w grze wszystko się może zdarzyć. Mówi się, że kto nie wygrywa 3:0, ten przegrywa 3:2 - przypomniała to sportowe powiedzenie Katarzyna Duran.
- Na pewno takie miałyśmy marzenie, ale nie udało się. Cieszy nasza postawa. Była walka do samego końca o każdą piłkę. To napawa nas optymizmem przed meczami z Vistalem. Jednak przegrałyśmy. Jest więc niesmak, niedosyt. Mimo wszystko chciałyśmy ten mecz wygrać. Nawet gdybyśmy miały przegrać w niedzielę, nie kalkulowałyśmy. Ten mecz był dla nas najważniejszy, więc ciągnęłyśmy go na "maksa". Wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na parkiecie - dodała rozgrywająca.W pewnym momencie meczu Duran opuściła parkiet z urazem. Zapytana, czy jest to coś poważnego, odpowiedziała w iście żartobliwy sposób. - Ten mecz kosztował nas sporo sił. Nie mam palca, nie mam nogi. Nie wiem co będzie dalej. Trzeba się liczyć z tym, że w tym wieku, jak coś nie boli, to człowiek powinien leżeć w trumnie. Jak w niedzielę wstanę z łóżka to znaczy, że będzie dobrze.
Duran przyznała, że nerwy towarzyszyły zawodniczkom od początku zawodów Duran przyznała, że nerwy towarzyszyły zawodniczkom od początku zawodów
Na pierwszą przerwę obie siódemki zeszły przy stanie 15:18. Rodowita gryfinianka przyznała, ze w szatni panował spokój. - To było o tyle dziwne, że za chwilę przegrywałyśmy czterema i potrafiłyśmy to odrobić. Te trzy bramki nie były więc dla nas jakieś specyficzne. Miałyśmy przed sobą jeszcze 30 minut grania, a potem się okazało, że nawet 40. W szatni nie było żadnego ciśnienia. Była mowa o tym, co musimy poprawić, co ulepszyć. Krótko mówiąc: bronić szczelnie, rzucać celnie.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Kluczowe dla losów meczu mogły być ostatnie 19 sekund regulaminowego czasu gry, kiedy to o minutę przerwy poprosiła trenerka MKS- Selgros Sabina Włodek. Praworęczna rozgrywająca już raz podobną sytuację w Pogoni Baltica przeżyła. - Pokazał to mecz z Vistalem, w którym gdynianki wrzuciły nam taką bramkę w samej końcówce. Szkoda takich akcji. W tym momencie człowiek jednak nie myśli. Wtedy liczy się, by wyjść do zawodniczki i ją zatrzymać, nie dać jej podać, nie dać rzucić, a nawet "wydrapać oczy", jeśli nie byłoby to karane. To oczywiście żart. Kto ma w tym momencie piłkę, ten jest panem. Tak samo było w tym przypadku. Nerwy były przez cały mecz, a nie tylko przez te ostatnie 19 sekund - dodała na koniec.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×