Lasoń przypominał się w Puławach
Remigiusz Lasoń sobotniego powrotu do Puław nie może zaliczyć do udanych. Doświadczony rozgrywający był najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu, NMC Powen przegrał jednak różnicą siedmiu bramek.
30-latek w przeszłości był jednym z ulubieńców puławskich fanów, wiosną ubiegłego roku rozstał się jednak z nadwiślańskim klubem. W hali MOSiR-u wciąż jednak witany jest przez kibiców gorąco, a w tym sezonie obiekt swojego poprzedniego klubu mógł wizytować aż trzykrotnie. Azoty - obok dwumeczu z rundy zasadniczej - mierzyły się bowiem z NMC Powenem także w Pucharze Polski i fazie play-off, a Lasoń w sumie w pięciu starciach rzucił dwadzieścia jeden bramek.
Ponad połowę z tego dorobku doświadczony rozgrywający wypracował w sobotę. - Grało mi się w miarę dobrze, dostałem od trenera trochę więcej szans i chciałem to wykorzystać - przyznaje sam zainteresowany w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Na pewno nie chciałem się pokazać, ani nie zamierzałem nikomu nic udowadniać. Chciałem przede wszystkim wygrać i zająć z drużyną to piąte miejsce - dodaje autor jedenastu trafień.Przebieg finałowych minut sobotniego meczu był zaskakujący o tyle, że - ze względu na urazy w zespole gospodarzy - szerszą ławkę mieli zabrzanie, a i doświadczenie przemawiało raczej na ich korzyść. - Nie wiem, z czego to wynikło, na pewno nie powinny się nam zdarzać podobne sytuacje. Zrobiliśmy jednak co mogliśmy, oddaliśmy kawał walki, ale tak to w sporcie bywa, że czasami nie wychodzi. Rywalom za to udawało się wszystko - podsumowuje Lasoń.