To ona bije rekord w Pucharze Polski. "Chciałam grać jak Majdan"

Anna Szymańska walczy o występ w 15. z rzędu finale Pucharu Polski. To seria, której w Polsce nie miała dotąd żadna piłkarka ani piłkarz. Do tego niebawem wystąpi w nietypowej roli na Stadionie Narodowym.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Anna Szymańska Newspix / Piotr Matusewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Anna Szymańska
W środę Anna Szymańska z Czarnymi Sosnowiec przypieczętowała awans do półfinału Pucharu Polski i jest na dobrej drodze, by zdobyć ósme trofeum. 33-letnia zawodniczka pod względem występów w finałach tych rozgrywek absolutną rekordzistką - nie opuściła żadnego od 2008 roku. 

Do tego w tym roku pojawi się również na finale Pucharu Polski mężczyzn. Tam razem z prezesem PZPN, Cezarym Kuleszą, wręczy trofeum zwycięzcom meczu rozegranego 2 maja na Stadionie Narodowym. Szymańska to pierwsza piłkarka, która weźmie udział w tej ceremonii.

Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Walczy pani o grę w 15. z rzędu finale Pucharu Polski. Myśli pani o tej serii podczas rywalizacji?

Anna Szymańska, zawodniczka Czarnych Sosnowiec: To ogromny wyczyn i cieszę się, że udało mi się go zrealizować w czterech różnych zespołach. Ale nie spoczywam na laurach i staram się poprawiać tę serię, by finałów było coraz więcej. Moim marzeniem jest gra po raz 15. w tegorocznej edycji w Puławach.

ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". Żaden Polak nie dokonał tego co Lewandowski. Ten rekord może przetrwać wieczność

Jak udaje się pani podtrzymywać tak dobrą passę?

Nie ma na to jednej recepty. Pogoń Szczecin i Gryf Szczecin to były drużyny z drugiego poziomu rozgrywkowego, byłyśmy niespodzianką rozgrywek pokonując ekstraligowe zespoły. Po prostu trzeba mieć w sobie determinację i mocno pracować na sukces. Wrażenie podczas gry w finale jest takie samo, bez względu na to czy gra się w nim po raz pierwszy czy 14. W taki sam sposób podbudowuje mnie jako sportowca i motywuje do pracy.

Jak trudna była pani droga na szczyt?

Początki nie były łatwe. Kiedy zaczynałam grać w piłkę, było mniej klubów i działały na słabszym poziomie. Dziś standardy i możliwości rozwoju są zupełnie inne. Choć chciałabym, by było więcej trenerek. Żeby zawodniczki po zakończeniu kariery przekazywały swoje doświadczenie młodym piłkarkom. U mnie kluczowa była decyzja, że chcę odejść do klubu, który pozwoli mi się dalej rozwijać. Po grze w Szczecinie przeszłam do Medyka Konin, w którym zdobyłam mistrzostwo kraju, kolejne Puchary Polski, zagrałam także w Lidze Mistrzyń. To był strzał w dziesiątkę. Dzięki temu zyskałam mnóstwo cennego doświadczenia i stałam się lepszą piłkarką.

Jako dziecko miałam też szczęście, że na mojej dzielnicy wszyscy grali w piłkę od rana do wieczora, a tata zabierał mnie na mecze Pogoni, w której bronił Radosław Majdan. Mówiłam, że chcę grać jak on. Przyjeżdżałam też na ich treningi i obserwowałam zajęcia bramkarskie. Potem prosiłam kuzynów i tatę, by strzelali na moją bramkę. Czasami mieli mnie już dość! Byłam na tyle zawzięta, że sama ustawiałam sobie piłki i do nich wyskakiwałam. Może wydawać się to śmieszne, ale taki były wtedy możliwości. Teraz idę do klubu, mam trenera bramkarzy i nie ma żadnego problemu z treningiem. Moja determinacja, chęć bycia najlepszą i wiara, że kiedyś zagram w reprezentacji, pomogły mi dojść na ten poziom.

Co jest największym wyzwaniem podczas walki o puchar?

Zawsze jest duża presja. Finały Pucharu Polski kobiet z roku na rok prezentują się coraz lepiej zarówno pod względem organizacyjnym i medialnym. Więcej się o nich mówi niż o rywalizacji w Ekstralidze. Zwycięzca dodatkowo otrzymuje aż 400 tys. złotych. Każdy chciałby zagrać na oczach kibiców z całej Polski i zdobyć to trofeum. Było to widać rok temu, gdy rywalizowałyśmy na stadionie Polonii Warszawa, na którym dopisała frekwencja. W takich meczach chce grać każda piłkarka.

Jakie było największe zaskoczenie?

Ogromna zmiana pod względem organizacyjnym i medialnym. Gdy przypominam sobie swój pierwszy finał w Kutnie, to nie był on na takim poziomie jak obecne. Widać ogromny krok naprzód dzięki wsparciu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Widać, że federacja chce na nas stawiać i zależy jej na rozwoju tej dyscypliny. Do tego Polska stara się przecież o organizację finałów kobiecego Euro 2025, co z pewnością jeszcze bardziej napędzi rozwój kobiecej piłki w Polsce.

Zdziwiło panią, że PZPN zaproponował pani wręczenie Pucharu Polski mężczyzn na Stadionie Narodowym?

To, że będę mogła wręczyć go razem z prezesem Cezarym Kuleszą to podkreślenie rosnącego znaczenia kobiecego futbolu w Polsce. PZPN podejmuje działania prowadzące do rozwoju naszej dyscypliny. Między innymi dzięki temu w Polsce uprawia ją coraz więcej dziewczynek i kobiet. Wpisuje się to w trend europejski i światowy. Do tego cieszę się, że będę mogła reprezentować piłkarki i kobiety na wydarzeniu, w którym dominują mężczyźni. Oby to była inspiracja i przykład dla innych.

Jak blisko rywalizacji na Narodowym są polskie piłkarki?

Jesteśmy świadome, że nie mamy jeszcze tylu kibiców co mężczyźni. Mam jednak nadzieję, że będzie ich coraz więcej. Po naszych meczach widać, że ich liczba cały czas rośnie. Oglądalność naszych meczów w Ekstralidze, pucharze i reprezentacji jest duża. Liczymy, że będzie ona stale rosnąć i też będziemy kiedyś grać przed tak ogromną publicznością.

Walczy pani też o piąte mistrzostwo kraju. Na razie tracicie sześć punktów do liderek. To różnica możliwa do odrobienia?

To nie jest dużo biorąc pod uwagę, że zostało nam pięć kolejek. Rywalizacja jest zacięta, bo w grze o mistrzostwo są trzy drużyny. Wcześniej na tym etapie sezonu często było już wiadomo, kto zdobędzie tytuł. Teraz wszystko jeszcze może się wydarzyć, a nam nie może powinąć się noga. Spokojnie możemy wrócić na pierwsze miejsce. Zakasujemy rękawy i wierzymy, że będziemy mieć kolejne mistrzostwo.

Łatwo pani łączyć grę na najwyższym poziomie z trenowaniem młodych zawodniczek?

W moim projekcie "Catch the dream" (z ang. "Złapać marzenia") jest jeszcze sześć innych osób. One też biorą odpowiedzialność za ten projekt i pomagają mi, kiedy mam mecze lub zgrupowania kadry. Mimo to cały czas jestem w niego zaangażowana. Jestem z nimi w stałym kontakcie i cieszę się, że dostrzegają to młode piłkarki i ich rodzice.

Dlaczego w trakcie kariery już zaczęła pani pracę z młodymi?

Gdy sama zaczynałam grę, nie miałam takich możliwości rozwoju. Dopiero po przejściu do Medyka Konin, gdy miałam 25 lat, miałam pierwsze treningi bramkarskie. Dziś zawodniczki w iweku 10-13 lat mają pierwsze zajęcia bramkarskie, motoryczne, wsparcie dietetyka i psychologa. Chcę dzielić się doświadczeniem i wspierać przyszłe piłkarki oraz ich rodziców, by wiedzieli jak mogą im pomóc w rozwoju. Nie chcę, by popełniały nasze błędy i szybko zrozumiały, że dzięki obecnym udogodnieniom mogą stać się lepszymi zawodniczkami.

W ramach tego projektu od czterech lat pracują ze mną najlepsi fachowcy - dietetyk reprezentacji kobiet, psycholog i byłe reprezentantki Polski. Ja prowadzę dział bramkarski. Na najbliższy obóz zgłosiło się już 30 zawodniczek. Ostatnio w Tychach miałyśmy ich 60. To pokazuje, że dyscyplina się rozwija, a rodzice inspirują dziewczyny do gry w piłkę. Dzięki temu sama też się rozwijam, bo mam już uprawnienia trenerskie. Zależy mi, by zawodniczki dostawały ode mnie jak najlepszą wiedzę.

Co chce pani jeszcze osiągnąć w kobiecej piłce?

Wraz z końcem czerwca kończy mi się kontrakt w Sosnowcu. Jeszcze nie zdecydowałam, co będzie dalej. Nie ukrywam, że mam już swoje lata i myślę pomału o zakończeniu swojej przygody piłkarskiej. Póki co jednak skupiam się na walce o mistrzostwo i Puchar Polski, a po sezonie pojadę do młodych zawodniczek na obóz. W krajowej piłce zdobyłam już wszystko. Kolejnym marzeniem jest wychowanie bramkarki na najwyższym poziomie i zwiększenie ich liczby w Polsce.

Imponujący wynik. Tylu polskich kibiców obejrzało mecz kobiet

Walczyły jak równy z równym, wracają na tarczy. Polki postawiły się faworytkom

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×