"Przeraża mnie to". Ukrainiec porównał pomoc Polski i Zachodu

Kolega z boiska walczy teraz w obronie terytorialnej. A brat ściga w Kijowie dywersantów - opowiada Jewhen Rodionow, piłkarz polskich klubów. - Po treningu wracam do domu pełnego ludzi i problemów.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Jewhen Radionow Newspix / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Jewhen Radionow
Choć Jewhen Radionow nadal gra w piłkę, to mocno angażuje się także w pomoc rodakom. 32-latek udostępnił  dom uchodźcom i znalazł też sposób, by wesprzeć Ukraińców walczących z Rosjanami.

Napastnik, który występował w ekstraklasie w barwach ŁKS-u, ostatnio podpisał kontrakt z III-ligowym Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Przyszedł tam z GKS-u Bełchatów, który ogłosił upadłość. - Od pewnego czasu klub nie wypłacał nam pensji. Czuliśmy, że nie jest dobrze. W moim przypadku sprawy potoczyły się bardzo dobrze, bo szybko znalazłem nowy klub. Jednak trudno skupić się teraz wyłącznie na piłce - mówi nam Radionow.

Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty: Za chwilę minie miesiąc od wybuchu wojny. W jaki sposób pomaga pan Ukrainie?

Jewhen Radionow, piłkarz Świtu Nowy Dwór Mazowiecki: Cały czas mam dom pełen uchodźców. Przyjeżdżają do mnie znajomi oraz osoby, których dotąd nie znałem. Po prostu moi przyjaciele dali im znać, że mogą się u mnie zatrzymać. Był taki moment, że w domu było nawet dziesięć osób! Przez pewien czas zatrzymał się u mnie też znajomy, który podczas wybuchu wojny był w Turcji na obozie. Nie miał do czego wrócić, więc przyleciał ze swoim kolegą do Warszawy.

ZOBACZ WIDEO: Krychowiak w Grecji na dłużej niż kilka miesięcy? "Sprawa cały czas jest otwarta"

Zbiera pan też pieniądze na pomoc żołnierzom z wojsk obrony terytorialnej?

Musiałem przelać dobro, jakie otrzymałem od swoich znajomych. Po ataku Rosjan dostałem wiele pytań, jak można mi pomóc. Mnie nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, ale wiem, że w Ukrainie jest wiele potrzeb. Chcę pomóc chłopakom, którzy potrzebują wsparcia. Siły zbrojne mogą liczyć na wsparcie fachowców, zresztą trudno do nich teraz dotrzeć i zapytać, czego potrzebują. A terytorialsi dostają to, co zostało w magazynach, czyli niewiele. Chcę wysłać im chociaż apteczki, bo kamizelek kuloodpornych nie da się zorganizować.

Ma pan znajomych w obronie terytorialnej?

Igor, z którym grałem w Krysztale Glinojeck, teraz tam jest. Przekazuje mi, czego potrzebują, a to zmienia się z dnia na dzień. Teraz potrzebują karimat, termoaktywnej odzieży i butów. Ukraińskie organizacje pomagają mi w logistyce. Ja będę zbierał potrzebne rzeczy, a oni zawiozą to na Ukrainę. Część pieniędzy chciałbym przeznaczyć też koledze, który pomaga ludziom w ewakuacji z kraju.

Aktywnemu piłkarzowi łatwo jest organizować tyle wsparcia?

Życie się zmieniło. Po treningu przychodzę do domu pełnego ludzi i pełnego problemów. Bo trzeba im pomóc w utrzymaniu, zrobić zakupy i pomóc zabawić małe dzieci.

Do tej pory przez całą dobę żyłem piłką nożną. Skupiałem się na treningach, pilnowałem diety. Teraz wracam do domu, a tam tyle się dzieje. że czasami zapominam zjeść. Trudno mi myśleć tak często, jak wcześniej, o piłkarskich ambicjach, kiedy widzę, jak rodacy tracą domy i potrzebują pomocy. To wielki dramat, sam straciłem kontakt z dziadkiem, który został po ukraińskiej stronie obwodu ługańskiego.

Ma pan kontakt z pozostałymi krewnymi w Ukrainie?

W każdym mieście, o którym teraz się mówi, mam kogoś z rodziny. W Charkowie, Kijowie... Mam z nimi kontakt. To rozmowy jak z ludźmi z innego świata. Siedzą w ukryciu, przenieśli się do piwnic. Na szczęście nie zagraża im bezpośrednio niebezpieczeństwo. Ale grzmoty od rakiet słychać przez całe dnie.

Brat cioteczny jest teraz w Kijowie i pomaga w ściganiu dywersantów. Gdy widzi, że ktoś wychodzi i maluje dziwne znaki na budynkach, to reaguje. Teraz każdy broni swojego bloku. Wszyscy są zjednoczeni.

Zdziwiła pana tu w Polsce solidarność w pomocy uchodźcom?

Jestem dumny z reakcji polskiego społeczeństwa. Wszyscy zachowują się, jakby byli na zapleczu frontu. Przeraża mnie jednak, jak zachowują się pozostałe państwa.

Czyli?

Pozostałe kraje zachodnie - jak Niemcy i Francja - tylko patrzą i nie robią nic. Wojna już jest w Europie i trzeba ją zatrzymać. Ile jeszcze ma zginąć dzieci? Oni liczą, że uda się po prostu podpisać umowę i będzie pokój?

Jako piłkarz zarabiam pieniądze i muszę dać z siebie wszystko, by spełnić oczekiwania. Kibice liczą, że zawsze będę należycie pracował, by klub zaszedł jak najdalej. Dlatego dziwię się bierności NATO. Przecież nie dostają ogromnych pieniędzy na ćwiczenia i sprzęt tylko po to, by mieć świetny sprzęt i wykwalifikowanych żołnierzy. Może zostanę za to skrytykowany, ale to czas, żeby się wykazać i zagonić Rosję za Ural. Tylko w taki sposób Europa może czuć się bezpieczna, bo Putin nie liczy się z niczym i nikim. On nie walczy z wojskiem ukraińskim. On niszczy miasta i zabija zwykłych ludzi.

Przez trzy lata grałem w oblężonym obecnie Mariupolu. Tam dostałem pierwszy seniorski kontrakt. Teraz nie da się na to miasto patrzeć. Kilku moich kolegów jest poszukiwanych. Graliśmy razem w piłkę, a teraz zaginęli. Z innymi urwał mi się kontakt. Dlaczego Zachód tego nie zrozumie i nie znajdzie odwagi, żeby realnie pomóc? Uważam, że Rosja jest słaba, jeśli naprzeciw nim stanie mocne, zawodowe wojsko, to będzie jak starcie silnego pierwszoligowego zespołu z czwartoligowcem. Buduje mnie to, że każdy mój krewny i znajomy w Ukrainie jest pewny zwycięstwa. Mocno w to wierzymy i jesteśmy niezłomni.

Darmowe bilety dla Ukraińców. W sieci rozpętała się afera

Glenn Hysen, szwedzka legenda: Boję się Polski. Z jednego, bardzo konkretnego, powodu!

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×