Domagał się pieniędzy od rywali. Dziś jest w sztabie Michniewicza

Asystent nowego selekcjonera reprezentacji Polski przed laty publicznie dopominał się o pieniądze od innej drużyny. Dzięki temu on i koledzy mieli się bardziej zaangażować w ważny mecz. - To był żart - twierdzi dziś Mirosław Kalita.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Czesław Michniewicz i Mirosław Kalita Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz i Mirosław Kalita
Udało nam się skontaktować z kilkoma bohaterami tamtych wydarzeń, które zbulwersowały wówczas dziennikarzy sportowych i środowisko piłkarskie. Mirosław Kalita, postać kluczowa w tej historii, dziś sprawę bagatelizuje, zamienia w niewinny piłkarski żart. Autor artykułu, który opublikował jego wypowiedzi, gdy to od nas słyszy, mało nie umiera ze śmiechu. I ze szczegółami opowiada, jak drobiazgowo sprawdzał i autoryzował te wstrząsające zdania obecnego członka sztabu trenerskiego piłkarskiej reprezentacji Polski.

"Czeka na telefon z Chorzowa"

Jest listopad 2001 roku. Kończy się pierwsza faza eksperymentalnego sezonu piłkarskiego. 16 ligowych klubów podzielono na dwie grupy. Rozgrywki rozpoczęły się w lipcu, w grupie grał każdy z każdym u siebie i na wyjeździe - w sumie 14 kolejek. Następnie po cztery najlepsze drużyny będą się już wiosną bić o mistrzostwo (zwycięży Legia), a reszta o pozostanie w lidze.

Wada tego systemu - jeśli drużyna bez ambicji bicia się o tytuł awansowała do grupy mistrzowskiej, to wiosnę miała już spokojną, bez presji, a i zarobić można "podkładając się" tym, którym na tytułach zależy. A były to czasy szalejącej korupcji w piłce, ustawek, gangu "Fryzjera". W późniejszych zeznaniach wielu przesłuchiwanych mówi wręcz, że nie było meczów nieustawionych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego jeszcze nie widzieliśmy! Kapitalna obrona rzutu karnego

Jest jesień sezonu 2001/02. Przed ostatnią kolejką (14.) w grupie B o wejście do grupy mistrzowskiej biją się Ruch Chorzów i Śląsk Wrocław. Przed decydującą serią spotkań obie ekipy mają po 18 punktów. Drużyna z Wrocławia zmierzy się z RKS Radomsko, a ekipa z Górnego Śląska z Amicą Wronki. W przypadku równej liczby punktów, awansują wrocławianie, bo mieli lepszy bilans meczów bezpośrednich z Ruchem. Jeśli Niebiescy marzą o spokojnej wiośnie, nie mogą przegrać.

I wtedy do akcji wkracza Mirosław Kalita, dopiero co nominowany asystent selekcjonera Czesława Michniewicza, jego współpracownik też w kadrze U-21 (2017-20). Są równolatkami, poznali się w Amice Wronki, w której występowali razem w latach 1996-1999.

Kalita jest piłkarzem RKS Radomsko, które podejmie na swoim terenie zespół z Wrocławia. - Czekamy na telefon z Chorzowa. Na zdrowy rozsądek Ruch musi nam zaproponować pieniądze - oświadcza publicznie 31-letni wówczas pomocnik.

Autor artykułu, dziennikarz Andrzej Klemba, umieszcza te słowa w swoim tekście w łódzkim wydaniu "Gazety Wyborczej". Pisze też, że piłkarze gospodarzy "podobno zażądali 300 tys. zł".

Na to Kalita mówi: - Bądźmy realistami, ani Śląska, ani Ruchu nie stać na wyłożenie takiej sumy. Połowa z tego to i tak będzie dla nas dużo.

Niedopuszczalne wypowiedzi

Oba mecze są zaplanowane tego samego dnia, o tej samej godzinie. 4 listopada o 13.30 zawodnicy w Radomsku i Chorzowie wybiegają na boisko. Po pierwszej połowie w obu meczach jest remis - w pierwszym 0:0 a w drugim 1:1. Zaskakujące, że po przerwie mecz na Górnym Śląsku rozpoczyna się ze znacznym opóźnieniem - sześć  minut. W tej sprawie będzie chciał składać protest ówczesny szef Śląska Janusz Cymanek.

W 90. minucie w Radomsku, po rzucie karnym, prowadzi RKS, w Chorzowie Ruch przegrywa z Amicą 1:2. Ale wówczas sędzia Piotr W. wskazuje na 11. metr, gola strzela Mariusz Śrutwa, Ruch remisuje, zdobywa punkt i - ponieważ w Radomsku Śląsk przegrywa - awansuje do grupy mistrzowskiej. Mecz w Radomsku sędziował Grzegorz G. Obaj arbitrzy kilka lat później usłyszą zarzuty i wyroki za udział w grupie przestępczej Ryszarda F. "Fryzjera", ustawiającej wyniki meczów.

Korupcja w sporcie zaczęła być karana dopiero od 2003 roku. Wtedy do kodeksu karnego wprowadzono zakaz przyjmowania przez organizatorów i uczestników profesjonalnych zawodów sportowych korzyści majątkowych lub osobistych mogących mieć wpływ na wynik.

Michał Listkiewicz, były znakomity sędzia międzynarodowy, a wtedy prezes PZPN, grzmiał po finiszu pierwszej części tamtego sezonu. Serwis chorzow.naszemiasto.pl cytuje jego wypowiedź: - Takie wypowiedzi (jak ta piłkarza Kality - przyp. red.) są niedopuszczalne i cieszę się, że klub ukarał Kalitę finansowo oraz że piłkarz przesiedział cały mecz ze Śląskiem na ławce rezerwowych (faktycznie Kalita nie znalazł się w kadrze meczowej, był kontuzjowany - przyp. red.).

Tadeusz Dąbrowski, ówczesny prezes RKS Radomsko, gdy się do niego dodzwaniamy, mówi, że nie pamięta, jaką karę wymierzył piłkarzowi. Z kolei Kalita, z którym także rozmawiamy, śmieje się i twierdzi, że "nic takiego nie miało miejsca".

Dziś Listkiewicz twierdzi, że nie potrafi sobie dobrze przypomnieć tej sprawy. Odsyła do Eugeniusza Kolatora, który wówczas był wiceprezesem związku ds. organizacyjnych. Odbiera nasze połączenie, ale - podobnie jak Listkiewicz - przekonuje, że to było zbyt dawno i z pamięci uleciały już szczegóły sprawy.

Sprawdził się w roli

Mirosław Kalita ma dziś 51 lat. Grać w Ekstraklasie przestał dwa lata po tamtych pamiętnych meczach. W sumie w najwyższej polskiej lidze zagrał w 103 meczach. Największe sukcesy osiągnął w Amice Wronki, z którą zdobył dwa Puchary Polski. Ważnym działaczem klubu z Wronek był wtedy Ryszard F.

W 2001 roku, gdy miał miejsce incydent z "czekaniem na telefon z Chorzowa", był już po kursach trenerskich i chwilę później został grającym szkoleniowcem Wisłoki Dębica. - Sprawdził się w tej roli - uważa Bogusław Pater, kierownik Wisłoki. - Wyciągnął drużynę z V do III ligi.

Do dziś Kalita jest w dobrej formie, w rundzie jesiennej grał jeszcze w A-klasowym LKS-ie Nagoszyn. Ale na wyższy poziom trafił dzięki Michniewiczowi. To on zaprosił go do współpracy w sztabie szkoleniowym młodzieżowej reprezentacji Polski. Gdy Michniewicz odchodził do Legii Warszawa, stołeczny klub nie dał u siebie szansy Kalicie. Dlatego ten pozostał w strukturach PZPN, jako asystent kolejnego trenera młodzieżówki.

Teraz, gdy Michniewicz objął stery nad najważniejszą Polską reprezentacją, zaprosił kolegę do swojego sztabu.

"To był tylko żart"

Kalita, gdy się do niego dodzwaniamy, tak wspomina mecze sprzed 20 lat i swoje szokujące wówczas dziennikarzy wypowiedzi. - Mieliśmy wtedy świetną ekipę, mocny skład, bardzo dobrze się bawiliśmy. "Wypuściłem" redaktora. To był żart. Szukano sensacji na siłę - przekonuje dziś.

Andrzej Klemba, autor tamtego artykułu, gdy słyszy od nas, że tamte wypowiedzi o spodziewanych przez piłkarzy pieniądzach dziś ich autor uważa za żart, mało nie umiera ze śmiechu. Gdy się uspokaja, mówi: - Dwa razy rozmawiałem wtedy o tym z panem Kalitą i dwa razy powiedział to samo. Nie mieściło mi się to wówczas w głowie, że piłkarz może publicznie żądać pieniędzy od rywalizującej drużyny, dlatego zadzwoniłem do niego jeszcze raz. I powtórzył to samo.

Ówczesny szef Kality i prezes klubu z Radomska Tadeusz Dąbrowski tak to ocenia. - Dla mnie mobilizowanie zespołu przed ważnymi meczami przez właściciela jest normalne - stwierdza, ale dodaje po chwili: - Ale motywowanie przez kogoś innego w czasach, kiedy futbol był chory, należałoby uznać za lekarstwo na brak zaangażowania - podkreśla. I po chwili dodaje, że za bardzo już tego meczu nie pamięta.

Pamięta za to dobrze jeden z piłkarzy, który wystąpił w tym spotkaniu. - Pamiętam te prowokacyjne wypowiedzi. Wiem, że nasz prezes protestował, ale już wtedy wydawało nam się to trochę naiwne i z góry skazane na porażkę - ocenia Remigiusz Jezierski, wtedy gracz Śląska, obecnie ekspert piłkarski Canal Plus.

Protesty faktycznie nie przyniosły żadnego skutku. Ruch Chorzów zakończył tamten sezon na 7. miejscu w tabeli. Za to Śląsk Wrocław spadł z ligi. Do ekstraklasy wrócił dopiero po 6 latach.

Gotowy na wszystko

Dąbrowski dobrze pamięta za to Kalitę piłkarza. - To był wodzirej, zawsze miał posłuch w zespole bez względu na ligę, w której graliśmy.

Bogusław Pater, kierownik drużyny z Dębicy chwali Kalitę trenera: - To inteligentny i ciepły człowiek. Nikomu nie zaszedł tu za skórę. Zawsze spokojny. Choć potrafił bronić swojego zdania.
Jako trener Mirosław Kalita prowadził m.in. Wisłokę Dębica i Stal Stalowa Wola. Jako trener Mirosław Kalita prowadził m.in. Wisłokę Dębica i Stal Stalowa Wola.
Równie dobrze wspominają trenera w Stalowej Woli. - Zawsze spokojny, konkretny i rzetelny. Kiedy chciał coś z kimś wyjaśnić, zwykle robił to w cztery oczy - opowiada nam Mariusz Szewc, który w Stali odpowiada m.in. za stronę internetową i archiwizuje mecze. - Jest jak "piątkowy" uczeń. Gotowy na wszystko. Pamiętam wyjazd, kiedy ktoś zaczął skarżyć się na bóle. Trener Kalita wyciągnął apteczkę, miał ze sobą wszystkie potrzebne leki - wspomina.

W reprezentacji Polski Kalita będzie zajmować się analizą stałych fragmentów gry rywali, a podczas zgrupowań będzie pomagał w organizowaniu treningów. - W kadrze mam możliwość podglądania warsztatu topowych trenerów w Polsce i kontakt z najlepszymi piłkarzami w kraju - cieszy się.

Poprosiliśmy PZPN o stanowisko odnośnie prowokacyjnych wypowiedzi Kality z 2001 roku. Zapytaliśmy też, czy zarząd związku wziął je pod uwagę przed zatwierdzeniem kandydatury trenera do sztabu najważniejszej piłkarskiej reprezentacji w tym kraju. Otrzymaliśmy krótką odpowiedź: "bez komentarza".

Najbliższe zgrupowanie pierwszej reprezentacji Polski rozpocznie się na Górnym Śląsku 19 marca, po czym 24 marca nasza kadra zmierzy się w Moskwie z Rosją. Jeśli zwycięży kilka dni później zagra w Chorzowie o awans na mundial w Katarze.

W tym kraju inflacja wynosi prawie 50 procent! "Odczuwamy to też na stacjach i w sklepach"

Upadek legendy. Rezultaty dziennikarskiego śledztwa szokują

Czy reprezentacja Polski awansuje na mundial w Katarze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×