Rośnie fala patologii w polskiej piłce. "Mnie grożono mafią"

- Po jednym z meczów do pokoju sędziowskiego wparował niezadowolony zawodnik wygrażając arbitrowi z bronią w ręku - opowiada Marcin Borski. Były sędzia międzynarodowy zwraca uwagę na patologię, jaka ogarnęła polską piłkę.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Marcin Borski Getty Images / Dean Mouhtaropoulos / Na zdjęciu: Marcin Borski
Marcin Borski to były sędzia międzynarodowy. W polskiej ekstraklasie poprowadził 245 spotkań, a w 2012 roku był arbitrem technicznym podczas mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Karierę zakończył w 2016 roku. Były arbiter w rozmowie z naszym portalem komentuje patologię, która coraz mocniej dotyka nasz futbol: zawodowy, ale także ten w niższych ligach czy nawet rozgrywkach juniorskich. Pojawia się coraz więcej przypadków znieważania sędziów przez zawodników.


Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Co czuje opluty lub uderzony sędzia?

Marcin Borski, były sędzia międzynarodowy: Po takim publicznym upokorzeniu, gdy sprawca później śmieje się jeszcze w oczy i nie spotykają go za taki czyn żadne poważne konsekwencje, niektórzy sędziowie mogą nawet popaść w depresję.

O takich przypadkach słyszymy coraz częściej. W weekend zawodnik Cuprum Czciradz z A klasy opluł sędziego. W tygodniu 16-latek, Krystian Sikora z SF Luboń, uderzył arbitra w brzuch.

Ten szesnastolatek ot tak, sam z siebie, tego nie zrobił. On musiał mieć wcześniej jakieś wzorce. Jakiś fatalny w skutkach proces musiał zajść w jego głowie, aby tak postąpić w stosunku do sędziego, starszego przecież od niego mężczyzny. By to zrobić, musiał też czuć aprobatę zgromadzonych wokół siebie ludzi.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pocisk! Bramkarz stał jak zamurowany

Skąd bierze się tak duża agresja w niższych ligach i nawet w rozgrywkach juniorskich?

Nie chcę bawić się w socjologa, natomiast intuicyjnie wyczuwam, że jest to pokłosie zmiany obyczajów. Ogólnej wulgaryzacji i brutalizacji życia, też pewnie związanej z frustracjami postpandemicznymi. Mam nastoletnią córkę, ona w zeszłym roku szkolnym była w szkole niecałe dwa miesiące. Dzieci są pozostawiane w domach, często bez nadzoru rodziców. Mają dostęp do internetu i często bardzo ostrych czy wulgarnych treści. Również brutalizacja języka w sferze publicznej jest przerażająca. I chyba to wszystko przekłada się na boiska. Wybryki chuligańskie, wybuchy agresji zdarzały się zawsze, ale obecna skala i fakt, że biorą w tym udział również małoletni, są dla mnie przerażające.

Przed pandemią tych zdarzeń było mniej?

Pracowałem na szczeblu piłki amatorskiej w latach 2018-2019 i wydaje mi się, że tylu incydentów co ostatnio wtedy nie odnotowywano. Spływały do mnie informacje o tego typu historiach, ale nie zdarzały się tak często, jak obecnie. Być może jest to również efekt nagłaśniania większej liczby skrajnych przypadków w mediach społecznościowych.

Zaskakuje jednak to, że szesnastoletni zawodnik atakuje sędziego, który jest osobą dorosłą. Sędzia powinien mieć naturalny autorytet wynikający choćby z różnicy wieku w stosunku do nastolatka. Ostatnio widziałem filmik ze Słowacji, również z naszego kręgu kulturowego, gdzie małoletni zawodnik uderzył sędziego ręką w twarz przy aplauzie zgromadzonej publiczności.

Wydaje się, że trudno zrobić coś gorszego od przypadków, o których rozmawiamy. Czy może słyszał pan jednak o jeszcze bardziej skrajnych sytuacjach?

Tak, o grożeniu sędziemu bronią.

W Polsce?

Na jednym z warszawskich obiektów, ładnych parę lat temu. Wprawdzie był to pistolet gazowy, ale po meczu do pokoju sędziowskiego wparował niezadowolony zawodnik wygrażając arbitrowi z bronią w ręku. Mówił, że za chwilę spotkają sędziego konsekwencje tego, jak prowadził zawody. To był mecz ligi juniorów do lat 18. Zawodnik był już wtedy bliski pełnoletności, a pistolet gazowy zabrał ojcu.

Nie wiem co powiedzieć.

Stworzyliśmy jako społeczeństwo sytuację patologiczną. To przerażające, że funkcjonujemy w takich warunkach.

Zdarzyły się panu sytuacje odbiegające od normy?

W swojej karierze miałem trzy incydenty na szczeblu piłki zawodowej, podczas których czułem się zagrożony. W 2000 roku na meczu Pogoń - Lech zawodnik Lecha groził mi mafią i zemstą grupy przestępczej za moje sędziowanie.

Podczas spotkania GKS-u Katowice z Odrą Wodzisław kibice wtargnęli na murawę po golu dla Odry, który powodował, że GKS spadał z ligi. Asystent został uderzony, natomiast ja z drugim asystentem zdołaliśmy uciec do szatni bez szwanku. Mecz ostatecznie zakończył się walkowerem. Co ciekawe, służby porządkowe, rekrutowane z szalikowców gospodarzy, zamiast zapobiegać, przyłączyły się do zamieszek.

Pamiętam jeszcze sytuację z meczu Ligi Europy pomiędzy Steauą Bukareszt a SSC Napoli. Zejście do szatni było trudne, bo fani Steauy rzucali w nas różnymi przedmiotami, ale to były 3 przypadki na przeszło 25 lat sędziowania.

Wygląda na to, że poziom agresji w amatorskiej i zawodowej piłce jest podobny.

Nawet taki sam. Frustracja, złość i agresja tkwi w ludziach bez względu na poziom gry. Jednak ludzie na stadionach monitorowanych, pilnowanych przez służby porządkowe, zdają sobie sprawę z konsekwencji. Muszą się hamować. Natomiast w mniejszych ośrodkach czują się bezkarni. Nie ma monitoringu, w okolicy znajduje się najwyżej jeden posterunek policji i może dwa radiowozy, a ludzie w swoich społecznościach dobrze się znają i obowiązuje niepisana zasada, że się na sąsiada nie donosi.

Dlatego przyłączam się do podnoszonych postulatów, żeby wzmocnić prawnie pozycję sędziego. Tak, aby arbiter był traktowany jak funkcjonariusz publiczny. Wtedy agresorzy za swoje czyny byliby ścigani z urzędu.

Co zrobić, by zatrzymać tę patologiczną falę?

Skoro mamy takie realia bezpieczeństwa, jakie mamy, no to możemy działać wyłącznie legislacyjnie. Państwo może dokonać zmian w systemie stosunkowo małym albo nawet żadnym kosztem. Lub po prostu rekrutować jeszcze więcej służb mundurowych i obstawiać wszystkie stadiony w Polsce, co byłoby wyjątkowo kosztowne.

Uważam za sytuację wysoce niepożądaną, jeżeli osoby zgromadzone w miejscu publicznym widzą akty agresji, czyli bicie, poniżanie, upokarzanie czy grożenie sędziom i te historie nie spotykają się z żadną reakcją aparatu państwa. To wyjątkowo deprawujące obrazki, przez co ogólny poziom bezpieczeństwa spada. Bo jeżeli można tak zrobić na stadionie, to później taka sytuacja powtórzy się w sklepie, gdy pani ekspedientka poprosi o założenie maseczki. Tak niedawno przecież było. Przyzwolenie na agresję sprawia, że staje się ona coraz częstsza.

Kto za to odpowiada?

Fatalna ustawa o imprezach masowych, która zdjęła odpowiedzialność z państwa za to, co dzieje się na stadionach. Państwo umyło ręce, zdjęło z siebie problem i powiedziało do klubów: radźcie sobie sami, zatrudnijcie ochroniarzy. Stadion jest niestety obiektem wyjętym spod prawa. Ja obawiam się zaprowadzić swojego syna na mecz ekstraklasy, bo nie chciałbym, żeby 9-letnie dziecko słuchało takiego języka i było świadkiem tak agresywnej postawy tłumu.

Wracając do zachowania zawodników - może kary dla sprawców powinny być wyższe? Na przykład rok zawieszenia od treningów i meczów.

Wysokość kar nie jest tak ważna, jak konsekwencja organów dyscyplinarnych. Niestety, z praktyki wiem, że wyroki są orzekane w zależności od zapotrzebowania związkowych działaczy. Jeżeli dotyczą klubów, lub osób dobrze powiązanych z władzami danego związku piłki nożnej, to są symboliczne, albo ich nie ma. Wówczas szuka się proceduralnych uchybień, nie daje się sędziom wiary, że dane zdarzenie miało miejsce.

Komórki dyscyplinarne często unikają karania w ogóle, albo skracają kary, po krótkim czasie od jej orzeczenia - za "dobre sprawowanie”, bo "to przecież było pierwszy raz".

Jest wewnętrzny nacisk arbitrów na PZPN, by zaostrzyć kary?

Tak i ten nacisk będzie narastał. Sędziów jest coraz mniej, odchodzą. To zajęcie niewdzięczne i mało dochodowe. Sędziowie pokrywają koszty dalekich dojazdów z własnej kieszeni, podwyżek od lat nie było. Przez lata sędziowie byli spychani na margines, ponieważ nie mają żadnych praw wyborczych. Nie są reprezentowani we władzach związków, na żadnym szczeblu. Sprawia to, że ich głos się nie liczy. Zazwyczaj mówione nam było, że "jeżeli się nie podoba, to tam są drzwi". I wiele osób w końcu z tych drzwi skorzystało.

Mój syn gra w rozgrywkach do lat 10 w Warszawie i przez całą rundę tylko jeden mecz sędziował arbiter związkowy. Resztę spotkań sędziowali trenerzy. Co ciekawe, ze strony trenerów występuje coraz mniej agresji. Może dlatego, że często sami muszą łapać za gwizdek.

Widzi pan newralgiczny punkt, gdzie nakręca się ta spirala?

To zło zaczyna się w grupach nastolatków i dalej. Często bierze się też od rodziców. Jeżeli dzieci widzą, że rodzice są agresywni, to uznają, że jest na taką agresję przyzwolenie.

"Bandytyzm i chamstwo". Drakońska kara dla piłkarza, który opluł sędziego?

Mateusz Skwierawski: Sousa co innego mówi publicznie, a co innego w szatni [OPINIA]

Czy PZPN powinien zaostrzyć kary względem zawodników, którzy znieważają arbitrów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×