Piłkarze pojechali bronić granicy. Klub ma pretensje do związku

Aż dziewięciu piłkarzy czwartoligowego klubu Czarni Żagań pojechało na wschodnią granicę. Wezwało ich wojsko. W związku z tym klub musiał zagrać nastolatkami. I przegrał z najsłabszym zespołem w lidze.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Punkt kontrolny na drodze krajowej nr 19 prowadzącej do polsko-białoruskiego przejścia granicznego w Kuźnicy PAP / Artur Reszko / Punkt kontrolny na drodze krajowej nr 19 prowadzącej do polsko-białoruskiego przejścia granicznego w Kuźnicy
Sytuacja była dość niecodzienna. Trener Czarnych Żagań, Artur Sobczyk, w poprzednim tygodniu prowadził sobie spokojnie treningi, przygotowując się do meczu ligowego z Piastem Czerwieńsk (IV liga, woj. lubuskie). Goście zajmowali ostatnie miejsce w lidze, w 13 meczach zgromadzili ledwie 5 punktów, więc w teorii łatwy łup.

Ale w tygodniu plan zaczął się sypać. Czarni to klub wojskowy, więc we wtorek część piłkarzy zakomunikowała trenerowi, że nie zagra w meczu. Jakoś polepił dziury, ale w środę wyjechali kolejni. I w czwartek kolejni. Wszyscy są żołnierzami. Zamiast bronić dostępu do własnej bramki, pojechali zabezpieczać wschodnią granicę przed imigrantami próbującymi przedostać się do Polski od strony Białorusi. W ciągu trzech dni trener Sobczyk stracił dziewięciu piłkarzy.

- Dziewięciu z wyjściowego składu! - mówi nam szkoleniowiec. - Musiałem na ich miejsce powołać chłopców mających po 16 lat. Cała formacja defensywna została wymieniona. Do obrony wskoczyli zawodnicy ofensywni plus chłopiec z kategorii juniora młodszego. To są wszystko utalentowani zawodnicy, ale oni nie są w stanie wytrzymać 90 minut w rozgrywkach seniorskich z dorosłymi mężczyznami.

ZOBACZ WIDEO: Paulo Sousa wie, jak pozwolić wrócić Arkadiuszowi Milikowi do szczytowej formy

Działacze klubowi dzwonili do Lubuskiego Związku Piłki Nożnej, prosili o przełożenie meczu, ale niewiele wskórali. Trenerzy z Żagania nie rozumieją, dlaczego nie można było przełożyć spotkania. W podobnych okolicznościach Dolnośląski ZPN przełożył mecz.

Kamil Żeberski, dyrektor biura Lubuskiego ZPN tłumaczy: - Bardzo dobrze rozumiemy problem Czarnych Zagań, ale musimy brać pod uwagę interes wszystkich drużyn. W tej chwili mamy czwartą falę pandemii. Co się wydarzy, jeśli rozgrywki wiosną znowu zostaną zawieszone? Nowa uchwała PZPN mówi, że rozgrywki, gdzie nie zostanie rozegrane 50 procent spotkań, zostaną unieważnione lub zaległe mecze należałoby zweryfikować jako walkower bez przyznawania punktu. To krzywdzące dla wszystkich drużyn. Dlatego naszym priorytetem jest dokończenie rundy jesiennej na boisku.

Dla trenera Sobczyka sprawa jest niezrozumiała. - Przecież zawodnicy nie pojechali się bawić, tylko bronić kraju. To też nie zostało uwzględnione. To, co się wydarzyło, nie ma nic wspólnego ze sportem.

Według działaczy z Lubuskiego ZPN klub ma na tyle szeroką kadrę, że powinien sobie poradzić z kryzysem. Przecież, jak podkreślają w związku, kryzys na granicy może potrwać wiele miesięcy. I co wtedy? Przekładać wszystkie mecze?

- Czarni mają zgłoszonych 30 zawodników. Gdyby nie mieli juniorów młodszych, ta sytuacja byłaby bardziej złożona. Ale dziś sytuacja wygląda tak, że z tymi młodymi zawodnikami ich kadra liczy 30 zawodników, ma kto grać. A my nie możemy zaryzykować całych rozgrywek ze względu na jeden zespół. Musimy myśleć o 17 pozostałych - mówi Kamil Żeberski.

Sami żołnierze nie odnoszą się do zaistniałych wydarzeń. Wszyscy, którzy wyjechali na granicę, podpisali klauzulę poufności i nie mogą się udzielać publicznie.

Dodajmy, że "poszkodowanych" w tej sytuacji jest wiele klubów w Polsce. Największe straty mają jednak te przy jednostkach wojskowych - jak w Żaganiu czy Świętoszowie.

A wynik? Zgodnie z oczekiwaniami, Czarni przegrali. 1:3.

Czy Lubuski ZPN powinien przełożyć mecz Czarnych?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×