Michał Pol: Niech ekstraklasa wróci, ale nie "na drzwiach stodoły"
Mam już dosyć opisywania, jak pandemia sparaliżowała świat sportu. Chcę pisać o tym, jak futbol wraca do normalności. Branża sportowa, tak jak każda w zamrożonej gospodarce, im później zacznie się odmrażać, tym większe poniesie szkody.
Oczywiście nie można popadać w hurraoptymizm. Można mówić sobie, że oto wraca granie, więc ruszajmy, jakoś to będzie, problemy rozwiążemy gdy się pojawią. I przeć kurczowo do pierwszego wyznaczonego terminu (27 kwietnia - wznowienie treningów w klubach, na początek indywidualnych, stopniowo zwiększając grupę; 10 maja - powrót treningów całej drużyny, z normalnym kontaktem fizycznym; 29 maja lub 6 czerwca - wznowienie rozgrywek), by skończyć "choćby na drzwiach od stodoły".
Podobają mi się rozwiązania kwestii bezpieczeństwa, które w rozmowie z WP SportoweFakty ujawnił prof. Krzysztof Pawlaczyk, szef sztabu medycznego Lecha Poznań. Są to m.in.:
- lista 50 osób z każdego klubu (zawodnicy plus sztaby), zaangażowanych w dokończenie rozgrywek i regularne badanie ich,
- izolacja we wstępnej fazie treningów indywidualnych, na które zawodnik przyjeżdża już przebrany, a po zajęciach wraca bezpośrednio do domu,
- treningi w większych grupach po kolejnych testach. Dodajmy, kosztownych testach komercyjnych, za które zapłaci PZPN w ramach swego wsparcia,
- 14-dniowa kwarantanna cudzoziemców, którzy wrócą do klubu,
- organizacja samych spotkań przy pustych trybunach i minimalnej licznie osób na stadionie, bez stewardów czy nawet chłopców do podawania piłek (np. Bundesliga dopuszcza czterech).
Na pewno potrzeba dopracowania jeszcze wielu konkretów. Przede wszystkim brakuje odpowiedzi na kluczowe pytanie: jak reagować, gdy zarażenie wirusem zostanie zdiagnozowane u któregoś piłkarza, grupy zawodników lub sztabu trenerskiego?
Czy to wstrzymuje cały projekt powrotu rozgrywek? Ciężko traktować zarażenie jak zwykłą kontuzję, która eliminuje zawodnika. Co z całą resztą? Jak liczna będzie musiała być kadra, by mogła być dopuszczona do gry? W Bundeslidze przewidują, że 13 zawodników z pola oraz dwóch bramkarzy. W Premier League kadry będzie wolno wzmocnić pięcioma niezgłoszonymi do rozgrywek zawodnikami z akademii.
Obecna koncepcja, w przeciwieństwie do tej, z jaką wyszedł właściciel Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski, nie zakłada skoszarowania zawodników i sztabów w zamkniętych ośrodkach niczym podczas wielkiego turnieju. Po przeprowadzeniu testów każda z wytypowanych przez klub 50 osób będzie zobligowana do unikania wszelkich ryzykownych kontaktów z innymi ludźmi. Ale będzie się to opierać wyłącznie na zaufaniu. Nikt przecież nie będzie kontrolował, co zawodnik robi w czasie wolnym. Wiadomo, że w takich wypadkach czynnik ludzki jest tym, któremu zawieść najłatwiej.
Pytanie też, co z rodzinami zawodników? Żeby ograniczyć zagrożenie do minimum, powinny zostać objęte kwarantanną na jedenaście kolejek. Takie rozwiązanie planowane jest w La Liga, ale ciężko uwierzyć w jego powodzenie. Co z pracującymi żonami członków sztabu czy sędziów i ich dziećmi, gdy już zostaną przywrócone zajęcia w szkołach?
Przede wszystkim jednak te, nawet najbardziej trafne pomysły, muszą być skonsultowane i zaakceptowane przez kluby. A pierwsze reakcje przedstawicieli drużyn ekstraklasy na wywiady członków grupy roboczej sugerowały, że wcale tak nie jest. Ostatnia rzecz, jakiej środowisko piłkarskie potrzebuje w chwili zmagania z pandemią, to utrata wspólnego frontu, utonięcie w sporach i walkach o detale.
Powodów do sporów na horyzoncie widnieje mnóstwo. Pierwszy z brzegu to choćby kontrowersyjny pomysł współwłaściciela Wisły Kraków Jarosława Królewskiego, by ostatnia transza z tytułu praw telewizyjnych została podzielona ze względu na oglądalność każdego zespołu.
Michał Pol
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.