Eliminacje EURO 2020: Polska - Słowenia. Łukasz Piszczek zostawia dobre wspomnienia

Dla wielu kibiców i ekspertów jest najlepszym bocznym obrońcą w historii polskiej piłki. Pewne jest, że jest jedynym w ostatnich 30 latach na swojej pozycji, który osiągnął status światowej gwiazdy.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Łukasz Piszczek WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek
Ostatni okres Łukasza Piszczka w reprezentacji Polski to było właściwie już dogorywanie. Zwłaszcza katastrofalny mundial w Rosji. A przecież zasłużył, żeby być zapamiętany tylko i wyłącznie dobrze. Przynajmniej z gry, bo też nie można zapominać o epizodzie korupcyjnym.

Na poważnie wszystko zaczęło się 24 kwietnia 2009 roku, w 15. minucie meczu ligowego z TSG 1899 Hoffenheim. Karierę Piszczka można podzielić na okresy przed tym meczem i po nim. Miał wtedy 24 lata i wydawało się, że dla ukształtowanego już zawodnika, w tym wieku wiele zmienić się już nie może.

Mecz, po którym przestał się śmiać 

W 15. minucie spotkania ligowego, lewy obrońca Herthy Berlin, Leonardo Cuffre, doznał kontuzji. Szkoleniowiec berlińczyków, Lucien Favre, dokonał wówczas boiskowej rewolucji. Na boisko wprowadził lewoskrzydłowego Maximilianu Nicu, w miejsce Cuffre skierował prawego obrońcę Marca Steina, zaś lewego pomocnika przesunął na prawą obronę. Był to właśnie Łukasz Piszczek.

ZOBACZ WIDEO: Polska - Słowenia. Łukasz Piszczek: Mam tylko nadzieję, że będę mógł zejść z uśmiechem

Polski piłkarz wspominał: - Wtedy śmialiśmy się razem z trenerem z tego całego zamieszania. Wkrótce okazało się jednak, że Favre nie żartuje i ja też przestałem się śmiać.

Tak naprawdę Favre już wcześniej testował Piszczka na prawej obronie, ale uspokajał go, że to tylko sparing. W rzeczywistości z przeciętnego napastnika (lub pomocnika) zrobił obrońcę. Jak się później okazało, światowej klasy. Ale to okazało się dopiero po kilku latach, bo początki były trudne. Trener się zmienił, Favre’a zastąpił Friedhelm Funkel, ale Piszczek został na pozycji wymyślonej dla niego przez Szwajcara. Zapamiętał szczególnie mecz Ligi Europy z Benficą Lizbona. Polak został - jak mówią piłkarze - wpuszczony na karuzelę.

- Na mojej stronie grał argentyński lewoskrzydłowy, którego oglądałem na mistrzostwach świata do lat 20 w Kanadzie. Kilka razy wkręcił mnie w ziemię. Przegraliśmy 0:4 i tak właśnie wypromowałem Angela Di Marię [późniejsza gwiazda m.in Realu Madryt, Manchesteru United i PSG]  - śmiał się Piszczek.

Favre, wymyślając Piszczkowi pozycję, wziął pod uwagę jego parametry i zmieniające się trendy w futbolu. O ile jeszcze w latach 90. skrzydłowy miał za zadanie biegać w okolice narożnika i dośrodkować, teraz te zadania przejęli boczni obrońcy. Skrzydłowy stał się bardziej pomocnikiem schodzącym do środka, mocnym w rozegraniu, bardziej uniwersalnym. Świat futbolu zaczął szukać bocznych obrońców potrafiących wyprowadzić piłkę, pójść "na ścianę", a więc zawodników przede wszystkim szybkich, z dobrym przyspieszeniem. Piszczek pasował idealnie. Do tego fantastycznie rozumiał się z Jakubem Błaszczykowskim, co pomagało im na boisku.

Szybszy niż Usain Bolt

Wiele lat temu Jan Chmura, znakomity polski fizjolog, wygłosił podczas jednego z wykładów teorię, że Piszczek jest szybszy od samego Usaina Bolta. Brzmi to może absurdalnie, do tego stopnia, że uznany profesor naraził się na szyderstwa, ale przecież mówił o spełnieniu wielu dodatkowych warunków, przede wszystkim tego, że chodzi o pierwsze 25 metrów.

- Ma fantastyczne przyspieszenie na dłuższym dystansie. Powinien pracować nad pierwszymi 3,5 krokami, jednak później nabiera prędkości. Na 30 metrów uzyskuje wynik 3,88 sekundy. Pod tym względem jest najszybszym zawodnikiem, z jakim miałem do czynienia w polskiej lidze – tłumaczył Chmura.

Piszczek był fenomenem motorycznym i to stało się dla niego przepustką do lepszego świata. Hans-Joachim Watzke, szef Borussii Dortmund, podczas jednego z wywiadów przyznał, że to był klucz do ściągnięcia polskiego piłkarza do klubu z Zagłębia Ruhry. Piszczek idealnie pasował do koncepcji "najszybszej drużyny świata" Juergena Kloppa. Zasada brzmiała: "kto pierwszy przy piłce, ten lepszy". Ze swoim startem Łukasz był najlepszy. Do tego niezły technicznie, dwunożny, co zresztą zawdzięcza ojcu. Pan Kazimierz od dziecka powtarzał mu: "Nie musisz być piłkarzem, ale jak już się za to bierzesz, to porządnie". I mały Łukasz musiał pracować na obie nogi.

Ojciec wiedział o co chodzi, bo sam był piłkarzem amatorem. Zresztą, kto tam nie grał w piłkę: wujkowie od strony mamy, starsi bracia Marek i Adam. Każdy kopał. Łukasz był więc wychowywany w kulcie futbolu, spał z piłką, na ścianie miał plakat Davida Beckhama i marzył o wielkiej karierze. Na święta zawsze prosił o nową piłkę. A więc jak najbardziej klasyczna historia na film dla młodzieży.

Jako nastolatek przeszedł testy w Gwarku Zabrze, choć wcale nie był pierwszy w kolejce. Janusz Kowalski, były piłkarz Górnika i szef klubu z Zabrza, niekoniecznie był do niego przekonany, ale uprosił go Krzysztof Stojek, znajomy ojca. "Potrzebuje czasu, zobaczysz". I zobaczył.

Piszczek skorzystał z cierpliwości trenerów i wkrótce wygrywał mecze dla drużyny. Na młodzieżowych mistrzostwach Polski był poziom wyżej niż rówieśnicy, Grzegorz Wojtkowiak czy Sławek Peszko. Piszczek powoli szedł na szczyt, w młodzieżówce Andrzeja Zamilskiego też miał ciężko, był w cieniu, nie mógł się przebić. Ale jak zaskoczył, nie oddał miejsca.

Wyrok, który nie zostawił złudzeń

Piszczek rozwijał się więc prawidłowo, w 2004 roku, jako 19-latek przeszedł do Herthy, ale niemiecki klub widział, że nie jest gotowy, więc zostawił go jeszcze na jakiś czas w Polsce. Z Ekstraklasą żegnał się mając 11 goli w sezonie 2006/07. Zostawiał za sobą dobre wspomnienia, choć z czasem dopadną go te złe.

Z czasem wyjdzie na jaw, że Piszczek brał udział w ustawieniu meczu ligowego z Cracovią. Spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0, co dało klubowi z Lubina awans do Pucharu UEFA. Nasz późniejszy reprezentacyjny obrońca tłumaczył, że był młody, a jego udział w sprawie marginalny. Dochodzenie wykazało, że jego rola wcale nie była marginalna, a prawomocny wyrok sądu nie pozostawiał złudzeń. Piszczek wraz Michałem Chałbińskim musieli zapłacić Zagłębiu 300 tysięcy złotych, które zasądzono klubowi. To właśnie Piszczek brał udział w rozmowach.

W sądzie tłumaczył: "Ja wtedy byłem młodym zawodnikiem, miałem mieszane uczucia, ale ostatecznie wszyscy obecni zgodzili się na tę propozycję Cracovii i przekazanie im pieniędzy za wynik remisowy w najbliższym meczu. My co prawda byliśmy drużyną silniejszą piłkarsko, ale w piłce nie ma nic pewnego".

Nie jest to pewnie najważniejszy epizod w jego karierze, ale pisząc o niej, nie sposób o tym nie wspomnieć. Nie brakowało głosów, że Piszczek nie powinien grać w kadrze. I pewnie te głosy miałyby szansę przeważyć, gdyby nie to, że był fantastycznym piłkarzem. A takim wybacza się więcej. Nie ma przecież wątpliwości, że Piszczek jest jednym z najwybitniejszych obrońców w historii polskiego futbolu. Oczywiście trudno zestawiać go z zawodnikami z dawnych czasów, choćby z grającym na tej samej pozycji Antonim Szymanowskim. Tamten nie miał możliwości zrobienia wielkiej kariery na zachodzie. A zrobiłby bez dwóch zdań. Pewne jest, że w piłkarskiej "erze nowożytnej" nie mieliśmy obrońcy, który wszedłby na tak wysoki poziom. Piszczek w pewnym momencie był w absolutnej czołówce na swojej pozycji na świecie.

ZOBACZ: Delegacja z Goczałkowic pożegna Piszczka

"Nie znam gościa"

Odliczając Daniego Alvesa, mógł rywalizować z każdym prawym obrońcą. Jeśli ma prawo czegoś żałować, to na pewno tego, że okresy świetności jego i kadry nieco się rozjechały. O ile Piszczek szczyt osiągnął u Kloppa, to kadra nieco później, za czasów Adama Nawałki. To wtedy wszystko zaskoczyło, pozostali zawodnicy doszli do poziomu liderów. Podczas mistrzostw Europy we Francji, w 2016 roku, Łukasz był absolutnie kluczową postacią, wszystkie mecze zagrał na bardzo wysokim poziomie.

Statystyk porównywalnych do tych z BVB nie miał, ale też wynikało to z defensywnego charakteru ekipy Nawałki. U Kloppa grał bardzo wysoko, chyba żaden inny trener nie potrafił z niego tyle wydobyć. Dlatego z czasem zaczęto wymieniać Liverpool jako przyszłego pracodawcę Polaka. Ale ten ostatecznie uciął wszelkie spekulacje, postanowił zostać w Borussii do końca kariery.

Do kadry po mundialu w Rosji nie chciał wrócić. Nie miał chyba już ochoty czytać o sobie niepochlebnych opinii. Może był zbyt mądry i rozumiał, że jego czas mija.

ZOBACZ: Piszczek broni kadry Brzęczka

W rozmowie z naszym portalem, na pytanie: "Kto zagrał na mundialu w Rosji w koszulce z pańskim nazwiskiem?" Piszczek odpowiedział: - Też chciałbym wiedzieć. Nie znam gościa. Najgorsze jest to, że przez długi czas przygotowujesz się do jednego z najważniejszych sprawdzianów w swojej karierze, do turnieju, o którym marzyłeś, a później wychodzisz na boisko i grasz mecz, który przez ostatnie cztery lata ci się nie przydarzył. To najbardziej boli.

Nie potrafił pogodzić się ze swoją fatalną grą, nie rozumiał przyczyn. Dziś może spojrzeć na sprawy z dystansu. Trochę szkoda, bo jeszcze mógłby wnieść trochę do kadry. Jego następcy, Bartosz Bereszyński czy Tomasz Kędziora, to nieźli gracze, ale jednak nieporównywalni.

Nie ich wina. Możliwe, że na bocznego obrońcę tej klasy poczekamy jeszcze bardzo długo.

Czy Łukasz Piszczek jest najlepszym bocznym obrońcą w historii naszej piłki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×