Nie wiem co będzie po sezonie - rozmowa z Marcinem Nowackim, pomocnikiem Ruchu Chorzów

Marcin Nowacki dopiero pod koniec sezonu zaczął prezentować formę do jakiej przyzwyczaił kibiców polskiej ekstraklasy. W wygranym pojedynku Ruchu Chorzów z ŁKS Łódź "Mały" należał do najaktywniejszych w zespole Niebieskich i miał spory udział w wygranej zespołu prowadzonego przez Waldemara Fornalika. Niewiele brakowało, aby Nowacki w spotkaniu z ŁKS nie zagrał z powodu choroby.

Michał Piegza
Michał Piegza

Michał Piegza: W pierwszej części piłkarze Ruchu grali bardzo nerwowo i chaotycznie.

Marcin Nowacki: Rzeczywiście, trochę za nerwowo zaczęliśmy ten mecz, popełniliśmy trochę błędów w obronie, ale na szczęście ŁKS tego nie wykorzystał. Jak się nie strzela goli w dobrych sytuacjach, to później przeciwnik karci zespół. I tak się stało w spotkaniu z ŁKS. Wykorzystany rzut karny, a później drugi gol zdobyty przez Tomka Brzyskiego i skończyło się na 2:0 dla nas.

Co działo się w przerwie w szatni, że po przerwie kibice oglądali już inny Ruch?

- Trener powiedział żebyśmy nie grali tacy spięci tylko bardziej na luzie. Mieliśmy w dalszym ciągu być cierpliwi, do gry wprowadzić więcej dokładności i spokoju. I to zaczęliśmy realizować na boisku. Musieliśmy za wszelką cenę wygrać, aby być pewnym utrzymania w lidze. Po objęciu prowadzenia było już nam łatwiej kontynuować grę.

Na boisku było mało miejsca do gry. ŁKS bardzo zacieśnił szyki.

- Nie mogliśmy pograć piłką. Dodatkowo ciężko się gra górnymi piłkami przeciwko takim zawodnikom jak Hajto i Adamski. Dlatego właśnie zagrał Martin Fabusz, który bardzo dobrze walczy w powietrzu. Staraliśmy się rozrywać defensywę ŁKS.

W kilku sytuacjach łodzianie mieli pretensje do sędziego. Mieli rację?

- Nie chcę komentować tego czy był karny dla ŁKS. Jego zawodnicy doskoczyli do sędziego i posypały się czerwone kartki.

Ruch zapewnił sobie utrzymanie, ale po tobie nie widać zbytniej euforii.

- Jestem trochę zmęczony po chorobie. Na pewno jestem zadowolony, jest uśmiech i radość. Teraz przed nami mecz z Legią i zasłużony odpoczynek.

W ostatnich dniach chorowałeś. Okazało się jednak, że angina nie przeszkodziła w występie.

- Dwa dni siedzenia w domu pomogło. Miałem 39 stopni gorączki. W dniu meczu z ŁKS czułem się dobrze. Rano porozmawialiśmy z trenerem. Nasz szkoleniowiec zapytał mnie czy czuję się na siłach zagrać. Stwierdziłem, że tak. Fizycznie naprawdę jestem w świetnej formie. Na początku sezonu po 60-70 minutach spotkania byłem zmęczony. Teraz potrafię bez problemów wytrzymać cały mecz. Zmiana trenera posłużyła mi i całemu zespołowi. Widzę, że szkoleniowiec mi ufa. Ponadto wreszcie czuję piłkę. Nie ukrywajmy, początek rundy był dla mnie zły. Szkoda, że sezon się kończy, bo czuję się bardzo dobrze. Zespół również gra nieźle.

Wiosną Ruch już dwa razy pokonał Legię. Wierzycie, że można z nimi wygrać po raz trzeci?

- Na pewno jedziemy pokazać się tam z jak najlepszej strony. Świetny przeciwnik, dobre boisko. Legia to klasowy przeciwnik. Myślę, że kibice obejrzą dobry mecz. Warszawianie będą grali o wicemistrzostwo, a my praktycznie o to, aby jak najwięcej ugrać w sezonie. Pojedziemy tam pełni optymizmu po zapewnieniu sobie utrzymania.

Gdy w 2003 roku Ruch spadał z ekstraklasy w przedostatniej kolejce musiał wygrać w Warszawie z Legią (w ostatniej serii Niebiescy otrzymali punkty walkowerem za mecz z Pogonią Szczecin - dop. red.). Teraz nie chcieliście powtórki sytuacji sprzed sześciu lat?

- Na odprawie powiedzieliśmy sobie, żeby te problemy, z którymi boryka się klub zostawić z boku i skupić się na grze o utrzymanie. Działacze natomiast na pewno robią co w ich mocy, aby wszystkie zaległości zostały uregulowane. Z tego co wiemy pieniądze za marzec mamy otrzymać do końca tygodnia. Spotkaniem z ŁKS chcieliśmy utrzymać ekstraklasę dla Ruchu i jechać na Legię ze spokojem.

Szansa na grę w europejskich pucharach po remisie Lecha i wygranej Wisły prawie już uciekła.

- Niestety. Mieliśmy nadzieję, że w Warszawie będziemy mogli pomóc Lechowi w walce o mistrzostwo, które otworzyłoby nam drogę do europejskich pucharów. Okazuje się jednak, że my nie pomożemy Lechowi, a poznaniacy nie pomogą nam. Trzeba się pogodzić z tym, że puchary nam już uciekły. Tak naprawdę to szansę zaprzepaściliśmy meczem finałowym. Taka jest piłka. Pozostała nam walka o jak najwyższą pozycję w ekstraklasie, co wiąże się z dodatkowymi przychodami dla klubu.

Co dalej z Marcinem Nowackim. Zostaniesz przy Cichej?

- To w gruncie rzeczy nie zależy ode mnie. Pan Klimek powiedział, że większość z nas zostanie wystawiona na listę transferową, bo klubu na dzień dzisiejszy nie stać na utrzymanie naszych kontraktów. Nie wiem co będzie dalej. Może znajdą się sponsorzy, którzy spowodują, że zostaniemy w Chorzowie. Nie ukrywam, że mamy dobrą drużynę. Jeżeli dojdzie do składu dwóch czy trzech ogranych w lidze piłkarzy, to będzie można powalczyć w kolejnym sezonie o wyższe cele. Przez słaby początek rundy rewanżowej, kończący się za tydzień sezon musimy uznać za stracony. Jednak w jego końcówce udowodniliśmy, że potrafimy dobrze grać w piłkę i w ostatnich trzech spotkaniach wywalczyliśmy więcej punktów niż przez większą część rundy wiosennej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×