Jakub Wawrzyniak: Kibice się nie znają

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
To było silniejsze uczucie niż pierwszy hymn wysłuchany na boisku?

Pierwszy hymn miałem w Dubaju, jak graliśmy w ligowym składzie ze Zjednoczonymi Emiratami. Nie czułem się wtedy reprezentantem. Bolało, jak poczułem się byłym reprezentantem.

Piszczek powiedział ostatnio, że bardziej niż przegranej szansy na półfinał Euro żałuje niepowodzenia na mundialu. Kiedy mieliśmy lepszą drużynę?

Euro oczywiście było sukcesem i nie lubię, gdy sukces sprowadza się do sprzyjających okoliczności, bo to zbyt poważna sprawa. Ale taka drabinka jak we Francji długo nam się nie trafi, bo mogliśmy znaleźć się w finale, mieliśmy takie możliwości, można tam było dużo więcej osiągnąć. Obserwując mundial z perspektywy kibica uważam, że nie mieliśmy żadnych argumentów, by z kimś powalczyć. W obu decydujących meczach nie mieliśmy nawet punktu zaczepnego, by myśleć inaczej. Nie dzwoniłem do chłopaków w Rosji. Nie chciałem pytać, co się stało. Są takie momenty, kiedy lepiej dać spokój, odpuścić i dać czas na przemyślenia. Wie pan, ja ciągle pamiętam, co mi ojciec powiedział, gdy jako 15-latek opuszczałem dom, żeby grać w piłkę.

No co?

Że w życiu nie ma miejsca dla średniaków. Że cokolwiek się robi, trzeba być najlepszym. Do dzisiaj te jego słowa mi towarzyszą.

Kim był pana tata?

Policjantem. Mama dbała o dom i nas wychowywała. Później, kiedy byliśmy już samodzielni, pracowała w banku, założyła też własną firmę krawiecką. To była normalna rodzina, tyle że ja zawsze chciałem grać w piłkę. Nauka łatwo mi przychodziła, nie musiałem poświęcać jej wiele czasu, a kiedy wyjechałem z domu, bardzo szybko się usamodzielniłem. U trenera Andrzeja Dawidziuka w Szamotułach była wielka dyscyplina. Może tam się nauczyłem tej pokory, o którą pan pytał. A zdyscyplinowania i samokrytyki to już na pewno.

Dawidziuk był dobrym wychowawcą?

Tak. Wracaliśmy ze szkoły o 14, dwie godziny później był trening, od 19 do 21 "nauka własna", nie można było nigdzie wychodzić. Wyjechałem z domu, mieszkałem w czteroosobowym pokoju i czułem się jak w wojsku. Jedzenie od - do, przyjdziesz chwilę za późno, to nie ma, zamknięte. Wieczorem w weekendy, jak przychodziło się pięć minut po umówionym czasie, drzwi były już zamknięte. Dzwoniło się do trenera, a on pytał: "Czy jeśli pociąg odjeżdża o 22, a ty przyjdziesz na dworzec o 22.05, to pojedziesz tym pociągiem?". W Szamotułach może nie nauczyli mnie grać w piłkę, ale sprawili, że grałem w piłkę w przyszłości. Dzięki tamtej szkole nigdy w życiu się nie zachłysnąłem, tylko chciałem więcej i więcej.

Z Patrykiem Jakim pan trenował.

Dojeżdżał, chciał zostać dłużej, ale jakoś nie przeszło. Nie kojarzyłem go, ale kiedy został politykiem, to zacząłem sobie to nazwisko kojarzyć. Przypomniałem sobie nawet głupawą historię. W moich szamotulskich czasach nie było telefonów komórkowych, ale na korytarzu był automat. Obok mieliśmy telewizor, bo w pokojach nie było, więc spędzaliśmy w tym miejscu sporo czasu. Zasada była taka, że kto siedzi najbliżej telefonu, ten odbiera. Dzwoni, odbieram. Przedstawia się kobieta i mówi, że chce rozmawiać z Patrykiem. Pytam więc z jakim Patrykiem. A ona do mnie, że z Jakim. Nawet się zirytowałem, ale w końcu się dogadaliśmy, przeprosiłem i pobiegłem po kolegę do pokoju.

Szamotuły wypuściły w świat nie tylko pana i polityków.

To było fajne miejsce. Łukasz Fabiański, Łukasz Załuska, Radosław Cierzniak, Łukasz Sapela - wszyscy bramkarze, którzy tam byli, zrobili karierę. No i Maciej Rybus jako zawodnik z pola jest chyba najbardziej znany.

Piotr Małachowski wspominał, że gdy z Tomaszem Majewskim mieli do wydania dziesięć złotych, to decydowali się na arbuza, bo mogli się jednocześnie napić i najeść. W Szamotułach godnie żyliście?

Cezary Kucharski powiedział ostatnio, że wielcy sportowcy nie pochodzą z bogatych rodzin i coś w tym jest. W Szamotułach nigdy nie narzekaliśmy na posiłki. Może nie były jakoś specjalnie wartościowe, nikt nie liczył kalorii, nie dostosowywał diety, ale niczego nie brakowało. Natomiast w weekendy po obiedzie dostawaliśmy już tylko torbę z kolacją. Do dzisiaj pamiętam smak jogurtu, który najczęściej wylewaliśmy. Była też bułka, dwa trójkąty topionego sera i kawałek kiełbasy myśliwskiej. I tak co tydzień. Ja miałem niedaleko dom rodzinny, jak było wolne to wracałem, ale wielu chłopaków przez dwa miesiące nie wyjeżdżało z bursy.

Kiedy grał pan w Błękicie Stargard Szczeciński, jedliście grzyby...

Zostało to tak przedstawione w mediach, jakbyśmy naprawdę robili to z głodu. Trochę się wtedy oburzyłem, bo przecież moi rodzice nigdy nie dopuściliby do takiej sytuacji. W Stargardzie były wielkie problemy z pieniędzmi, ja dopiero zaczynałem wchodzić do futbolu, ale byli przecież piłkarze, którzy mieli rodziny, dzieci na utrzymaniu. Klub nie płacił cztery, pięć miesięcy, a nie zarabialiśmy tyle, by z jednej pensji wyżyć rok. W którymś momencie nikt nie chciał trenować, wszyscy pytali o zaległości i właśnie wtedy trenerzy zabrali nas do lasu na grzyby. Że niby taka odskocznia od codziennych problemów. Kto chciał, to te grzyby sobie przyrządzał, ale przecież mieliśmy na normalne jedzenie. Później zabrali nam też posiłki w klubie i jeden z masażystów zrobił nam pierogi. Trener Leszek Ojrzyński długo wspominał, jak Wawrzyniak obżerał się pierogami przed treningiem. Wiadomo - jak dobra historia dotyczy kogoś, kto odniósł sukces, to od razu nabiera rumieńców.

Jak miało się tylko ser topiony na kolację, to kiedy stać już na camembert, bardziej się to docenia?

Wszyscy mówią, że piłka nożna to wysiłek i poświęcenie. Ale czasami, jak obserwowałem osoby, które naprawdę coś osiągnęły, jak choćby Lewandowskiego, to odnosiłem wrażenie, że jego nie kosztowało to żadnego wysiłku. To jest pewien automatyzm, którym kierujesz się w życiu - wiesz, czego potrzebujesz, i nie myślisz o tym, co lubisz a czego nie. Leo Beenhakker powtarzał, a ja zapamiętywałem mądre słowa trenerów: "W życiu piłkarza trzeba robić nie to, czego się chce, tylko to, co jest potrzebne". Faktycznie tak jest. Ja dzień przed meczem musiałem się wyspać i kładłem się do łóżka nawet wtedy, kiedy nie czułem jeszcze zmęczenia. Wiedziałem, że będę się lepiej czuł. Polski piłkarz lubi martyrologię, opowiadanie o tym, ile musiał przejść, by znaleźć się w danym miejscu, a myślę, że ci najlepsi po prostu bardzo szybko się tego nauczyli i wiele ich to nie kosztowało.

Kiedy poczuł pan, że nie dogoni pana bieda?

Dam kolejny cytat, tym razem z Maćka Skorży, który zawsze nam powtarzał: "Panowie, pieniądze zarabiajcie przy okazji. Jak będziecie najlepsi, to będziecie mieli najlepsze kontrakty". Mnie to motywowało, a pieniądze nigdy. Po powrocie z Panathinaikosu do Legii nakręcałem się na każdy trening, a wszyscy mnie krytykowali. Zacząłem ponownie pracować z psychologiem sportowym, który powiedział mi, że jeśli czemuś się poświęcę i będę maksymalnie skoncentrowany, to zobaczę, jak łatwo mi to przychodzi. I właśnie tak było. Zacząłem grać w Legii, Smuda po dłuższej przerwie przywrócił mnie reprezentacji. Nie chciałem i nie chcę mówić o pieniądzach, bo to nie jest fajne. Ludzie bardzo tego nie lubią, bo sami ich nie mają. Korzyści majątkowe z grania w piłkę zacząłem mieć dopiero, gdy przeszedłem ze Świtu Nowy Dwór Mazowiecki do Widzewa. Pamiętam, jak właściciel klubu Wojciech Szymański przekazał mi telefon i odezwał się Zbyszek Boniek. Poszedłem do Łodzi i zacząłem zarabiać, miałem już coś, żeby odłożyć. To był też moment, kiedy zamieszkałem z Karoliną.

Czemu odłożyć, a nie przepuścić?

Bo poszedłem tą drogą, ale sprawa z tymi, co przepuszczają, jest trochę bardziej skomplikowana. Piłkarz może zwariować, kiedy nagle zarabia dwadzieścia tysięcy miesięcznie. Może się pomylić, robić głupoty. Kupić sobie jakiś samochód, męską zabawkę. W szkole uczono nas, co to jest sinus i cosinus - mam 35 lat i nigdy mi się to nie przydało, ale nikogo nie uczono, jak zarządzać pieniędzmi. Wkłada się do głowy pierdoły, zamiast przygotowywać do życia. Zarządzać pieniędzmi możesz się nauczyć dopiero na studiach, jak wybierzesz odpowiedni kierunek. Nie dziwię się więc tym, którzy na piłkarskiej drodze zabłądzili.

Z czego zapamiętasz Jakuba Wawrzyniaka?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×