Czytaj w "PN": Debiutanci z opóźnionym zapłonem

Jakub Żubrowski z Korony to ostatni z dużych wyrzutów sumienia Ekstraklasy. Przed nim było wielu innych. Na pytanie, dlaczego tak późno do niej trafili, nie ma jednej odpowiedzi.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Jakub Wawrzyniak (z lewej) i Adam Frączczak (z prawej) Newspix / Krzysztof Cichomski / Na zdjęciu: Jakub Wawrzyniak (z lewej) i Adam Frączczak (z prawej)
Tomasz Lipiński

Późno, czyli kiedy? Przyjmijmy, że jeśli do 25 urodzin nie posmakowało się Ekstraklasy, to w stosunku do większości będzie się do tyłu o cztery, pięć, a nierzadko i więcej lat. Pomocnik Korony, który nie bez powodu jest dziś uznawany za jednego z najlepszych na swojej pozycji, idealnie odpowiada dolnej granicy tego kryterium. Na szersze ligowe wody wypłynął dopiero w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu, właśnie jako 25-latek.

Zaliczmy go do pierwszej grupy – tak zwanych późno dojrzewających. Jako nastolatek nie był gotowy na gwałtowny przeskok z Młodej Ekstraklasy do seniorów, potrzebował otrzaskania na niższych piętrach. Dopiero gdy już nabrał większej piłkarskiej pewności i krzepy, szybciutko wdrapał się na samą górę. Z podobnej gliny ulepiony został Adam Frączczak, który do dwudziestki oglądał Legię z różnych stron, ale akurat nie z tej ligowej. Okno na cały kraj otworzyła mu pięć lat potem Pogoń. Jeszcze można dorzucić Grzegorza Piesia, tułającego się we wczesnej młodości po Wielkopolsce i Mazowszu, któremu piłkarskie ścieżki całkiem niedawno wyprostował Górnik Łęczna.

W drugiej grupie znajdziemy tych, którzy postawili pierwszy fałszywy lub za szybki krok i zostali na parę następnych lat cofnięci do długiej kolejki oczekujących. Pierwszy przykład z brzegu to Rafał Siemaszko. Pojawił się w ekstraklasie siedem lat temu, ale dał się zauważyć przed rokiem, kiedy już prawie witał się z trzydziestką. Taki Damian Kądzior wprawdzie dostał pierwszą szansę w Jagiellonii w 2012 roku, jednak teraz w Górniku Zabrze wskoczył na wyższy poziom. Maciej Dąbrowski w dniu debiutu w Bełchatowie było 21-latkiem, a na mecz numer 2 w ekstraklasie poczekał aż 4,5 roku. Do archiwum X należy przypadek Mariusza Ujka z Bełchatowa, któremu całych dziewięć lat zabrało zrobienie drugiego kroku.

Kluby mają na tyle rozbudowaną i szczelną siatkę skautów, że aż trudno uwierzyć, że naprawdę wyróżniający się młodzi piłkarze w nią nie wpadną. A jednak zawsze ktoś z masowej obławy pryśnie. Oni tworzą grupę numer 3. W pierwszej kolejności Marcin Kaczmarek z dawnego Kolportera. Od jego ligowego debiutu w wieku 26 lat do pierwszego występu w reprezentacji Polski upłynęły niespełna cztery miesiące. Jemu mógłby rękę podać Sebastian Dudek ze Śląska, który niebanalne wyszkolenie techniczne ukrywał przed Ekstraklasą do 28 roku życia. Z aktualnie biegających po boiskach także kilka niewidzialnych by się znalazło: od Jakuba Wójcickiego, przez Mateusza Piątkowskiego i Piotra Wlazłę, do leczącego kontuzję Maksymiliana Rogalskiego. A przecież grubo wcześniej pod ten paragraf podpadał Adam Kompała, który z niebytu dość szybko trafił na królewski tron.

A skoro o królach mowa, to pojawić się musi Grzegorz Piechna. On długo wolał być kimś na prowincji niż jednym z wielu w Ekstraklasie. Długo patrzył z góry na wszystkich strzelców z trzecio-, drugo- i pierwszoligowego szczebla. Aż wreszcie zdecydował się postawić stopę na nowej ziemi i wbrew obawom także ją zdobył szturmem. Jego królowanie trwało więc w najlepsze. Warto także przypomnieć Sylwestra Patejuka, którego techniczne popisy i rajdy przyprawiały o wypieki na policzkach kibiców Perły Złotokłos, Korony Góra Kalwaria czy Nidy Pińczów. W ekstraklasie odnalazł się późno, ale z całkiem niezłym skutkiem.

(...)

Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". 

ZOBACZ WIDEO: Sławomir Majak: Częściej byliśmy ludźmi niż piłkarzami
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×