Antoni Szymanowski: Ciężki przypadek

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Szymanowski rozwijał się szybko. Trenerzy stawiali go na niemal wszystkich pozycjach i może również dzięki temu z czasem uchodził za najbardziej wszechstronnego polskiego obrońcę. Aż do 1982 roku, ale o tym później.

Grał w reprezentacji kraju w swojej kategorii wiekowej, a jako 17-latek zadebiutował w meczu z GKS Katowice, w pierwszym zespole Wisły. Był to dość przypadkowy debiut i - jak często to w futbolu bywa, trudno mówić o szczęściu, bo wiąże się z nieszczęściem innego.

A w tym przypadku nie byle kogo, bo samego Fryderyka Monicy, doskonałego obrońcy, jednego z idoli krakowskiej publiczności, 13-krotnego reprezentanta Polski.

Tworzył on idealny, jak na tamtejsze warunki, tercet defensorów z Władysławem Kawulą i Ryszardem Budką. Wszyscy byli już dość wiekowi, każdy miał ponad trzydziestkę na karku. Ale każdy miał na koncie występy w kadrze narodowej. Zresztą, gdyby sprawdzić tabelę z sezonu 1967/68, to choć Wisła była blisko końca, z pewnością nie linia defensywna, druga najlepsza w lidze, była jej piętą achillesową.

A wejście Szymanowskiego na pewno jej nie osłabiło. Był na tyle dobry, że jako 19-latek został powołany przez Ryszarda Koncewicza do kadry narodowej seniorów. Na razie był to tylko test. "Faja" zabrał młodego defensora na treningowe tourne po Związku Radzieckim. Wypadł na tyle dobrze, że wkrótce zadebiutował w pierwszym zespole. W meczu z Irakiem. 22 lipca 1970 roku. A więc w szczególnym dla komunistycznego reżimu dniu Święta Odrodzenia. Jego futbolowy manifest nie wypadł jednak okazale i Koncewicz cofnął go na kilka miesięcy do młodzieżówki, by uzupełnił braki.

Wkrótce stał się etatowym kadrowiczem, który miejsce w jedenastce Koncewicza a potem Górskiego miał niejako z automatu. Aż do meczu z Marokiem podczas igrzysk olimpijskich w Monachium. Polska prowadziła 5:0 i nic zmienić się nie mogło. A jednak Szymanowski zaatakował zdecydowanie rywala i sam doznał kontuzji. Dziennikarze pytali: "Po co, przecież już wygraliśmy", a on odpowiadał, że każdą akcję traktuje jako wyzwanie.

Po odniesionej w Monachium kontuzji było nieco wątpliwości, czy wróci do dobrej formy, pisano, że przestał się rozwijać. Przegapił prawie całe eliminacje do mundialu w Niemczech. Wrócił na końcówkę, na mecze z Walią i Anglią. Zresztą to drugie spotkanie jest uważane za jego popis.

Wszystko szło idealnie, aż do czasu afery na mundialu. Po meczu z Argentyną Szymanowski został wzięty na badania antydopingowe. Po spotkaniu z Haiti "Bild" napisał, że jeden z Polaków "wpadł". Podejrzenia od razu padły na Szymanowskiego.

- Wszyscy zaczęli mnie wypytywać. Jak człowiek jest podejrzewany, to sobie mózg pierze: "A może było tak, że coś mi dosypali, a może jednak coś było w pierogach?". Wszystko się w głowie mieszało. Dobrze, że zdrowy chłop był ze mnie i nie brałem żadnych prochów, bo wtedy to by dopiero było... Ale ja zawsze byłem pechowcem. A wiadomo, takiemu to i w kościele wieje - opowiadał.

Czy Polska zdobędzie medal na mundialu w Rosji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×