Słowo na niedzielę. Józef Wojciechowski: Zbigniew Boniek strzela do własnej bramki

Ludzie w PZPN nie mają zielonego pojęcia, jak firma, jaką jest piłkarska federacja, powinna działać, by dostarczyć pieniądze do klubów. Obecna ekipa tego nie robi. Kluby padają jak muchy - mówi Józef Wojciechowski, kandydat na szefa PZPN.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
PAP/EPA / Paweł Pawłowski

WP SportoweFakty: Dla wielu Polaków nasza piłka to Zbigniew Boniek. Ma pan odwagę mierzyć się z legendą?

Józef Wojciechowski: Jestem pełen sympatii do Zbyszka. Jesteśmy w podobnym wieku. Kiedy zdobywał największe sukcesy, nie było mnie w kraju, ale zdaję sobie sprawę, że solidnie zapracował na miano piłkarskiej legendy. Tyle tylko, że nie wszystkie legendy, które sprawdziły się na boisku, sprawdzają się później jako menedżerowie. To trochę inna półka. Włodzimierz Lubański też był świetnym piłkarzem, na pewno nie gorszym od Bońka, a jakoś nie ma ambicji, żeby zarządzać korporacją. A PZPN to tak naprawdę duża korporacja. Boniek przyszedł do niej w trudnym momencie, bo wcześniej także była zarządzana przez byłego piłkarza, który z dużym biznesem, organizacją i budżetem nie miał nic wspólnego. Trzeba umieć zarządzać dużym zespołem ludzi, trzeba mieć wizję. Zastanowić się, czy obecny stan, w jakim jest polska piłka, nas zadowala, czy może mamy jakiś plan rozwoju.

I rozumiem, że pan taki plan rozwoju ma?

- Tak. Przedstawię go w najbliższym czasie. Uważam, że nasz futbol może być lepszy, niż jest dziś. Myślę, że wiem, jak to zrobić. Wiem, że wszyscy patrzą przez pryzmat reprezentacji Polski, która ma osiągnięcia. Z jednej strony trzeba jasno powiedzieć, że dawno polska kadra nie grała tak dobrze, ale z drugiej przy tej klasie zawodników, przy tej wielkości kraju, wciąż nie mamy adekwatnych wyników. Poza tym polska piłka klubowa jest dziś w opłakanym stanie. ZOBACZ WIDEO Tomaszewski: Nawałka zaczął "filozofować" ze składem i... (Źródło: TVP S.A.)

Dlaczego?

- Zejdźmy niżej niż kadra, w której występują głównie piłkarze grający na co dzień za granicą. W ekstraklasie, w pierwszej lidze bieda aż piszczy. Jest gorzej niż cztery lata temu, kiedy działałem w Polonii Warszawa, wtedy kluby miały chociaż jakąś wartość, dzisiaj za czapkę śliwek można kupić trzy, cztery kluby ekstraklasy. Nie powiem które, bo mogłoby to zaszkodzić ich wizerunkowi. To jest naprawdę fatalne. Przeczytam coś panu: "Mamy dobrą reprezentację i gdy sędzia gwiżdże początek spotkania, to z każdym możemy i wygrać, i przegrać. W piłce klubowej jest inaczej. Jesteśmy słabsi od wielu, wielu drużyn w Europie i nie pasujemy do tej wielkiej piłki". Wie pan, kto to powiedział? Sam Zbigniew Boniek. Przecież on sam sobie wystawia laurkę. Inny cytat z Bońka: "Mamy naprawdę wielką młodzież, ale wszyscy wyjeżdżają z kraju w wieku 18-20 lat. My szkolimy, a beneficjentem są kluby zagraniczne i reprezentacja Polski. Dobrze by było, gdyby to jednak polskie kluby były beneficjentami. Do tego trzeba zwiększenia budżetu, zmiany kilku ustaw, kilku praw. Potrzebny nam jest inny wizerunek futbolu - więcej zorganizowanego kibicowania, mniej chamstwa, mniej przeklinania na trybunach. To właśnie decyduje o tym, że do tego dochodzi wielki biznes, a za tym z kolei idą wielkie pieniądze, lepsi piłkarze, większy sukces". Powiem tak - jak zwykle w przypadku Bońka celny strzał. Szkoda tylko, że strzela do własnej bramki. Uważa pan, że pomaganie finansowe klubom to rzeczywiście rola PZPN?

- A czyja? No chyba ktoś stoi na czele piłki w Polsce? Nie może być tak, że na koncie PZPN leży ponad 160 mln złotych, PZPN wydaje na marketing 4,5 mln, a w tym samym czasie kluby padają, bo brakuje im 100 tys. złotych. To wstyd. Przecież to nie okręgowe związki, tylko nadrzędna instytucja zarządza futbolem. Jeśli zarządza… Tu jest naprawdę pole do popisu, dużo roboty do wykonania. Myślę, że akurat mam na to czas i pomysł. Moja branża, czyli deweloperka, to w jakimś sensie samograj, a już nie mam ambicji szukania innych wyzwań biznesowych.

Z delegatami z regionów jest trochę inaczej. Oni są w jakiś sposób zastraszeni, uzależnieni od władz centralnych. Niestety, sposób działania obecnych władz przypomina mi trochę wschodnie standardy.



Anty-Boniek to trochę za mało. Co pan wypisze na sztandarach?

- Przede wszystkim trzeba mieć wizję i plan działania, ale o tym już niedługo. Poza tym nie uda się zmienić polskiej piłki bez potężnego zastrzyku finansowego. Bez tego nie uruchomimy w sposób masowy szkolenia młodzieży czy szkolenia trenerów, nie pokażemy ludziom, jaki to wspaniały sport. Kluby pierwszej ligi, ale także kluby ekstraklasy nie myślą o tym, jak wychować genialnych zawodników, ale zastanawiają się, jak przeżyć do końca miesiąca, skąd wziąć pieniądze. Od kogo cokolwiek wyżebrać. Dziś muszą martwić się, jak zapłacić rachunki, a nie planować inwestycje w nowe boiska i zatrudniać zdolnych trenerów. Żeby znaleźć pieniądze dla futbolu, trzeba zachęcić ludzi, którzy pieniądze mają, by chcieli zainwestować właśnie w futbol.

I jak to zrobić?

- Bez uporządkowania norm prawnych, bez wyeliminowania chuliganów to się nie uda. Przecież są rozwiązania, wzorce z innych krajów. Na przykład Anglii - tam problem chuligaństwa był większy niż w Polsce, a jakoś sobie poradzono. W Polsce PZPN zostawił kluby same, bez żadnej pomocy w tym zakresie i dlatego sponsorzy często omijają piłkę klubową szerokim łukiem. U nas od wielu lat mówi się o tym problemie i nic. A przykłady z innych branż pokazują, że można przełamać taki impas. Wiele lat mówiono na przykład o tym, że jest duża grupa ludzi, której nie stać na kredyty, w sumie to tej grupy na nic nie stać. I nagle okazało się, że można było wyzwolić nieużytkowane tereny w kilkunastu miastach w Polsce i ci najubożsi będą mieli gdzie mieszkać. W interesie deweloperskim jestem 23 lata, a mówiło się o tym 25 lat. Dopiero teraz okazało się, że jak się chce, to można.

To oczywiste, że piłce potrzebne są pieniądze. To, skąd je wziąć, nie jest już jednak tak oczywiste.

- Ludzie w PZPN pewnie znają się na piłce. Z tego, co się dzieje, wnioskuję jednak, że nie mają zielonego pojęcia, jak firma, jaką jest piłkarska federacja, powinna działać, by dostarczyć pieniądze do klubów i lepiej dystrybuować je w teren. Obecna ekipa tego nie robi, chociaż chwali się, że ma na koncie 160 milionów złotych. Kluby padają jak muchy. W ostatnich latach piętnaście klubów z tradycjami upadło lub stanęło na skraju upadku. Nie jest tajemnicą, że tak zasłużony klub jak Korona Kielce usiłuje zrobić transakcję z nabywcą z Senegalu za trzy miliony złotych. Ten nabywca potrzebuje tylko miliona, żeby zacząć działać, a i tak przesyła tę kwotę już od dwóch miesięcy. Takich klubów jest więcej. I przypomnę - wszystko w czasie, kiedy PZPN chwali się bogactwem…

Nie rozumiem, dlaczego PZPN miałby pomagać prywatnym przedsiębiorstwom.

- Bo PZPN stoi na czele polskiej piłki i powinien się troszczyć, by kluby ekstraklasy i pierwszej ligi były silne, zdrowe. Jeżeli ktoś ma problem, trzeba się temu przyjrzeć i zastanowić się, jak można pomóc. Ja bym tak zrobił. Zresztą chodzi nie tylko o transfer pieniędzy, ale jest także wiele innych form wsparcia. Warto też zauważyć, że to w tych klubach wychowujemy przyszłych reprezentantów.

I co? Wszystkim klubom przelewałby pan tyle samo czy pomagał tylko biednym?

- Zobaczyłbym, gdzie leży problem danego klubu, podzielił kluby na kilka kategorii i przygotował dla każdej kategorii inny program wsparcia. Tak się to robi w biznesie. Jeżeli klub jest źle zarządzany, to jedno, ale jeżeli na dany dzień brakuje mu pieniędzy, bo wykruszył się jakiś sponsor - to co innego. Do każdego przypadku trzeba podejść indywidualnie. Po to PZPN zbiera pieniądze z różnych działalności, żeby je dystrybuować dla dobra polskiej piłki, bo jeżeli nie zostanie uratowany jeden, trzeci, piąty klub, to niedługo nie będzie komu szkolić nowych piłkarzy. W ostatnim meczu reprezentacji Polski z Armenią grało dwóch piłkarzy, których talent został odkryty w mojej Polonii: Łukasz Teodorczyk i Paweł Wszołek. Kto wie, może gdyby nie Polonia, taki Wszołek dalej tułałby się po swoim Tczewie.

Zapewnię tylko, że ja nigdy nie zrobię tego, o czym czytałem jeszcze niedawno - race na stadion nie będą wwożone w samochodach PZPN. Skutki takiej współpracy prezesa PZPN z chuliganami widzieliśmy wszyscy.

Naprawdę nie uważa pan, że to naiwne myślenie? Przecież byłyby kluby, które chciałyby PZPN traktować jako głównego sponsora.

- PZPN jest głównym organem instytucji, jaką jest piłka nożna w Polsce. Jeżeli nie zajmie się tymi problemami, to kto ma się zająć? Nie można dziś grzać się w świetle reprezentacji i umywać ręce od problemów piłki klubowej. Wiem, że tak jest najłatwiej. Sukcesy moje, problemy ich. Dam panu przykład: do swojej firmy przejeżdżam trzy razy w tygodniu na trzy godziny po to, żeby pomóc moim ludziom. Mamy budżet uchwalony na cały rok, mamy plan działania i wszystko chodzi jak w zegarku. Jednak zawsze pojawi się jakiś problem. I w tym moja rola, jako seniora, jako członka rady nadzorczej, żeby się pojawić i pomóc komuś młodszemu, mniej doświadczonemu. Może ta osoba nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji i po prostu nie wie, co robić? W przypadku polskiej piłki to właśnie rola PZPN. Ale federacja powinna mieć plan zarówno krótko, jak i długofalowy. Nie chcę mówić o swoich planach, bo szczegóły przedstawimy dopiero w najbliższym tygodniu. Poza tym nie chodzi tylko o wsparcie finansowe. Jeśli PZPN nie da klubom instrumentów do walki z chuliganami na stadionach, to możemy zapomnieć o dużych pieniądzach od sponsorów komercyjnych.

Czy Jóżef Wojciechowski powinien zostać prezesem PZPN?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×