Szymon Mierzyński: Legia przyjechała jak po swoje. W Poznaniu smuta zamiast orgii (komentarz)
- Gol strzelony Legii to byłaby orgia! - mówił przed sobotnim hitem Nicki Bille Nielsen. Do orgii było jednak daleko, ekipa Stanisława Czerczesowa przyjechała do Poznania jak po swoje, a mecz boleśnie obnażył wszystkie problemy Lecha.
Karol Linetty, Szymon Pawłowski, Gergo Lovrencsics, Marcin Kamiński - to najbardziej istotne absencje w składzie Kolejorza. W sobotę mistrz Polski dobitnie się przekonał jak bardzo tego rodzaju kłopoty wpływają na jego możliwości. Bez kluczowych ogniw - zwłaszcza w ofensywie - postawienie skutecznego oporu Legii było zwyczajnie niemożliwe.
Podopieczni Stanisława Czerczesowa nie od razu złapali właściwie rytm, w ogóle początek nie był porywający, bo żadna z ekip nie potrafiła sobie poradzić z ładunkiem emocjonalnym, jaki towarzyszył szlagierowi. Czas był jednak sprzymierzeńcem legionistów, którzy krok po kroku realizowali swój plan, aż w końcu bezlitośnie wykorzystali dwa błędy gospodarzy i zadali ciosy, po których ci nie byli w stanie się już podnieść.
O tym jak wielka była skala dominacji Legii świadczył nastrój Jana Urbana po ostatnim gwizdku. - Byliśmy za bardzo osłabieni jak na starcie z takim rywalem - przyznał bez ogródek trener Kolejorza i trudno odmówić mu racji. On sam doskonale zdawał sobie sprawę, że pokonanie ekipy z Warszawy było zadaniem w zasadzie niemożliwym.
Nie owijał w bawełnę także Łukasz Trałka. - Trzeba oddać Legii, że miała zwyczajnie więcej jakości. My staraliśmy się to nadrobić charakterem i walką. Daliśmy na boisku tyle ile mogliśmy - te słowa kapitana Lecha nie uszczęśliwią zapewne jego kibiców, ale są na wskroś szczere.
Z marzeniami o obronie tytułu Kolejorz może się w zasadzie pożegnać. Wciąż natomiast ma realne szanse na występy w Lidze Europy. Koniecznie musi jednak poszerzyć kadrę, bo w sobotę dobitnie się przekonał jak wiele różni go pod tym względem od głównego przeciwnika.
Szymon Mierzyński
Obserwuj @szmierzynski