Dariusz Tuzimek: Rosjanin postraszył i zrobił porządek (felieton)

Legia połknęła Piasta Gliwice jak rosyjski niedźwiedź myszkę - na śniadanie. Pokazała, że na stulecie klubu na niczym bardziej jej nie zależy niż na tytule.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek

Legia wjechała na autostradę do mistrzostwa Polski i nie widać nikogo, kto mógłby ją zatrzymać. Stanisław Czerczesow w niesamowicie krótkim czasie zbudował sobie mocną pozycję, kibicom z Warszawy przywrócił wiarę, a piłkarzom dał to, co najważniejsze: pewność siebie.

Przyznam, że nie wierzyłem w taki scenariusz. Pomysł sprowadzenia trenera z Rosji wydał mi się nieprzemyślaną ekstrawagancją. Widziałem oczami wyobraźni kogoś takiego jak choćby Leonid Słucki, który ma w Rosji swoją markę, prowadzi CSKA Moskwa i reprezentację, ale mentalnie by do Legii nie pasował.

Obawy co do adaptacji w Warszawie Czerczesowa były uzasadnione. Tak jak Henning Berg był z innego świata, tak Czerczesow był z jeszcze innego. Berg był w Warszawie nie na miejscu i czuł się nie na miejscu.

Norweg wyglądał mi na faceta, który na konferencjach prasowych siedzi na czymś cholernie niewygodnym. Mina najczęściej smutna, oblicze poważne, nieumiejętność okazywania uczuć. Ot zimno-skandynawski chłód. Nie musiałem nawet blisko podchodzić, to się czuło: wiało lodem.

Myślałem, że dla Czerczesowa zbudowanie sobie stosunków w Polsce to też będzie wyzwanie. Bo Rosja to jednak inny świat.

Nie miałem racji. Z perspektywy widać, że zatrudnienie Czerczesowa w Legii było dobrym posunięciem. Na futbolfejs.pl obejrzałem zapis jego spotkania z kibicami i zrozumiałem: uwielbiają go!

A przecież tyle było wątpliwości. Przede wszystkim ta, skąd trener do Legii przychodzi. Łatwo sobie wyobrazić, że nastawienie części kibiców - często zafascynowanych ideologią prawicową - nie było do początku najlepsze. "Ruski nam będzie Legię prowadził?" - entuzjazmu nie było.

A jednak Czerczesow "kupił" kibiców. Zdecydowały o tym jego cechy osobowościowe. I nie wiem, kto tu bardziej fanom przypasował: trener ze swoim charakterem, czy może prezes Bogusław Leśnodorski z tym, że trafił w marzenie kibiców o szkoleniowcu, który zawodnikom nie popuści i zrobi tu porządek.

To oczywiście mit, że piłkarze najlepiej grają, gdy im się trochę dowali po tyłkach. Gdyby tak było, w największych klubach świata pracowaliby nie trenerzy a treserzy.

Ale co innego prawda obiektywna, a co innego tęsknota kibica za kimś, kto z tymi zawodnikami zrobi porządek. Szczególnie po Bergu, który tak robił porządek z niesfornym Orlando Sa, że wystawiał za niego Saganowskiego, a na koniec wysłał Portugalczyka do jasnej cholery za granicę. Tak jakby najlepszym lekarstwem na łupież była gilotyna.

I tu się właśnie zaczyna "myślenie Czerczesowem": jakoś mam takie przekonanie, że trener Stasiu dałby sobie radę z Orlando Sa. Na jakiej podstawie tak myślę? A choćby na takiej, że poradził sobie z Aleksandarem Prijoviciem. Pamiętacie, jak szwajcarski Serb podskoczył do Igora Lewczuka po jednym z meczów? I co? Został przeniesiony na chwilę do rezerw, odbył męską rozmowę z Czerczesowem i wystarczyło.

Nie wiem, może Prijović widział się także z wygłodniałym niedźwiedziem, ale to już tajemnice warsztatu rosyjskiego trenera i w sumie mnie to nie powinno obchodzić. Ważne że zadziałało. Prijović nie tylko się uspokoił, ale też spakował własne ego (duże, co najmniej jego wzrostu, a to kawał chłopa!) do kuferka swojego sportowego Porsche i zaczął dobrze grać w piłkę. A nikt mi nie powie, że obieżyświat i awanturnik Prijović jest łatwiejszy w obsłudze niż Orlando Sa.

To był sukces Czerczesowa nie tyle trenerski co wychowawczy. A w dzisiejszym futbolu, gdy szkoleniowcy są obudowani sztabami ekspertów z różnych dziedzin, zarządzanie ludźmi staje się nawet ważniejsze niż wiedza, ile kółek wokół boiska powinni przebiec piłkarze.

Czerczesow przyjął metodę, jaką znam z klubów rosyjskich, które stać na liczną, rozbudowaną kadrę i duży ruch w każdym okienku transferowym. Czyli: jedziemy na całość, kto nie wytrzyma (fizycznie albo mentalnie), ten odpada. W razie czego kupi się nowych. I posłuch całkowity - jedynowładztwo.

Czerczesow jest twardy, nieprzejednany i zasadniczy, ale jednocześnie budzi sympatię sposobem bycia. Tu uśmiech, tam żart albo szydera. Co chwila ma jakiś dowcip pod ręką i nie boi się mediów. Zresztą dziennikarzy wytrenował szybciej niż piłkarzy Legii. Z jednego zakpi, innego rozśmieszy, kolejnemu sprzeda anegdotkę. Mediów się nie boi, nie "kupuje" dziennikarskich autorytetów i "ekspertów" - byłych piłkarzy, co to się przy piłce po telewizjach kręcą, bo na bycie trenerami nie wystarczyło umiejętności.

Czerczesow, jeśli ma inne zdanie niż dziennikarz czy ekspert, nie będzie się z nimi zgadzał tylko przez grzeczność. Rosjanin - choć nie wiem, jak ma skonstruowany kontrakt z Legią - czuje się pewnie. Pokazuje, że nie przyjechał tu na pięć minut. Że będzie trwał. I chyba żaden piłkarz, który dziś nie łapie się do "jedenastki" Legii, nie ma prawa pomyśleć: "dobra, jakoś go przeczekam".

Czerczesow bardzo szybko zbudował swoją pozycję. "Kupił" to myślenie o nim, jako facecie z niedźwiedziem. Dla Rosjan niedźwiedź to siła! Te wszystkie memy, gdy straszy piłkarzy Legii, zrobiły dobrą robotę. To się czuje, że Czerczesow nie jest tu przejazdem.

Oczywiście całej tej pozytywnej otoczki wokół rosyjskiego trenera nie dałoby się zbudować, gdyby Legia nie miała wyników. Ale ma. Piasta Gliwice łyknęła jak niedźwiedź myszkę na śniadanie, choć trzeba przyznać, że były lider bardzo Legii w tym pomógł.

Czerczesow dał Legii siłę fizyczną, mentalną, a stąd już prosta droga do pewności siebie. Legia Jagiellonię u siebie zmiażdżyła. Ale ważniejszy od zwycięstwa był sygnał do wszystkich: nie macie szans. Być może Ruch grałby w Warszawie inaczej, gdyby nie miał w pamięci, co Legia zrobiła Jagiellonii.

W tym sensie Czerczesow już zbudował nową Legię.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Zobacz wideo: Zbigniew Boniek: wybór Infantino to fajna decyzja dla Polski
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×