Najpierw USA, potem Europa. Architekt Pirlo chce podbić świat

Zawładnąć Ameryką, podbić latem Europę. Andrea Pirlo tylko teoretycznie przebywa w USA na piłkarskiej emeryturze. W rzeczywistości czuje się świetnie i ma ambitne plany.

 Redakcja
Redakcja
PAP

- Nie wracam do Europy! Chcę wypełnić swój kontrakt w Nowym Jorku - zapowiedział niedawno, gdy Antonio Conte, jego kolega z boiska, a teraz selekcjoner reprezentacji Włoch, zasugerował, że dobrze byłoby, żeby jego as przez kilka zimowych miesięcy pograł jednak na Starym Kontynencie. Liga amerykańska zakończyła rozgrywki w listopadzie, wraca na boiska w marcu. Mistrzostwa Europy rozpoczynają się w czerwcu.

- Jeśli nie da mi w marcu odpowiedzi, których od niego oczekuję, być może będę musiał rozważyć, czy nadal pozostanie w drużynie narodowej - mówił Conte. To mocne słowa. Kiedy po brazylijskich mistrzostwach świata Pirlo zrezygnował z reprezentacji, to właśnie on, nowy wtedy trener kadry, namawiał Pirlo, żeby nadal grał dla Włoch. I namówił.

Teraz jego sugestię o powrocie do Europy 36-latek zbył. - New York City to ambitny klub, a ja nie przyjechałem do Ameryki na wakacje. Chcę tutaj zdobyć kolejne doświadczenie. Nasz cel jest prosty: wyjść na boisko i wygrywać. A Euro 2016? To oczywiste, że chcę tam być. Jest na to szansa, wszystko zależy ode mnie. Jestem bardzo zmotywowany.

Andrea Pirlo do USA trafił latem ubiegłego roku po wywalczeniu czterech kolejnych tytułów mistrzowskich w Serie A. Skusiły go miliony szejka Mansoura, tego samego, który włada już Manchesterem City. New York City powstał w maju 2013 roku, za możliwość gry w MLS Mansour zapłacił 100 milionów dolarów. A potem ściągnął do drużyny między innymi mistrza świata Davida Villę i angielską gwiazdę, niezniszczalnego Franka Lamparda. Pirlo to kolejna ważna postać, która młody, nowojorski klub ma doprowadzić na szczyt amerykańskiego soccera. Początki u jankesów piłkarz miał jednak średnio udane. Zagrał jesienią w trzynastu meczach, gola nie strzelił, tylko dwa razy asystował. On sam nie narzekał.

- Nie spodziewałem się tutaj tak wysokich standardów, choć ciągle jest przestrzeń do poprawy. Choćby taktycznej. Cała liga jest na dobrej drodze, niedługo będzie jedną z bardziej liczących się - mówił.

Za nic ma, że część osób zaczęła go nawet nazywać hobby playerem. W Europie zawodników wyjeżdżających za ocean ciągle traktuje się z przymrużeniem oka, twierdząc że poważne kariery już skończyli. Pirlo to jednak człowiek instytucja, nic nikomu udowadniać nie musi, nikogo do niczego przekonywać nie musi. Robi, co chce i robi, jak chce. Widać to u niego było od małego. W swojej autobiografii "Myślę, więc gram" wspominał: - Zamiast czekać na piłkę, sam po nią pobiegłem. Raz, dziesięć, 100 razy. Nie chcieli grać ze mną? W takim razie grałem sam, na tyle, na ile byłem w stanie. Kiwałem wszystkich, nawet tych z własnej drużyny. Nie chcieli z nim grać, to grał sam. Przeciw wszystkim.

Pirlo może więc wszystko. Wyjechać do Ameryki, gdy mógłby jeszcze pograć w Europie. Nazwać we wspomnianej książce Jerzego Dudka tańczącym osłem, być ikoną dobrego stylu, reklamować garnitury, samochody terenowe albo wraz Philippem Lahmem i Jakubem Błaszczykowskim zostać twarzą polskich okien marki Drutex. I nikt mu nic nie zrobi. Jak będzie chciał zostać gwiazdą tańca towarzyskiego, to też pewnie da radę.

Bo jest po prostu dobry. Na Euro 2016 pewnie i tak znowu się o tym przekonamy.

*Partnerem artykułu jest firma Drutex

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×