Kazimierz Moskal: Nasi juniorzy powinni zostać wypożyczeni, ale ja potrzebuję ludzi do treningu
- Juniorzy powinni się ogrywać, ale nie możemy ich wypożyczyć, ponieważ potrzebuję ludzi do treningu. Nie wyobrażam sobie 14 zawodników z pola na zajęciach - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty trener Wisły Kraków, Kazimierz Moskal.
Przed meczem Niemcy - Polska krążył po sieci taki dowcip: "jeżeli Adam Nawałka chce wywieźć z Frankfurtu punkt, powinien powołać Kazimierza Moskala". Ma pan alergię na słowo "remis"?
Kazimierz Moskal: Nie zawracam sobie tym głowy. W Internecie znajdziemy mnóstwo rzeczy złośliwych. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że zawsze lepiej zremisować niż przegrać. Fakt, mamy świadomość tego problemu - dzieliliśmy się punktami zbyt często. Zazwyczaj było tak, że mieliśmy dużo sytuacji, ale ich nie wykorzystywaliśmy. Powody do zmartwień mielibyśmy poważniejsze, gdyby nasza gra nie wyglądała dobrze i nie dawała nam radości. A my wizję mamy. Niestety, styl Wisły nie zawsze przekuwał się na wyniki.
Paradoks polega na tym, że czasami - jak z Zagłębiem Lubin - gracie słabo, ale wtedy już wygrywacie.
- Połowa tamtego spotkania była w naszym wykonaniu fatalna, choć na gorąco źle oceniałem cały mecz. Kiedy mieliśmy przewagę liczebną, gra nieco się poprawiła, ale nadal nie mieliśmy pełnej kontroli. Potrafiliśmy ją przejąć w większym stopniu podczas spotkań, w których graliśmy 11 na 11 przez 90 minut. Dlatego czułem niedosyt.
Często zawodziła skuteczność. Dlaczego? - Możemy mówić o braku koncentracji albo szczęścia, ale tak naprawdę przyczyn jest wiele. Kiedy napastnik nie trafia do siatki, szuka się powodów tego zjawiska, a nie bezmyślnie krytykuje.To jak z Robertem Lewandowskim w reprezentacji Waldemara Fornalika?
- Właśnie. Gdyby do sytuacji nie dochodził, gdyby na boisku nie było go widać... Wtedy moglibyśmy mówić o poważnym problemie jakościowym. Ale jeśli on jest ważny dla zespołu, ale nie wykorzystuje sytuacji - przyczyny są gdzieś indziej i jest ich więcej. W takiej sytuacji odstawienie go od składu może nic nie dać.
Kładliście nacisk na oddawanie strzałów w ustalaniu planu zajęć?
- Oczywiście. Moja praca to też analiza sytuacji, w jakiej znalazła się drużyna. Mamy cykl treningowy, ale trzeba go modyfikować tak, by był dopasowany do warunków.
Podczas gierek problem się powtarzał?
- To nie działa tak, że na treningu jakieś zagranie ci wychodzi, więc w meczu też je pokażesz. Może być różnie. Czasami czujesz się źle przed spotkaniem, a potem zagrasz świetne zawody. Nie mam zwyczaju przebywania na boisku podczas rozgrzewki. Zdarzało się, że asystenci przychodzili do mnie i łapali się za głowę. "Kaziu, ale oni piorą! Wszystko wpada! Okienko za okienkiem! Dzisiaj będzie masakra!" - krzyczeli. A potem przychodził pierwszy gwizdek i trach - zablokowani. Zero do zera. Nie przywiązuję do tego zbyt dużej uwagi. Nikt mi nie powie, że gol Wilde-Donalda Guerriera zdobyty w spotkaniu z Koroną Kielce był mierzony (strzał z dużej odległości nabrał rotacji i minął Zbigniewa Małkowskiego, a następnie wpadł do bramki tuż pod poprzeczką - przyp. MK). On po prostu ma coś, co powoduje podejmowanie trudnych decyzji.
Czasami też nieodpowiedzialnych.
- To może wynikać ze świadomości, że lewą stopę ma naprawdę dobrze ułożoną. Więc jest pewny swoich umiejętności. Choć faktycznie potrafi też zaskoczyć dryblingiem - widać u niego brawurę.
- Nie mam z tym problemu. Guerrier jest dobrym chłopakiem, który chce się uczyć. Nigdy też nie ukrywał, że z kilkoma rzeczami spotkał się dopiero tutaj. Wracając do braku bojaźni, mówimy raczej o cesze dobrej. Ona tylko czasami pokazuje gorsze oblicze. Kiedy połączymy ją z odrobiną odpowiedzialności, otrzymamy naprawdę wartościową mieszankę.
Wróćmy do napastnika. Wisła bardzo go potrzebuje?
- Przydałby się ktoś na ławkę rezerwowych, kto podniósłby konkurencję. Paweł Brożek zdrowy i w formie może wiele znaczyć. Prawda jest taka, że było wiele spotkań, gdzie wychodził na boisko mimo urazu. Wiedział o tym tylko on oraz sztab szkoleniowy. Media krytykowały Pawła, bo nie znały prawdy. A my innej decyzji podjąć nie mogliśmy, bo po prostu brakowało alternatywy.
Brożkowi często brakuje skuteczności, ale za to bywa cenny w rozegraniu.
- Powrót po piłkę jest cechą bardzo ważną i przychodzi z wiekiem. Ten element wprowadza zamieszanie w szeregach rywali. Chcę, żeby jednak zaraz po wykonaniu tego manewru biegł pod bramkę. Tam jest jego miejsce.
Rozważa pan cofnięcie Brożka do linii pomocy?
- Często robi to z Maćkiem Jankowskim. Nie przywiązuję ich do tych pozycji, mogą się wymieniać. Ważne, by był odpowiedzialność. Nie może dwóch naraz grać z przodu, bo wtedy stworzylibyśmy przeciwnikowi wolną strefę.