Krew się polała, ale Śląsk przetrwał derby

Derbowe spotkania zawsze powodują dodatkowe emocje, a na boisku piłkarze nie odstawiają nogi. Nie inaczej było i w meczu Śląska Wrocław z KGHM Zagłębiem Lubin. Obyło się jednak bez poważniejszych konsekwencji.

Artur Długosz
Artur Długosz
PAP/Maciej Kulczyński / PAP/Maciej Kulczyński

- Mam pretensje do sędziego. Zabrakło mu odwagi, żeby pokazać Tosikowi drugą żółtą kartkę za faul na środku boiska - mówił po meczu z KGHM Zagłębiem Lubin Tadeusz Pawłowski. Poza tym trener WKS-u był jednak zadowolony z tego, jak na boisku w derbowym spotkaniu traktowali siebie zawodnicy obu drużyn.

- Mecz był prowadzony w duchu fair play. Były małe spięcia, ale dobrze, że wygrała piłka nożna i sportowa walka - podkreślał szkoleniowiec Śląska Wrocław. Nie znaczy to jednak, że po derbach rannych nie było. Ucierpiał bowiem chociażby Tomasz Hołota.


W 55. minucie boisko opuścił także Marcel Gecov. - Ma na razie ma okład z lodu. Tomek Hołota ma założone szwy. Jeszcze przed meczem z powodu grypy żołądkowej wypadli nam Hateley i Ostrowski. Od razu odizolowaliśmy ich od zespołu. Troszeczkę musieliśmy improwizować, ale zespół zaprezentował się dobrze - nie ugiął się pod dopingiem publiczności - mówił tuz po meczu trener wrocławian.

Okazuje się jednak, że zarówno Hołota, jak i Gecov, poważniejszych urazów nie odnieśli. - Bez większych strat po derbach - uraz łydki u Marcela Gecova nie jest poważny, a badania u Tomka Hołoty nie wykazały nic niepokojącego - poinformował Michał Mazur, rzecznik prasowy wrocławskiego klubu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×