Tydzień, który wstrząsnął mistrzem Polski

Lech Poznań w cztery dni z pewnego siebie mistrza Polski stał się zespołem, na którym swoją fatalną serię przerwała najsłabsza w 2015 roku drużyna Ekstraklasy.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Kolejorz zaczął sezon od odniesionego w dobrym stylu zwycięstwa z Legią Warszawa (3:1) w Superpucharze Polski, by cztery dni później nie dać FK Sarajewo (2:0) szans w pierwszym meczu II rundy el. Ligi Mistrzów. Na inaugurację ligi przyszła jednak porażka z Pogonią Szczecin (1:2), którą tłumaczono uwikłaniem w walkę o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Po kolejnym zwycięstwie z Bośniakami (1:0) i pokonaniu Lechii Gdańsk (2:1) wydawało się, że mistrzowie Polski wrócili na właściwe tory, ale w środowym meczu III rundy el. Ligi Mistrzów z FC Basel (1:3) zobaczyli, jaka przepaść dzieli ich nawet nie od czołowych ekip Starego Kontynentu, ale choćby od zespołów, które regularnie uczestniczą w fazie grupowej Ligi Mistrzów bądź Ligi Europy. Kolejorz był tylko tłem dla mistrzów Szwajcarii, którzy sprawę awansu do kolejnej rundy w praktyce rozstrzygnęli na swoją korzyść już w Poznaniu.

Lech nie tylko stracił szanse na upragniony awans do Champions League, ale w cztery dni z pewnego siebie mistrza Polski stał się zespołem, na którym swoją fatalną serię przerwała najsłabsza w tym roku drużyna Ekstraklasy. Przed rewanżem w Bazylei Kolejorz zawitał bowiem do Krakowa, gdzie w sobotnim hicie 3. kolejki Ekstraklasy uległ Wiśle 0:2. Dla Białej Gwiazdy była to pierwsza ligowa wygrana od 9 maja i 31. serii minionego sezonu. W ośmiu kolejnych meczach krakowianie doznali pięciu porażek i tylko trzy razy udało im się zremisować. Do spotkania z Kolejorzem krakowianie byli najsłabiej punktującym ligowcem w 2015 roku - w 20 tegorocznych spotkaniach zdobyli tylko 19 "oczek".

- Przyjechaliśmy do Krakowa, żeby odbić się po porażce z Basel i po zwycięstwie jechać na rewanż do Szwajcarii w trochę lepszych nastrojach. A tu się okazało, że zamiast sobie pomóc, to jeszcze dostaliśmy po plecach. W takiej sytuacji tylko zwycięstwo może nam pomóc podnieść głowy i musi ono przyjść jak najszybciej - mówi kapitan Lecha Łukasz Trałka i dodaje: - Nie tak powinien grać mistrz Polski. Nie takie wyniki powinien osiągać. To słaby początek w naszym wykonaniu. Na Wiśle źle weszliśmy mecz, ale nie graliśmy tak bardzo źle. Nie zawsze na Wiśle ma się tyle sytuacji podbramkowych. Mieliśmy trzy, cztery bardzo dobre okazje, ale Radek Cierzniak bronił bardzo dobrze.

Wisła objęła prowadzenie w 7. minucie gry po tym, jak Paweł Brożek otrzymał długie podanie z głębi pola i w "16" Lecha zgrał piłkę głową do Rafała Boguskiego. Jasmin Burić obronił uderzenie wiślaka, ale piłka zatańczyła jeszcze między Boguskim i Tamasem Kadarem, by po obiciu nóg obu piłkarzy wylądować w siatce.

- Źle weszliśmy w to spotkanie. Takie głupie bramki tracimy - to jest niemożliwe... Przed meczem pobudzaliśmy się i uczulaliśmy się, że trzeba zagrać dobre pierwsze minuty, bo ostatnio w Krakowie też szybko straciliśmy bramkę. Zaczęliśmy grać dopiero stracie gola, kiedy musieliśmy gonić wynik i efekt był marny - kręci głową Szymon Pawłowski.

Denis Thomalla i Marcin Robak na razie nie radzą sobie z zastąpieniem Zaura Sadajewa, a wobec kontuzji Paulusa Arajuuriego Lech nie ma godnego partnera dla Marcina Kamińskiego - Tamas Kadar popełnia błąd za błędem, a Maciej Wilusz nie łapie się nawet do meczowej "18".

- Za prosto, za prosto straciliśmy pierwszą bramkę. Pierwsze dłuższe podanie i od razu było straszne wielkie zamieszanie. Nie możemy do tego dopuszczać. Problem leży w naszych głowach, bo za dużo bramek straciliśmy w ostatnich meczach. W dwóch spotkaniach Basel i Wisłą straciliśmy aż pięć bramek, a w poprzednim sezonie potrafiliśmy grać na zero. Popełniamy bardzo proste błędy - podkreśla Marcin Kamiński.
Znamienne słowa po spotkaniu w Krakowie wypowiedział trener Maciej Skorża: - Wisła jest bardzo ambitną drużyną, a do tego była bardzo dobrze zorganizowana i to na nas wystarczyło.

Porażki z Pogonią i Wisłą mogą sprawić, że już po trzech kolejkach Lech może mieć aż sześć punktów straty do Legii Warszawa. - To bardzo dużo. Gdyby po trzech kolejkach była taka duża strata, to byłoby to bardzo nieprzyjemne. Ale to jest dopiero początek sezonu i nie składamy broni. Chcieliśmy pokazać, że gra na dwóch frontach nie będzie dla nas problemem, ale się nie udało. W poprzednim sezonie też goniliśmy Legię, ale teraz miało być inaczej i to my mieliśmy uciekać - mówi "Kamyk".

Nim Kolejorz ruszy w pościg za czołówką tabeli, czeka go jeszcze wyjazdowy mecz z FC Basel. Przed wizytą w Szwajcarii mistrzowie Polski wypowiadają, jakby jechali na St. Jacob's Park jak na ścięcie, a jedyną ich ambicją było zachowanie twarzy przez uniknięcie blamażu.

- Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Ciężko o optymizm? Ciężko wytłumaczyć to, co się stało w Krakowie, a nadzieja zawsze jest - mówi Karol Linetty. Kamiński: - Musimy zagrać dobre spotkanie, żeby pokazać, że potrafimy grać lepiej niż w pierwszym spotkaniu. Pawłowski: - Już po pierwszym meczu powtarzaliśmy, że jest cień szansy na awans i jedziemy do Bazylei pokazać się z jak najlepszej strony.

#dziejesiewsporcie: Ronaldo popisał się piękną sztuczką
Źródło: sport.wp.pl
Porażka z Wisła Kraków to pierwsza oznaka kryzysu Lecha Poznań?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×