Z nikim nie chciałem wchodzić w układy - rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem

Jednym z głównych wydarzeń minionego roku była zmiana prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ale chyba nie takich zmian oczekiwano, bo Michała Listkiewicza zastąpił Grzegorz Lato. - Graliśmy razem przez wiele lat, był dobrym piłkarzem, szanuję go. Tyle w temacie - mówi Zbigniew Boniek.

Piotr Tomasik
Piotr Tomasik

Piotr Tomasik: Jaki był 2008 rok dla polskiej piłki nożnej? Na pierwszy plan chyba wysuwają się wybory w PZPN, które wygrał Grzegorz Lato.

Zbigniew Boniek:
Na pewno szczególny, ponieważ po raz pierwszy w historii wystąpiliśmy na mistrzostwach Europu. Poza tym wreszcie polski zespół wyszedł z fazy grupowej Pucharu UEFA. Po kilku latach posuchy. Były to ciekawe imprezy dla kibiców. Dla tych, których fascynuje polityka piłkarska, najważniejsza była zmiana prezesa PZPN.

Ostatnio natknąłem się na tytuł prasowy "zmienili prezesa, by nie zmieniło się nic". Mam wrażenie, że to bardzo trafne podsumowanie.

- Nie chciałbym się specjalnie do tego ustosunkowywać. Walczyłem o fotel nowego szefa piłkarskiej centrali, z nikim nie chciałem wchodzić w układy. Miałem odpowiednie poparcie społeczne, ale tych, którzy głosowali, nie przekonałem do swojej osoby. Dla mnie nie stanowi to już żadnego problemu, nie chciałbym oceniać tego, co teraz się dzieje w PZPN.

Grzegorz Lato to człowiek, który rzeczywiście może odbudować naszą piłkę nożną czy raczej nie ma się co łudzić?

- Graliśmy razem przez wiele lat, był dobrym piłkarzem, szanuję go. Tyle w temacie.

Na minus wypadły też kolejne zatrzymania w aferze korupcyjnej...

- ...Na minus? To chyba dobrze, że zatrzymano kolejnych ludzi.

Chodzi mi o to, iż nazwiska zatrzymanych szokują. I to bardzo! Dariusz Wdowczyk, Janusz Wójcik, nasz międzynarodowy sędzia Grzegorz G. Te nazwiska wprowadziły pewien zamęt.

- Ale to jest na plus dla naszej piłki. Im więcej osób, które grały znaczonymi kartami, uda się złapać, tym gra może być bardziej czysta i lepiej zorganizowana. Nie ważne, jakie są to nazwiska. Nie ma już sensu aż tak daleko sięgać, kto i jak ustawił mecz. Jeśli tych ludzi będziemy eliminować na jakiś czas z futbolu, tym lepiej dla widowiska. Problem jest jednak taki, że wszyscy pochowali głowę w piasek i nikt nie chce przyznać, że likwidowanie korupcji, to oczyszczanie środowiska piłkarskiego. Wszyscy się tego wstydzą, udając przerażonych i zdumionych przy kolejnych zatrzymaniach. To czysta hipokryzja!

Ale w sytuacji, gdy "wpada" międzynarodowy arbiter Grzegorz G., można mieć...

- ... Powiem panu to samo, co w jednym z programów telewizyjnych. W Polsce w latach 90. i do 2004 roku nie było klubu, który grałby uczciwie! System społeczny był taki, że powodował, iż każdy miał sobie coś do zarzucenia.

Zmieńmy temat na nieco przyjemniejszy. Po rundzie jesiennej o mistrzostwo Polski wciąż walczy pięć, sześć drużyn - to zwiększa dramaturgię.

- Oczywiście, dla kibiców nasza liga jest coraz mocniejsza. Ale te progresy powinny być znacznie większe - pod względem komercyjnym, sportowym, infrastrukturalnym. Wszystko zmierza do przodu, ale zbyt wolno. Ekstraklasa nie ma żadnego sponsora tytularnego. Same emocje sportowe są ważne, ale na pewno nie podniosą poziomu piłkarskiego. Aby to się stało, potrzebni są sponsorzy, lepszy system zarządzania, większe i bezpieczniejsze stadiony.

Na wyższy szczebel piłkarski wskoczył Lech Poznań, który ze znakomitej strony pokazał się w europejskich pucharach. Teraz Kolejorz zmierzy się z Udinese. Pan dobrze zna włoską ligę, jakie są więc szanse drużyny Franciszka Smudy?

- Oczywiście można powiedzieć, że Lech gra ciekawą piłkę. Ale podobnie jest z Wisłą, Polonią czy Legią. Od czasu do czasu mają lepsze i gorsze mecze, tak jak poznaniacy. W meczu z Udinese na pewno nie będą faworytem, choć nie stoją też na straconej pozycji. W takiej sytuacji, jakiej się znajdowali, czyli wychodząc z trzeciego miejsca w grupie, w każdej konfrontacji mieliby mniejsze szanse na awans. To wcale nie znaczy, że trzeba przegrać. Smuda ma w sobie starą, litewską krew i niczego się nie boi. Jego zespół wygląda naprawdę nieźle i możliwe, że znów będziemy dumni z Lecha.

Gwiazdami są w tej chwili m.in. Semir Stilić i Robert Lewandowski. Tym drugim interesuje się choćby Fiorentina, skłonna ponoć zapłacić grube miliony. Ile w tych doniesieniach jest prawdy? Czy pana zdaniem, Robert powinien już teraz zdecydować się na wyjazd do silnego, włoskiego klubu?

- To, co przed chwilą pan powiedział, pokazuje, dlaczego nasza liga nie jest w europejskiej czołówce. Gwiazdami Lecha są Arboleda, Peszko, Murawski i ten napastnik na literę R. Jak on się nazywa?

Rengifo.

- No właśnie. To oni nadają prym tej drużynie. Natomiast Stilić i Lewandowski są młodzi, utalentowani i bardzo dużo się o nich mówi. Są to jednak bardziej gwiazdy medialne. Mają znakomite perspektywy, aby podbić Zachód, ale to jeszcze nie ich czas. Już kiedyś powiedziałem, że "Lewy" jako pierwszy piłkarz od 10-15 lat może zrobić karierę międzynarodową. Ale jeśli chce to zrobić, musi jeszcze przez dwa lata, do 22. roku życia pograć w Polsce. Niech w tym czasie strzeli dużo goli dla Lecha i kadry narodowej. Jeśli ktoś myśli, aby dzisiaj go sprzedać, a on sobie od razu poradzi w dobrym klubie, jest w błędzie. Spójrzmy choćby na przykład Matusiaka.

On akurat wraca do kraju. Zagra w pierwszoligowym Widzewie.

- Żeby być szanowanym na Zachodzie, trzeba tam pojechać, będąc znanym i ukształtowanym graczem. Nie można się wybrać po duże pieniądze, po chwili wrócić i przebijać się przez jakieś rezerwy.

Dziękuję w takim razie bardzo za rozmowę.

- Zaraz, zaraz... A o występ biało-czerwonych na mistrzostwach Europy mnie pan nie zapyta?

Ok, co w takim razie chciałby pan dodać do tego, co już wcześniej zostało powiedziane?

- Wracam do tego tematu, bo to była najważniejsza impreza Polaków w tym roku. Wszyscy się wtedy promowali - i przed, i po Euro. Bla, bla, bla... A na mistrzostwach, to była katastrofa. Poza Borucem.

Najbardziej promowano Rogera, który miał odchodzić za sześć milionów euro, a do dziś siedzi w Legii.

- Najbardziej, panie redaktorze, to promował się trener. A ile nam naobiecywał...

I nic z tych obietnic nie wyszło.

- Mieliśmy pokonać łatwych przeciwników, spokojnie wyjść z grupy, walczyć o medal, a w naszym składzie byli wielcy i bardzo utalentowani piłkarze. Eh... Bardzo źle to wyglądało. Koniec, kropka.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×