Patryk Wolański: Zaraz przeskoczymy inne kluby

Patryk Wolański to jeden z głównych bohaterów niedzielnej wygranej Widzewa z Cracovią przy Piłsudskiego. Pomimo gry w przewadze gospodarzy przez większość meczu, golkiper łodzian nie był bezrobotny.

Bartosz Koczorowicz
Bartosz Koczorowicz

Tuż po zakończeniu spotkania podopieczny trenera Artura Skowronka uchylał się od komplementów na swój temat, zwracając jednocześnie uwagę na zasługę całego zespołu oraz częściowo... swojego vis-a-vis w szeregach Cracovii, Krzysztofa Pilarza, który w 14. minucie czerwoną kartką osłabił zespół Pasów. - Nie jestem bohaterem tego meczu, bo na wynik zapracowała cała drużyna, nie tylko ja. Trzeba też uczciwie przyznać, że pomogła nam czerwona kartka bramkarza Cracovii. To nas nakręciło. Ja swoje zrobiłem. Po to jestem, żeby bronić. Cieszę się, że zagraliśmy na "zero z tyłu". To moje drugie czyste konto w karierze. Na pewno to cieszy i nakręca dalej - stwierdził Patryk Wolański.

Łodzianie mogli, a nawet powinni, zakończyć starcie z Cracovią znacznie okazalszym rezultatem. W kluczowych momentach brakło jednak gospodarzom zimnej krwi i precyzji przy uderzeniach na bramkę zawodników trenera Wojciecha Stawowego. Z ogólnego rozrachunku widzewiacy mogą i tak być zadowoleni, ponieważ niedzielnym zwycięstwem przywrócili realne nadzieje kibiców na utrzymanie w ekstraklasie. - Nie skupiam się na pudłach, bo zdobyliśmy w końcu dwie bramki. Nie interesuję się minusami, tylko przede wszystkim plusami. Musimy się nakręcać, bo jest nadzieja na to, że się utrzymamy, bo łapiemy kontakt. Przeskoczymy w końcu inne kluby, bo to my jesteśmy zmotywowani do dalszej pracy, a inni są w tej sytuacji, w jakiej my byliśmy przez większość tego sezonu - zapowiedział odważnie bramkarz czerwono-biało-czerwonych. Pomimo gry w przewadze piłkarzy trenera Skowronka, łódzki golkiper miał, zwłaszcza w drugiej połowie, pod swoją bramką kilka niebezpiecznych akcji ze strony gości. Pierwszą z nich zmarnowali w 65. minucie do spółki Saidi Ntibazonkiza z Sebastianem Stebleckim. Pierwszy z wymienionych nie trafił czysto w piłkę po podaniu w pole karne Dawid Nowak, podając do drugiego. Steblecki trącił futbolówkę, ale Wolański zdołał ją zatrzymać tuż przed linią. - W pierwszej sytuacji miałem trochę szczęścia, bo piłka otarła się o moją rękę. Odwróciłem się i zauważyłem, że futbolówka zwolniła, znajdując się jeszcze przed linią. Udało się zdążyć do niej dobiec - skomentował tę sytuację Wolański. Dziewięć minut później sprawy w swoje nogi postanowił wziąć sam Nowak. Napastnik Cracovii "nawinął" w polu karnym Rafał Augustyniak i oddał strzał w kierunku bramki strzeżonej przez bramkarza Widzewa. Ten ponownie okazał się górą. Jeszcze lepszą okazję Nowak zmarnował w 81. minucie, kiedy minął w polu karnym Wolańskiego i zamiast strzelać... wypuścił piłkę przed siebie za daleko w taki sposób, że ta opuściła plac gry. - Przy drugiej akcji strzał Dawida był prosto we mnie, a w trzeciej sytuacji za wszelką cenę nie chciałem dopuścić do tego, żeby go dotknąć, bo widziałem, że szukał okazji do wywalczenia rzutu karnego. Dziwiłem się, że nie uderzał na bramkę, tylko z sobie znanych powodów zwalniał w szesnastce - opisał zdarzenia ze swojej perspektywy etatowy zawodnik trenera Skowronka.

Finałem ostatniej z wspomnianych sytuacji był okrzyk złości Wolańskiego w kierunku Nowaka. Obaj przed laty trenowali w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi. Bramkarz Widzewa podzielił się po meczu anegdotą na temat napastnika Cracovii z poprzednich lat. Dyrektor szkoły, Janusz Matusiak, stawiał młodszym piłkarzom Nowaka za wzór do naśladowania w kontekście zdrowego trybu życia. Z relacji Wolańskiego wynika jednak, że były wiceprezes PZPN przysporzył tym Nowakowi więcej docinków niż podziwu. - Pamiętam historię o Dawidzie Nowaku ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego autorstwa dyrektora Matusiaka, który opowiadał, że ten chodził specjalnie w kalesonach, czapkach, jadł obiady tu i tam, chodził do szkoły specjalnie (śmiech). To też sprawiło, że byłem w pewnym sensie nakręcony, żeby pokazać mu, że to ja jestem lepszym zawodnikiem - opowiedział piłkarz Widzewa.

Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!

Marcin Kaczmarek: Nie mamy już nic do stracenia

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×