Bartosz Bereszyński: Rzucano we mnie różnymi przedmiotami

Bartosz Bereszyński zaczął mecz z Lechem na ławce rezerwowych, ale kontuzja Łukasza Brozia sprawiła, że wszedł na boisko już w 27. minucie. Jak przyznał, nie miał łatwego życia.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
Kibice zgromadzeni na Inea Stadionie powitali 21-letniego defensora przeciągłymi gwizdami, nie zabrakło też wyzwisk i buczenia. - Musiałem szybko zaadaptować się do warunków, jakie panowały na murawie. Myślę, że poradziłem sobie z tym dobrze. Szybko wszedłem w mecz i nie miałem żadnych problemów - powiedział Bartosz Bereszyński.

Remis wydaje się sprawiedliwym wynikiem. Jak odebrali go legioniści? - Czujemy lekki niedosyt, ale z perspektywy czasu ten punkt może się okazać korzystny. W bezpośrednim meczu Lech nie odrobił straty do nas, a kolejne takie starcie odbędzie się już w Warszawie - dodał.

W niedzielnym pojedynku było mnóstwo walki, nikt nie cofał nogi. - Zgadza się, ale to nic dziwnego. Ranga tego spotkania jest tak wysoka, że trzeba po prostu walczyć. Tak też było - stwierdził "Bereś".

"Przywitanie" 21-latka przez poznańskich kibiców było bardzo żywiołowe. Wydaje się jednak, że później te reakcje nie były już tak głośne. - Nie do końca się z tym zgodzę. W drugiej połowie, gdy biegałem po przeciwnej stronie boiska, rzucano we mnie różnymi przedmiotami. Dlatego nie uważam, że z upływem czasu sytuacja się uspokajała - zakończył.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×