Piłka nożna to całe moje życie - rozmowa z Emilem Drozdowiczem, zawodnikiem GKP Gorzów Wlkp.

Kibice klubów sportowych z Zielonej Góry i Gorzowa Wielkopolskiego, nie przepadają za sobą. I to tylko łagodne określenie stosunków łączących zielonogórzan z gorzowianami. Emilowi Drozdowiczowi fakt ten nie przeszkodził jednak w przejściu z zielonogórskiej Lechii do GKP Gorzów.

Marcin Jeż
Marcin Jeż

Marcin Jeż: W przerwie letniej przeszedł pan z Lechii Zielona Góra do drużyny GKP Gorzów Wielkopolski. Wiele kibiców zielonogórskiej ekipy ma do pana żal, gdyż Gorzów w relacjach sportowych nie utrzymuje dobrych stosunków z Winnym Grodem...

Emil Drozdowicz: Każdy piłkarz, który chce osiągnąć coś w życiu, musi być profesjonalistą. Ja właśnie takim staram się być, więc jakieś historie o nielubiących się kibicach dla mnie nie mają znaczenia. Muszę powiedzieć, że w zasadzie sam nigdy nie rozumiałem, dlaczego takie sprawy są nagłaśniane, bo wtedy województwo lubuskie na tym traci, a Zielona Góra i Gorzów nic na tym nie zyskują.

Ciężko było panu rozstać się z Zieloną Górą?

- Muszę szczerze powiedzieć, że bardzo ciężko. W Zielonej Górze zostawiłem mnóstwo wspomnień, a jeszcze więcej znajomych. Ale dla mojego dobra, rozstanie z zielonogórskim klubem było koniecznym ruchem, abym mógł podnosić swoje umiejętności i zbierać kolejne nowe doświadczenia.

Na mecze Lechii zawsze przychodziła "garstka" kibiców. W Gorzowie jest zupełnie inaczej. Na inaugurującym sezon meczu przeciwko Flocie Świnoujście na trybunach gorzowskiego stadionu zjawiło się ponoć prawie pięć tysięcy widzów. Jak panu gra się przy większej publiczności?

- To jest coś wspaniałego. Dla takiej publiki warto być piłkarzem. Tak fantastyczna atmosfera na meczach w Gorzowie powoduje, że nawet jak nam nie idzie, nie czujemy się zdołowani. Kibice po prostu nas wspierają. Ich doping powoduje, że nogi same mnie niosą. Wracając do frekwencji na meczach Lechii, to jest przykre, że w Zielonej Górze na nasze potyczki z rywalami przychodziło tak mało kibiców. A warto dodać, że piłka nożna jest najpopularniejszą dyscypliną sportu na świecie.

W GKP ponownie spotkał się pan z trenerem Grzegorzem Kowalskim, który niegdyś sprawował funkcję szkoleniowca w... zielonogórskiej Lechii. Jak panu współpracuje się z tym trenerem?

- Na pewno jest to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy trener, z jakim miałem okazję pracować. W zasadzie to trener Kowalski wprowadził mnie w seniorski futbol i dał do mojej wiedzy, nad czym muszę pracować i jakie elementy gry muszę poprawić, by stać się lepszym graczem. Dlatego tak dużo mogę zawdzięczać temu szkoleniowcowi.

W meczu przeciwko Dolcanowi Ząbki strzelił pan swojego pierwszego gola w barwach GKP. Zarazem była to również pierwsza bramka gorzowskiego teamu w obecnym sezonie. Na pewno było to historyczne trafienie dla GKP, gdyż klub ten po wielu latach przerwy wrócił na zaplecze ekstraklasy...

- To było bardzo ważne trafienie dla GKP, a w szczególności dla mnie, bo kiedy wzmocniłem gorzowską drużynę, wszyscy zaczęli liczyć na moje bramki. Ja po tym golu mam nadzieję, że nabiorę pewnej rutyny i nie będę już nerwowo podchodził do kolejnych sytuacji. Myślę, że ten pierwszy gol w sezonie powinien sprawić, że będę zachowywał większy spokój przy innych akcjach.

Po spotkaniu z Dolcanem były jakieś podziękowania?

- Jasne. Cała drużyna podchodziła do mnie i gratulowała mi pierwszej bramki w sezonie strzelonej dla GKP.

Teraz gra pan w pierwszej lidze. Zapewne marzy pan o grze w ekstraklasie...

- To jest oczywiste. Zresztą o tych moich marzeniach i celach często sobie przypominam, bo jak się o nich mówi, to myślę że jest łatwiej je zrealizować.

Jak podoba się panu Gorzów Wielkopolski?

- W Gorzowie jest kilka miejsc, które poleciłbym każdemu i takich, których po prostu brakowało mi w Winnym Grodzie. Ogólnie Gorzów jest ładnym miastem. Widać, jak z dnia na dzień się rozwija.

Jak oceniłby pan różnicę poziomów, między pierwszą ligą, a zreformowaną drugą?

- W zasadzie jest mi ciężko jeszcze cokolwiek powiedzieć o poziomie w pierwszej lidze. Mam za sobą dopiero dwa mecze w tych rozgrywkach (rozmowa przeprowadzona przed spotkaniem z Kmitą Zabierzów - przyp. red.). I to były dwa zupełnie inne zespoły, więc jest za wcześnie, żeby mówić o różnicach.

Oprócz piłki nożnej, na co zawsze znajdzie pan czas?

- Piłka nożna to całe moje życie i dla mnie świat się kręci wokół niej. Interesuję się więc wszystkim, co jest z futbolem związane. Oglądam wiele meczów, czytam gazety i przeszukuję internet, aby dowiedzieć się tylko czegoś o piłce. Oprócz tego lubię oglądać filmy i wychodzić do restauracji.

W minionym sezonie był pan na testach w Śląsku Wrocław i Zagłębiu Lublin. Dlaczego żaden z tych klubów nie zakontraktował pana?

- W sumie tylko Zagłębie wchodziło w rachubę. Tylko wtedy były jakieś sporne sytuacje między działaczami klubów, a może i ja nie byłem wart jakiś pieniędzy. To jest już przeszłość i nie myślę o tym. Idę tylko do przodu i nie oglądam się za siebie.

Co jest pana największym sportowym atutem?

- Myślę, że największym moim atutem jest szybkość i dynamika. Ale wiem też, że jestem niezwykle uniwersalny, ponieważ mogę nie tylko grać w napadzie, ale zarówno na bokach pomocy i jak trzeba to w środku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×