Pomocnik ŁKS przyznaje: Musimy podjąć ryzyko i zacząć grać va banque

Po półrocznej przerwie Grzegorz Bonin znów zagrał przy Roosevelta. Tym razem pomocnik nie wybiegł jednak na murawę zabrzańskiego stadionu w barwach Górnika, lecz w trykocie Łódzkiego Klubu Sportowego. Mimo to fani górniczej drużyny przyjęli go bardzo ciepło.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Kiedy Grzegorz Bonin odchodził z Górnika, przenosząc się do Polonii Warszawa, wielu fanów zabrzańskiej drużyny wieszało na nim psy. Pomocnikowi zarzucano m.in. że celem nadrzędnym są dla niego pieniądze i tylko dlatego zdecydował się odrzucić ofertę lukratywnej 5-letniej oferty kontraktu klubu z Roosevelta.

W stolicy Boninowi nie wiodło się tak dobrze jak w Zabrzu, a głównego winowajcę jesiennych niepowodzeń Czarnych Koszul w osobie 28-letniego skrzydłowego upatrzył sobie prezes Józef Wojciechowski. W efekcie tego zawodnik musiał zimą odejść z Konwiktorskiej i trafił do ŁKS Łódź. W sobotę znów wrócił na Śląsk, by razem ze swoją nową drużyną powalczyć o ligowe punkty.

Na placu gry "Boniu" pojawił się w drugiej połowie, zmieniając Macieja Iwańskiego. Były gracz Górnika wchodząc na boisko od 3-tysięcznej publiki otrzymał gorące brawa, schodzącego z placu gry "Pączka" żegnały z kolei siarczyste gwizdy.

- To miłe, że kibice o mnie pamiętają. Przyznam, że nie spodziewałem się w Zabrzu tak ciepłego przyjęcia. Górnik to klub, który zawsze będę wspominał z sentymentem. Kibice tutaj są najwyższej klasy i w tym meczu to potwierdzili - przyznaje Bonin.

Po meczu łodzianie nie byli w pełni usatysfakcjonowani bezbramkowym remisem. - Cieszę się, że mogłem w tym meczu zagrać. Liczyłem, że rozpocznę mecz od początku, ale trener posadził mnie na ławce i wpuścił w drugiej połowie. Po wejściu na murawę kilka razy udało mi się stworzyć jakieś zagrożenie pod bramką Górnika. Szkoda, że brakowało nam wykończenia akcji, bo bardzo zależało nam na tym, żeby wywieźć z Zabrza trzy punkty i doskoczyć do drużyn znajdujących się nad kreską. Będziemy musieli o to walczyć w kolejnych meczach - bezradnie rozkłada ręce pomocnik ŁKS.

Runda wiosenna w pełni, a beniaminek wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo. Dotąd w pięciu starciach łódzka drużyna wzbogaciła się o trzy punkty. Czy w kolejnych starciach ŁKS zagra va banque?

- Chyba najwyższa pora, żeby to zrobić. Jak nie zagramy va banque, to ciężko będzie o utrzymanie. Kolejek do końca sezonu zostaje coraz mniej, a my wciąż nie umiemy się wydostać ze strefy spadkowej. Musimy chyba zaatakować większą ilością zawodników, nawet ryzykując, że nadziejemy się na kontrę. Ryzyko musimy podjąć, jeżeli na poważnie myślimy o utrzymaniu w tej lidze - dowodzi Bonin.

Mecz w Zabrzu stał na niskim poziomie. ŁKS nie pokazał w trakcie tego spotkania nic, co mogłoby wskazywać na to, że łodzianie mogą pojedynek rozstrzygnąć na swoją korzyść. Do ich poziomu równał także Górnik. - Sytuacji w tym meczu było bardzo mało, a kiedy tak jest, to mecz kończy się zazwyczaj wynikiem bezbramkowym. Remis nikogo nie krzywdzi, ale chyba też oba zespoły liczyły na więcej i niedosyt pozostaje - puentuje gracz drużyny z Alei Unii Lubelskiej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×