Co ta Arka grała?

Ani jednego celnego strzału, ledwie kilka wizyt w polu karnym KGHM Zagłębia Lubin, mizerna gra - tak wyglądała Arka Gdynia w pierwszej połowie w meczu z Miedziowymi. - Nie widziałem swojej drużyny - mówił po spotkaniu Dariusz Pasieka, trener Arki.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski

W przerwie szkoleniowiec gdynian miał sporo czasu na instrukcje dla swoich piłkarzy. Między pierwszą, a drugą połową było aż 45 minut odstępu, ponieważ awarii uległo oświetlenie. Na drugą część spotkania Arka wyszła z zupełnym innym nastawieniem i grała zdecydowanie ofensywniej.

Cień na postawę tego zespołu w tym meczu kładzie pierwsza połowa. - Zastanawiam się, dlaczego tak graliśmy - mówi Dariusz Pasieka. - Przecież mamy zdrowie hasać do ostatniej minuty meczu - dodaje. Po krótkich namysłach szkoleniowiec zespołu z Gdyni zaczyna zastanawiać się, dlaczego Arka grała tak słabo w pierwszej połowie. Jego wnioski są następujące: - Uważam, że graliśmy mało agresywnie. Te długie piłki, które były grane od obrony Zagłębia były przez nas przegrywane. A gdy już wygraliśmy, to spadały pod nogi piłkarzy rywali. Nie mogliśmy wejść w mecz. W drugiej połowie udało nam się przetrzymywać piłkę w ataku i dlatego mieliśmy przewagę. Tego zabrakło w pierwszej połowie. Zabrakło konsekwencji, determinacji w obronie. Byliśmy za daleko od przeciwnika. Djokić mógł sobie przyjąć piłkę i pograć z kolegami z drużyny. W pomocy nie mieliśmy przewagi i dlatego Zagłębie bardziej atakowało.

Spotkania Zagłębia z Arką to mecze przyjaźni, ale tylko dla kibiców. Fani Miedziowych kwadrans przed końcem zaprosili swoich kolegów na swój sektor, by przez ostatnie minuty razem dopingować oba zespoły. - Przyjaźń mają kibice między sobą. My na 90 minut wyłączamy ją zupełnie. Każdy gra o punkty i żeby mecze wygrywać. Na pewno nasza niedyspozycyjność w pierwszej połowie nie była spowodowana meczem przyjaźni - zaznacza Pasieka.

Trener dokonał dobrych zmian. Gdy Paweł Zawistowski w 63. minucie opuścił boisko, gra Arki nabrała jeszcze większego tempa. Po meczu Pasieka musiał się tłumaczyć, dlaczego tak późno ściągnął z boiska tego gracza. - Po zwycięskim meczu z Górnikiem Zabrze nie chcieliśmy zmieniać składu pomocy. Bożok i Budziński po zmianach byli naszą siłą napędową. Grali szybko, składnie i dokładnie. Tak sobie to wyobrażam. Paweł nie zagrał dzisiaj skandalicznie - tak uważam. Są analizy pomeczowe i wówczas przyjrzymy się dokładnie. Miał dzisiaj po prostu słabszy dzień. Na pewno był zaangażowany, chciał pomóc zespołowi - podsumował szkoleniowiec Arki Gdynia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×