Słaby szlagier, punkty dla Legii - relacja z meczu Wisła Kraków - Legia Warszawa

Gdy na murawę wychodzą teoretycznie dwa najlepsze zespoły w kraju, chciałoby się wierzyć, że kibice, którzy zjawią się na stadionie, lub zasiądą przed telewizorami, obejrzą ciekawe widowisko. Godne szumnych zapowiedzi. Nic jednak takiego nie miało miejsca. W szlagierze oglądaliśmy popis niedokładności, w którym jedna słaba drużyna pokonała inną. Równie słabą.

Piotr Kostogrys
Piotr Kostogrys

I choć początek należał do Wisły, która mogła on prowadzić po strzale Patryka Małeckiego, a później po składnej akcji Andraža Kirma z Pawłem Brożkiem, to przy pierwszej próbie piłka minęła bramkę Legii, a przy drugiej Ján Mucha szczęśliwie sparował strzał wiślaka na słupek.

Legioniści schowani na własnej połowie wyczekiwali w tym czasie na okazję do kontrataków. I takie nadarzyły się dość szybko, jednak nie za sprawą dobrej gry warszawiaków, ale za sprawą błędów Júniora Díaza. Pierwsza jego strata zakończyła się niedokładnym podaniem do Sebastiana Szłachowskiego, a druga przyniosła tylko jęk zawodu, bo futbolówki nie opanował Takesura Chinyama. Wisła wykazała też sporo nerwowości w defensywie po z pozoru niegroźnej główce Piotra Gizy. Mariusz Pawełek łapał bowiem po niej piłkę dość nieporadnie i skończyło się na nerwowym wybiciu na rzut rożny.

I gdy wydawało się, że to Wisła - jak to ma ostatnio w swoim zwyczaju - po mniej więcej dwóch kwadransach zdobędzie gola, bo okazję mieli ku temu Wojciech Łobodziński i Paweł Brożek, to obydwu znakomicie powstrzymał Dickson Choto. Stoper Legii najpierw wybił piłkę temu pierwszemu, gdy zmierzał się już do strzału, a zaraz potem kapitalnie powstrzymał szarżę wspomnianego Brożka.

Jak się później okazało, o losach meczu przesądziło prawdziwe "wejścia smoka". Trener Jan Urban z konieczności musiał dokonać zmiany i za Sebastiana Szałachowskiego wprowadził Miroslava Radovicia. A Serb odwdzięczył się już minutę później, dając Legii gola. Niefrasobliwość wiślackich obrońców doprowadziła do zgrania Chinyamy właśnie do świeżo wprowadzonego Radovicia, który przelobował Pawełka, a po chwili utonął w objęciach kolegów.

Jak to już bywało w poprzednich meczach, Wisła po stracie bramki zaczęła grać kompletnie nieporadnie. A że Legię wynik satysfakcjonował, więc do przerwy na boisku działo się już niewiele.

Drugą połowę Wisła zaczęła od zmiany, Tomáš Jirsák zastąpił Mauro Cantoro, ale niewiele zmieniło to w obrazie meczu. Wprawdzie w 54. minucie wiślacy bliscy byli wyrównania, ale Iñaki Astiz w ostatniej chwili ubiegł Pawła Brożka, wybijając piłkę z linii bramkowej, po tym jak podawał do niego Kirm. Dwie minuty później, po rzucie rożnym, główkował jeszcze Díaz, ale i on pomylił się nieznacznie.

O wiele groźniej było natomiast pod bramką Wisły. W zupełnie niepotrzebny drybling wdał się Mariusz Jop, a że stracił piłkę na rzecz Chinyamy, będąc przed własnym polem karnym, więc napastnik Legii znalazł się oko w oko z Pawełkiem. Uderzył mocno, ale niecelnie i sytuacja z gatunku "stuprocentowych" przepadła.

Na szczęście dla Legii niecelny strzał Chinyamy nie zemścił się na nich. Wprawdzie w 70. minucie Wisła sama miała "piłkę meczową", ale i gospodarzom zabrakło precyzji. Mocno z dystansu uderzył Jirsák, Mucha odbił strzał przed siebie i choć do dobitki zdążył Małecki, to z doskonałej pozycji strzelił nad poprzeczką. Chwilę później sprzed pola karnego Muchę próbował jeszcze zaskoczyć Marcelo, ale i jemu nie udało się trafić do siatki.

Choć do końca meczu został kwadrans, ani jednej, ani drugiej drużynie nie udało się już stworzyć groźniejszej sytuacji. Legia umiejętnie wybijała koszmarnie niedokładnie grającą Wisłę z uderzenia, a sama wolała raczej "grę na czas", niż próbę skonstruowania kolejnej akcji. Tym samym mecz kończy się wymęczoną wygraną zespołu z Warszawy, który dopisuje kolejne trzy punkty. Te dają już tylko cztery oczka straty do Wisły, choć w krakowskim obozie wiele mówiło się o dziesięciopunktowym dystansie, jaki byłby między tymi zespołami w przypadku odwrotnego wyniku. Z taką grą, jak w piątek, Wisła może o tym jednak zapomnieć.

Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1 (0:1)
0:1 - Radović 34'

Składy:

Wisła Kraków: Pawełek -Álvarez, Jop, Marcelo, Piotr Brożek, Łobodziński (62' Ćwielong), Cantoro (46' Jirsák), Díaz, Kirm, Paweł Brożek, Małecki (79' Garguła).

Legia Warszawa: Mucha - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Komorowski, Szałachowski (33' Radović), Iwański, Smoliński (89' Borysiuk), Rybus, Giza, Chinyama.

Żółte kartki: Cantoro (Wisła) oraz Choto, Mucha, Rzeźniczak (Legia).

Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).

Widzów: 3500.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×