Historia niesfornego piłkarza

Damian Staniszewski to piłkarz, któremu wróżono ciekawą przyszłość. Miał 18 lat, kiedy zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej, lecz jego los potoczył się zupełnie inaczej. Teraz broni barw Floty Świnoujście na zapleczu ekstraklasy, ale w ciągu kilkunastu kolejek dał się poznać jako krnąbrny zawodnik.

Mateusz Kołtoniak
Mateusz Kołtoniak

Obiecujące początki

Damian Staniszewski urodził się 13. sierpnia 1979 roku w Płocku. Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Petrochemii Płock (teraz - Wisła Płock). Już w swoim pierwszym sezonie 97/98 w wieku 18 lat debiutował w ówczesnej I lidze. Początkowo był to młody chłopak, który mógł coś osiągnąć, lecz w klubie, w którym się wychowywał, na jego talencie się nie poznało. Trafił do Mień Lipno (ówczesna III liga), ale tam też nie pokazywał swych umiejętności. Kolejnym przystankiem w tej samej klasie rozgrywkowej była Unia Skierniewice. W tych niższych klubach popularny "Brian" mógł udoskonalać swoje umiejętności oraz nabrać boiskowego doświadczenia. Po półtorarocznych wypożyczeniach, Staniszewski powrócił do Wisły Płock (ówczesnego Orlenu), który dalej grał w najwyższej klasie rozgrywkowej. W sezonie 00/01 wystąpił aż w czterech spotkaniach I ligi, ale klub postanowił się go po sezonie pozbyć.

Przenosiny do stolicy

Staniszewski zakotwiczył w Hutniku Warszawa, który grał w III lidze. W sezonie 01/02 zawodnik ten odżył i dzięki jego siedmiu trafieniom, Hutnik bez problemu utrzymał się w lidze. Także w tym zespole Staniszewski "zasłynął" z pierwszego głupiego ekscesu. Na zakończenie rozgrywek Hutnik wybrał się do Suwałk na mecz z tamtejszymi Wigrami. Po spotkaniu, Staniszewski ostro obszedł się z sędzią, za co ujrzał czerwoną kartkę w drodze do szatni i został zdyskwalifikowany. Działacze Hutnika mieli dość zachowań niesfornego piłkarza i musiał się on przenieść do innego klubu. Daleko nie miał, bo wylądował w Gwardii Warszawa, której działacze postarali się, żeby zawieszono karę dla ich nowo pozyskanego gracza. W Gwardii zapowiadał się jako wzmocnienie, ale wyszły na światło dzienne jego wady. Nie zbyt poważnie podchodził do swoich obowiązków zarówno na boisku jak i poza. Efektem tego był zaledwie jeden strzelony gol i rezygnacja przez działaczy z zawodnika jeszcze przed końcem sezonu.

Dalsze poszukiwanie klubu

Po przygodach w stolicy, Staniszewski znalazł zatrudnienie w Jagiellonce Nieszawa, która ostatecznie wygrywa rozgrywki IV ligi (przed Kujawiakiem Włocławek), jednakże zrezygnowała z awansu na koszt rywala. W Nieszawie Staniszewski nie gościł zbyt długo. Już wiosną 2003 roku przeniósł się on do Znicza Pruszków (III liga). W barwach Znicza Staniszewski pokazał swoje pozytywne umiejętności. W ciągu rundy wiosennej zdobył dla pruszkowian aż osiem bramek. Dzięki swej dobrej dyspozycji, w następnym sezonie znów zmienił barwy klubowe. Został sprowadzony przez działaczy Kujawiaka Włocławek.

Owocny, długi, niszczący postój - Kujawiak Włocławek vel. Zawisza II Bydgoszcz

Przyjście Staniszewskiego do Włocławka owocowało tym, że Kujawiak po sezonie awansował na zaplecze ówczesnej I ligi. Współautorem tego sukcesu można nazwać naszego bohatera, który w sezonie 03/04 w szesnastu rozegranych spotkania strzelił aż dziesięć bramek. Lepsi od niego byli tylko Marcin Klatt, który został królem strzelców wraz z Piotrem Dubielą (Kotwica Kołobrzeg) i Bartłomiejem Grzelakiem (Unia Janikowo, który po sezonie 03/04 trafił do Kujawiaka). Wszyscy zgromadzili po 16 goli. Także lepszy od Staniszewskiego okazał się Billy Abbott - 11 bramek. W kolejnym sezonie Staniszewski stracił miejsce w podstawowym składzie. Wystąpił tylko w dziewięciu spotkaniach, pokonując bramkarza rywali zaledwie raz. Niesforny piłkarz postanowił wziąć sprawy w swoje ręce przy pomocy menedżera Piotra Tyszkiewicza. Staniszewski za wszelką cenę chciał rozwiązać kontrakt i udało mu się to. Był na tyle perfidny, że już dziewięć dni później podpisał półtoraroczny kontrakt z Jagiellonią Białystok. Problemy pojawiły się, gdy białostocki klub chciał zgłosić nowo pozyskanego piłkarza do rozgrywek. Sprawa trafiła do Wydziału Dyscypliny i Gier PZPN, która zawiesiła Staniszewskiego w prawach zawodnika, który tym samym "został na lodzie". Musiał ćwiczyć sam, bo w Jagiellonii zakazano mu udziału w treningach. Po kilku tygodniach wrócił do Kujawiaka z podkulonym ogonem i dograł do końca sezonu. Wtedy nastąpił upadek drużyny z Włocławka, ale powstał nowy twór pod nazwą Zawisza II Bydgoszcz. Staniszewski postanowił zostać. W sezonie 05/06 był on ważnym ogniwem zespołu Bogusława Baniaka. Strzelił siedem bramek i znów mógł się cieszyć zaufaniem kibiców. Podczas kolejnego sezonu znów jednak pokazał swój krnąbrny charakter. Najpierw osłabił zespół bezmyślnym faulem, ale szczyt wszystkiego nastąpił w meczu z Kmitą Zabierzów. W 87. minucie Staniszewskiego zastąpił Michał Burchacki, który debiutował w barwach Zawiszy. Staniszewski przy zejściu z boiska nie podał wchodzącemu zawodnikowi, a na dodatek odepchnął kierownika drużyny Krzysztofa Drzewieckiego. Po meczu szkoleniowiec bydgoszczan skwitował to tak: - Z pewnością zostaną wobec niego wyciągnięte konsekwencje. Jak się okazało nic takiego nie miało miejsca. Po rundzie jesiennej gorąco zrobiło się w Bydgoszczy. Ówczesny właściciel Jerzy Wiśniewski wycofał drużynę z II ligi na znak protestu przeciw korupcji panującej w polskim futbolu. Staniszewski skwitował tą sensację tak: - Do mnie to jeszcze nie dociera. Musimy ochłonąć i zastanowić się co dalej. Długo się nie zastanawiał, kilkanaście dni później podpisał kontrakt z Unią Janikowo.

Ucieczka

Nasz bohater trafił do Janikowa. Drużyna w rundzie jesiennej prowadzona była przez Macieja Bartoszka. Gdy przyszedł Staniszewski klub prowadził Andrzej Wiśniewski. Unia grała w III lidze i walczyła o awans na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Staniszewski wywalczył miejsce w podstawowym składzie, lecz nie zachwycał. Grał najczęściej w pomocy, bo w ataku wystawiany był Piotr Nowosielski oraz Marek Kubisz. Podczas jednego z treningów aktualny piłkarz Floty Świnoujście pokazał znów swoje drugie oblicze. Wszczął bójkę z Piotrem Jackiem, jednak ten incydent nie wpłynął niekorzystnie na wychowanka Wisły Płock. Unii udało się dojść do baraży w walce o II ligę, janikowianie trafili na Wartę Poznań. W pierwszym spotkaniu rozgrywanym w Poznaniu padł remis 1:1. W rewanżu w lepszej sytuacji byli gospodarze. Mecz mógł zacząć się wspaniale dla Unii. W 8. minucie sędzia Włodzimierz Bartos podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Staniszewski, który nie był wytypowany do strzelania jedenastek. Strzelił leciutko, w stylu Antonina Panenki. Bramkarz Łukasz Radliński złapał piłkę. - Szedłem w ciemno. Chłopak chciał się zabawić, ale jest zbyt słabym piłkarzem, by mógł sobie na to pozwolić - komentował po meczu golkiper Warty. Więcej pomyj na Staniszewskiego wylał trener Wiśniewski. - Ten nieodpowiedzialny człowiek zlekceważył klub, kolegów, kibiców. Nie był wyznaczony do strzelenia karnego. Nie wiem, jak to się stało, że koledzy pozwolili podejść mu do piłki. Pięć minut po feralnym karnym, Staniszewskiego nie było już na boisku. - Nie mogę sobie pozwolić na to, by dalej grał facecik zachowujący się jak chłopiec na podwórku, który założył się z kolegami o butelkę coca-coli - mówił zdenerwowany trener Unii. W przerwie meczu Staniszewski się spakował i uciekł z Janikowa.

Powrót do korzeni oraz wyjazd do Grecji

Po tym nieprzyjemnym incydencie, Staniszewski powrócił do swojego rodzinnego miasta i związał się z swym pierwszym klubem. Wisła wówczas była w II lidze. Damian Staniszewski trochę pograł, pokazał się na zapleczu, ale nie był ważnym ogniwem drużyny z Płocka. W trakcie sezonu zanotował też występy w Mazowszu Płock, który występował w IV lidze. W sezonie 08/09 postanowił wybrać się do Grecji. Trafił do AÓ Aías Salamínas (Gamma Ethniki - III liga grecka). Niczym szczególnym nie wyróżniał się w greckiej drużynie. Nie był jedynym Polakiem występującym w tym zespole, w ekipie z Salamínas występował Sławomir Pach.

Wrócił do Polski, poszukiwał klubu. Zakotwiczenie na wyspie

Najpierw Staniszewski wylądował na testach w Łęcznej. W czerwcu pod baczną obserwacją Wojciecha Stawowego, "Brian" zawiódł i nie znalazł angażu w Górniku. Pierwszego dnia lipca pokazał się przy Drodze Dębińskiej w Poznaniu. Trenował z Zielonymi, zapowiadano wzmocnienie, natomiast jego były trener z Zawiszy Bogusław Baniak mu podziękował. Trafił na wyspę Uznam, gdzie zdesperowany Petr Němec szukał wartościowych napastników. Pod koniec lipca podpisał kontrakt z wyspiarzami. Już w drugiej kolejce Staniszewski wpisał się na listę strzelców w wygranym meczu z Sandecją Nowy Sącz 3:0. Potem nastąpiła blokada i nieszczęsna IX kolejka - mecz w Łodzi z tamtejszym ŁKS-em. W 22. minucie znów wyszedł ze Staniszewskiego zły demon. Skierował do swojego kolegi słowa: - Podaj piłkę, czarnuchu je***y, po czym otrzymał dwa ciosy od Charlesa Uchenny Nwaogu, który dostał czerwoną kartkę, a po spotkaniu został zawieszony na trzy spotkania przez klub i władze PZPN. Początkowo zastanawiano się jaką karę poniesie Staniszewski, lecz jak zawsze spłynęło to po nim, jak po kaczce. W ostatnich kolejkach napastnik wyspiarzy się odblokował, lecz jego skuteczność jest porażająca. Na kilka sytuacji, jakie miał Staniszewski wykorzystał tylko jedną. A zachowanie swoje kolegi skomentował defensor Floty Sławomir Mazurkiewicz: - Kur... ja pier... teraz do wywiadu się pcha..., wywiady w głowie... skur... to jest.... Zapewne Staniszewskiemu odbiło gwiazdorstwo do głowy, ale zastanawiamy się, jak długo wytrzyma trener oraz działacze ze Świnoujścia ze swoim niesfornym zawodnikiem, który przez swoje ekscesy będzie psuł atmosferę w szatni wyspiarzy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×