Paweł Porzucek: Quo vadis, ekstraklaso!

Ruszył kolejny sezon ligowy w Polsce, co powinno wywoływać frajdę i błysk w oku zniecierpliwionych widzów. Przedsmaku rozgrywek mogliśmy skosztować już na europejskich salonach, co odbiło się jednak czkawką i spowodowało zgagę za sprawą gry Wiślaków. Każdego lata pilnie czekałem na inaugurację kolejnego sezonu bawiąc się w przyziemne dywagacje: kto królem a kto błaznem, kto na szczycie a kto na dnie, przydzielałem tytuły „NAJ” różnym zawodnikom etc. Teraz nastąpiła jednak zmiana wywołana przedziwnymi okolicznościami, niekoniecznie sportowymi.

Paweł Porzucek
Paweł Porzucek

Pomimo tego, że tradycyjnie pobierałem informacje na temat Naszej-ekstraklasy.pl z zachłannością fiskusa to wiadomości te potwierdzone jeszcze rozegrana 1.kolejką miały wspólny mianownik- żenada.

Natłok przeróżnych zdarzeń w ostatnich tygodniach, które spadały na ligę niczym konfetti nasuwają mi jedno spostrzeżenie o krajowych rozgrywkach: jak zachwyca, kiedy nie zachwyca- korzystając ze słów Gałkiewicza w „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Doskonale oddają one nastrój towarzyszący ekstraklasie, gdzie w tym sezonie, ponownie, sprawy pozaboiskowe triumfują nad czysto piłkarskimi. Mam wiele zastrzeżeń co do najwyższego szczebla ligowego w rodzimym futbolu, wiec moje myśli muszą ujrzeć światło dzienne.

Bramkarze

Nie zostanę nagrodzony Złotym Piórem za mało twórczą konkluzję, iż Polska bramkarzami stoi. Zawsze z nich słynęliśmy i dlatego pilnie przyglądam się graczom na tej pozycji na ligowym podwórku. Tego lata jednak coś mną poruszyło, zaś jednym ze sprawców, choć nie winowajców, był Grzegorz Kasprzik z Lecha Poznań. Solidny zawodnik, wokół którego krążyły informacje, że trener Jacek Zieliński gwarantuje mu pozycję w wyjściowym składzie tuż po przyjściu do drużyny, bez walki, bez rywalizacji.

Mięśnie policzkowe mojej twarzy układały usta na kształt księżyca, na których malowało się zdumienie i zgorszenie, gdy usłyszałem o bohaterstwie Kasprzika podczas przedsezonowego meczu o Superpuchar Polski, który był jego oficjalnym debiutem. Wpuścił głupią bramkę, obronił w serii rzutów karnych dwa strzały i nagle został ogłoszony herosem polskich boisk. To jakieś fantasmagorie są, ponieważ za sam błąd obciążający jego konto powinien stać się kozłem ofiarnym niezależnie od rozstrzygnięcia, a tymczasem trener mydli oczy okwieconymi komentarzami, że zrewanżował się za błąd, że wychodzi „na czysto”, zaś prawda jest taka, że gdyby to był Krzysztof Kotorowski czy inny bramkarz Lecha to zostałby zniszczony.

Niebawem, jeśli tak dalej będzie czczony golkiper Kolejorza to w miejsce koziołków symbolem Poznania zostanie właśnie Kasprzik z rogami jako pół- człowiek, pół- koziołek wzorem Warszawy, gdzie mamy słynną Syrenkę (pół- kobieta, pół- ryba). Na pokłony trzeba sobie zasłużyć ciężką pracą i równą grą przez dłuższy czas, natomiast zdjęcia tego zawodnika trafiły na czołówki gazet i portali internetowych okraszone wzniosłymi tytułami już po jednym meczu.

Również dziwne wydają mi się roszady kadrowe naszych zespołów w odniesieniu do graczy stojących między słupkami. Jeżeli prawdą jest, że wspominany powyżej Kasprzik miał umowę dżentelmeńską z trenerem Zielińskim o gwarancji gry w podstawowym składzie to poczuwam ogromny niesmak, lecz takich przykładów jak ten jest więcej.

Wyliczę tu Wojciecha Skabę, który przybył do Polonii Bytom „za pięć dwunasta”, tuż przed inauguracją ligi, co nie powstrzymało szkoleniowca tego zespołu do wystawienia pożyczonego z Legii Warszawa golkipera w pierwszym meczu, pomimo braku pełnego zrozumienia z obrońcami, o czym sam bramkarz wspominał.

Inny radosny przykład płynie ze Śląska Wrocław, gdzie nowy nabytek- Ivo Vazgec zajął miejsce Wojciecha Kaczmarka. Nie dziwiłbym się, gdyby nie fakt, ze trener Ryszard Tarasiewicz uznał obu za równie wartościowych bramkarzy, zaś szlachetna zasada nakazuje, że nowy zawodnik musi udowodnić, że jest lepszy od swego poprzednika. To jakaś paranoja na kwadratowych kołach.

Jeśli tego mało, to prorokuję, iż miejsce świątyni Korony Kielce zajmie lada chwila świeżo pozyskany Zbigniew Małkowski, niezależnie od okoliczności i formy swych konkurentów. Może jeszcze ktoś tajemniczy dołączy do wspomnianych bramkarzy, co wcale mnie wcale nie zdziwi, bo polski futbol jest tak przewrotny.

Sądziłem, że sytuacja uspokoi się po ubiegłosezonowym rozczarowaniu dyspozycją, a właściwie to jej brakiem przez Ivana Turinę, który wręcz wpadł do bramki Lecha prosto z samolotu z Zagrzebia zapewniając w ten sposób przymusowy urlop na rozgrzanej ławce rezerwowych dobrze wówczas dysponowanemu Kotorowskiemu. Szkoda mi w ten sposób golkiperów tracących miejsce w składzie tylko z tego powodu, że ich nowi konkurenci mają w CV zapisane więcej linijek w rubryce doświadczenie zawodowe i nazwy klubów pisane szlachetniejszą czcionką.

Stadiony

W obecnym sezonie 2009/2010 Naszej-ekstraklasy.pl jest wiele zespołów, którym możemy przypisać status bezdomnych, ponieważ grają na obcych stadionach. Lech, Wisła, Cracovia, Piast (ten tylko częściowo) będą gośćmi w szatach gospodarza grając mecze „u siebie”, lecz nie na swych boiskach. Może to odbić się na atrakcyjności i oglądalności rozgrywanych spotkań. Już słychać głosy niezadowolenia sympatyków krakowskiej Białej Gwiazdy.

Bilety

Wyjątkowo drażliwy temat ponieważ ich koszt wskazuje, iż mecze piłkarskie to sztuka najwyższych lotów. Widz musi głęboko zastanowić się, czy spożytkować te same pieniądze na sztukę teatralną, kino, a może na rozgrywki Naszej-ekstraklasy.pl, choć wybierając to ostatnie wcale nie ma gwarancji, co obejrzy: spektakl, który będzie głośno i długo oklaskiwał, kabaret, a może jakąś uliczną sztukę graną przez grupę amatorów.

Analizując cenniki biletów polskich drużyn dochodzę do wniosku, że są one tak cenne jak jakieś dzieła sztuki, a to przecież tylko kawałek papieru z nadrukiem. Posłużę się kilkoma porównaniami dla przejrzystości problemu.

Normalne wejściówki na mecz Legii na centralnej trybunie kosztują tyle, co na spotkanie mistrza Niemiec- VfL Wolfsburg (ok. 70zł) oraz kilka złotych więcej niż Slavii Praga, zasłużonego klubu i czempiona u naszych południowych sąsiadów oraz częstego uczestnika Ligi Mistrzów!

By dostać się na mecz Wisły (mecze rozgrywane w Sosnowcu), Jagiellonii, Lecha, Śląska i większości klubów ekstraklasy trzeba wyłożyć obecnie tyle, ile na rywalizacje, w których udział bierze mistrz Chorwacji- Dinamo Zagrzeb, który z powodzeniem gra w Lidze Mistrzów, zaś ten kraj zajmuje sąsiednie miejsce z Polską w rankingu UEFA. Cena to około 35zł.

Jedne z najniższych biletów obowiązują w przeciętnym GKS-ie Bełchatów, którego ceny mogę porównać do zespołów bardziej utytułowanych, jak Sparta Praga (stały uczestnik europejskich pucharów) czy Slovan Bratysława (mistrz Słowacji).

Nie bez powodów porównałem ceny wejściówek polskich klubów z zespołami nie tylko najwyższej półki, ale szczególnie średnich lig na kontynencie (Czechy, Słowacja, Chorwacja), ażeby zwrócić uwagę, iż ich wysokość jest nieproporcjonalna do osiągnięć drużyn i prezentowanego poziomu.

Pierwsze symptomy choroby wściekłych biletów już ujawniły się poprzez wspominane wcześniej przeze mnie duże niezadowolenie fanów Wisły czy też frekwencję na meczach 1. kolejki (Jagiellonię odwiedziło 4 tys. mniej widzów niż w analogicznym okresie poprzedniego sezonu, Śląsk około 1 tys. mniej, choć wiadomo, że wpływ mają również inne czynniki).

Uważam, ze kluby obrały złą drogę, bo zamiast dążyć do umasowienia rozgrywek ligowych to prowadzą je w zupełnie odwrotnym kierunku, a mianowicie do ekskluzywności. Niebawem bilet na mecz stanie się towarem luksusowym i będziemy płacić od niego akcyzę. Osobiście wolę przejść się na spektakl do najlepszych teatrów w kraju za tę samą cenę, co bilet na mecz przeciętnego zespołu ligowego.

PZPN

Nie chcę już krytykować związku, bo byłbym monotonny, ale należy podkreślić, że jego działania i ich tempo przypominające manewry strażackie dobrej reklamy Naszej-ekstraklasie.pl nie zrobiły, a nawet doprowadziły do takiego bałaganu organizacyjnego, że sam Augiasz by sobie nie poradził. Najważniejsze jednak jest to, że liga ruszyła w wyznaczonym terminie zamykając tym samym kontrowersyjne tematy dotyczące składu najwyższego szczebla rozgrywek piłkarskich w Polsce.

Ekstraklasa jest na rozdrożu. Może to być dla niej megatrudny okres, w którym będzie musiała promować się własnym blaskiem. Przypomina ona nieco śmietnik, do którego wrzucane są raz po raz nowe odpady, które mogą doprowadzić do ruiny narodowy sport. Jest jednak pozytywny tego aspekt: Polacy z natury jednoczą się w trudnych sytuacjach, więc tutaj wypatruję światełka w tunelu dla ekstraklasy. Nasza liga jeszcze będzie atrakcyjna, bo jest nieprzewidywalna, lecz gdyby pozbyć się jeszcze tych poczwarnych problemów…

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×