Obrońca Lechii czeka na nowy kontrakt. "Chciałbym wiedzieć, na czym stoję"

- Nie wiem, co się stało podczas urlopów, że nagle zmieniono decyzję. Czekam na sygnał ze strony klubu - mówi obrońca Lechii Gdańsk, Rafał Pietrzak. Kontrakt 31-letniego obrońcy wygasa z końcem sezonu 2022/23.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Rafał Pietrzak WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Rafał Pietrzak
Specyficznym klubem jest Lechia Gdańsk. Ośmiu jej zawodnikom wygasają kontrakty wraz z końcem obecnego sezonu, a tymczasem nie widać, ani nie słychać żadnych sygnałów, by coś działo się w kwestii ewentualnego przedłużenia. Niektórzy, jak np. Mario Maloca, mają w umowie klauzulę, która automatycznie przedłuża umowę po rozegraniu określonej liczby meczów. Inni wyrazili chęć zakończenia kariery (Flavio Paixao), jeszcze inni nie chcą kontynuować kariery w Lechii (Jakub Kałuziński).

Ale są też tacy, którzy nie mają nic przeciwko dalszym występom w Gdańsku. Jednym z takich zawodników jest Rafał Pietrzak. Jego sytuacja jest specyficzna, bo to podstawowy (i do niedawna jedyny) lewy obrońca gdańskiej drużyny, grający w każdym spotkaniu.

Jesienią dostał propozycję przedłużenia kontraktu, natomiast do porozumienia nie doszło. Wyraził jednak chęć pozostania w klubie. Sporym zaskoczeniem był natomiast dla niego wywiad Adama Mandziary w "Przeglądzie Sportowym". Zostały tam wypowiedziane słowa, jakoby Pietrzak był w rundzie wiosennej na tzw. testach. Boisko miało decydować o tym czy kontrakt zostanie przedłużony czy nie.

(Rozmawialiśmy w środę, parę godzin przed zamknięciem okna transferowego w Polsce.)

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Nie widzę walizek, więc raczej jakikolwiek transfer last minute w twoim przypadku odpada?

Rafał Pietrzak, obrońca Lechii Gdańsk: Kontrakt jest do czerwca i nigdzie się nie wybieram, choć wiadomo jak to czasem w piłce bywa. Jakieś zapytania były, ale póki co jestem w Lechii i skupiam się tylko na tym.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dla takich akcji przychodzi się na stadion

Możesz negocjować z innymi klubami, więc zapytam konkretnie - jeszcze nigdzie nowej umowy nie podpisałeś?

Nie, z nikim nic nie podpisywałem. Z Lechią rozmawiałem o przedłużeniu kontraktu jeszcze przed końcem rundy jesiennej. Klub przedstawił mi propozycję przedłużenia kontraktu, miałem podjąć decyzję do ostatniego meczu z Górnikiem Zabrze, czy chcę zostać w Lechii. Klub zna moje stanowisko i po powrocie z urlopów nastała cisza w rozmowach. Dobrze się tutaj czuję, rodzina tak samo. Myślę, że jako jeden z pierwszych zawodników powiedziałem, że chcę tu zostać na dłużej i powalczyć o to, żeby Lechia nie była w tym miejscu, w którym się znajduje. Od tamtej pory nie dostałem żadnej odpowiedzi. Pozostaje czekać.

Z drugiej strony w nieskończoność też czekać nie możesz.

Zdecydowanie. Jeszcze gdybym był sam, to nie miałbym tego problemu. Mam rodzinę i muszę patrzeć również przez ten pryzmat. Mam nadzieję, że do najbliższej przerwy na reprezentację klub się odezwie. Jeśli nie, to nie pozostanie mi nic innego, jak spoglądanie w innych kierunkach. Wydaje mi się to całkowicie normalne.

Łukasz Zwoliński mówił, że podczas obozu w Turcji rozmawiał z nim dyrektor sportowy Łukasz Smolarow, ale bardziej o dzieciach niż o nowym kontrakcie. Z resztą zawodników też były rozmowy?

Tak, natomiast bardziej pytał się o drużynę. Poruszyliśmy kwestię nowej umowy. Nie wiem, co się stało podczas urlopów, że nagle zmieniono decyzję. Tak jak mówię, czekam na sygnał ze strony klubu. Chciałbym się dowiedzieć, jak wygląda moja sytuacja.
Może źle wykonywałeś ćwiczenia z rozpiski.

(śmiech) Myślę, że to możemy wykluczyć. Zrobiłem wszystko, co nakreślił trener. Jestem dobrze przygotowany. Taka jest piłka, widocznie czasem trzeba trochę poczekać.

Dziwnie się słucha o tych "testach". Mówimy o zawodniku, który gra co mecz od deski do deski.

Chodzi o samą decyzję. Jestem takim człowiekiem, że wolałbym, żeby ktoś do mnie przyszedł i powiedział: "Pietrzu, taka i taka sytuacja, nie widzimy cię w drużynie w nowym sezonie. Możesz szukać klubu". Zaakceptowałbym to.

Jak oceniasz swoją dyspozycję? Czujesz, że zapracowałeś na nowy kontrakt?

Mam nadzieję, że tak. Jasne, jestem głównie rozliczany z gry w defensywie, a w rundzie wiosennej wygląda to dużo lepiej niż jesienią - straciliśmy tylko dwa gole. Jeśli mówimy o mojej grze, to w ostatnim czasie jestem na lewej stronie z Conrado. On wie, że może sobie hulać w ofensywie, bo ja jestem z tyłu. Ja z kolei muszę patrzeć na niego i bardziej uważać w obronie. Nie zmienia to faktu, że mam tylko jedną asystę w lidze. We wcześniejszych sezonach te liczby były lepsze i ja wymagam od siebie zdecydowanie więcej. Wiemy, w jakim miejscu znajdujemy się jako drużyna i w tym aspekcie po prostu musi być poprawa.

Przyjście nowego lewego obrońcy Louisa Poznańskiego to sygnał, że trzeba jeszcze bardziej wziąć się do pracy? Od kiedy Conrado gra już wyłącznie jako skrzydłowy w zasadzie nie miałeś rywalizacji.

Oczywiście, że rywalizacja jest potrzebna każdemu zawodnikowi. Ja się tylko śmieję, że jego atutem na pewno jest to, że jest o dziesięć lat młodszy ode mnie. Wiedząc, że jest ktoś inny na twoją pozycję masz z tyłu głowy, że musisz dawać z siebie jeszcze więcej, bo za chwilę możesz stracić miejsce w składzie.

Po ostatniej kolejce jako zespół macie tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Po wygranym meczu z Wisłą Płock wydawało się, że najgorsze macie już za sobą, a znowu zrobiło się nieciekawie.

Zaczęliśmy dobrze, bo w czterech meczach zdobyliśmy pięć punktów, ale zmieniło się to, że drużyny z dołu zaczęły wygrywać. Również musimy zacząć wygrywać i skupić się przede wszystkim na sobie. Mam nadzieję, że wszystkie ręce na pokład i walczymy o to, by co mecz dopisywać sobie do tabeli trzy punkty. Jestem przekonany, że wszyscy w drużynie są świadomi w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Jeśli ktoś nie jest, to może nie powinien wychodzić na treningi i na mecze.

A sam styl gry do ciebie przemawia? Kiedyś mówiono o Cracovii, że gra tylko wrzutkami, ale był to jakiś styl, który charakteryzował ten zespół.

Zacznijmy od tego, że w rundzie jesiennej straciliśmy bardzo dużo goli i trener Marcin Kaczmarek swój styl grania chciał rozpocząć od obrony. To się udało, bo na wiosnę poprawiliśmy grę w tyłach. Ale też nie było tak, że trener do nas przyszedł i powiedział, że od teraz będziemy tylko się bronić przez dziewięćdziesiąt minut, nie wychodzimy z własnej połowy i nie strzelamy goli. Mamy takich zawodników z przodu, że w każdym meczu powinniśmy kreować sobie sytuacje i zdobywać bramki. Jest to poniekąd związane z pewnością siebie. Jeśli jej nie ma, to później widać to na boisku. Tak jest u nas.
Jesienią głośno było o waszym kiepskim przygotowaniu motorycznym. Wiadomo, że to najprostsza wymówka, gdy drużynie nie idzie, ale gdy trener Marcin Kaczmarek zaczynał pracę w Lechii i zobaczył wyniki testów, to prawie się załamał.

Ja czuję się dobrze przygotowany. Tak było zarówno jesienią, jak i jest teraz. To też kwestia indywidualna każdego zawodnika. W trakcie urlopów mam rozpiski i są do wykonania pewne ćwiczenia. Nie jest tak, że siedzimy w domu i kompletnie nic nie robimy. Jesienią nie czułem, żebym był źle przygotowany. Nie powiem, że teraz jestem w tym samym miejscu, bo zimowy okres przygotowawczy był naprawdę wymagający. Byliśmy w Cetniewie i mogę powiedzieć tyle, że było ciężko.

Co się głównie zmieniło w Lechii od momentu przyjścia Marcina Kaczmarka?

Od razu pojechaliśmy na trzy dni do Cetniewa. Sztab chciał nam się przyjrzeć z bliska. Jeżeli trener powiedział, że jesteśmy źle przygotowani, to już pytanie do niego. Na pewno położył duży nacisk na intensywność. Biegaliśmy w lesie, po górkach. Trochę taka stara szkoła. A patrząc na sprawy czysto piłkarskie, to zdecydowanie chciał poukładać grę w defensywie, żebyśmy tracili mniej goli.

Czyli nie był to jeszcze poziom Felixa Magatha, ale na nudę narzekać nie mogliście podczas obozu.

To opowiem ci historię, że podczas gry w Belgii naszym trenerem był Bernd Hollerbach, wcześniejszy asystent Magatha. Początkowo nie sprawdzałem kto to dokładnie jest, ale po przyjeździe powiedzieli mi co i jak. Zacząłem sobie czytać o jego metodach treningowych i zdałem sobie sprawę, że chyba dużo treningów Magatha zapisywał sobie w notesie. Muszę powiedzieć, że treningi były porównywalne. Bieganie było bardzo ważne. Gdy przyjechałem do klubu, to reszta zespołu była już po przygotowaniach. I cóż, musiałem zrobić sobie taki mini obóz. Wtedy pierwszy raz w życiu wymiotowałem po treningu i czułem się tak, że nie mam siły na nic. Żona śmiała się ze mnie, że kiedy pewnego razu zadzwoniła do mnie na kamerce, ja po prostu zasnąłem, nawet nie wyłączając telefonu. Było bardzo ciężko, ale tak to musi wyglądać, żeby potem były siły na boisku.

Czy trener Hollerbach stosował podobne zabiegi jak Magath? On podczas pracy w Wolfsburgu kazał stworzyć 3,5 metrową górkę, na którą prowadziły trzy kolumny betonowych schodów. Piłkarze byli tam regularnie wysyłani, żeby biegać.

My musieliśmy biegać po bieżni lekkoatletycznej. Dwa okrążenia, czyli 800 metrów w czasie 2,50. W sezonie robiliśmy to cztery razy, a ja po przyjeździe biegałem dziesięć. Po czwartym kółku wymiotowałem, ale trener powiedział mi, żebym przebiegł tyle, ile mogę. Tak biegłem, że ostatnie trzy to już był marsz. Jak skończyłem, to trener przybił mi piątkę, że to koniec. Ale potem organizm się przystosował do wysiłku i czułem się bardzo dobrze na boisku. Powiedziałem sobie, że skoro to przeżyłem, to przeżyję już wszystko.

W Wiśle Kraków trenerem swego czasu był Dan Petrescu. O nim też mówiono, że jest "wymagający".

Arek Głowacki opowiadał mi, że poszli do niego radą drużyny, żeby odpuścił jeden trening. Chłopaki poszli, ale gdy tylko zobaczyli jego minę, to momentalnie wyszli. Widzieli, że nawet nie ma sensu z nim rozmawiać.

Pamiętam też, że kiedy za trenera Adama Nawałki byliśmy na obozie w Turcji i po jednym słabym sparingu mieliśmy pobudkę o 7 rano. Jeszcze było ciemno za oknem, a trener zarządził trening taktyczny. To są takie rzeczy, że trzeba to przeżyć. Natomiast akurat trener Nawałka ukształtował mnie jako zawodnika. Byłem wtedy młodym chłopakiem i bardzo dużo mnie ten czas nauczył.

Rozmawiał Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
W końcu! Wiadomo, gdzie Polska zagra z Albanią
Niesamowity powrót Kownackiego! Potrzebował niespełna minuty [WIDEO]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×