Okiem kapitanów: Podbeskidzie - KSZO
W diametralnie różnych nastrojach piłkarze Podbeskidzia i KSZO opuszczali płytę boiska po środowym meczu w Bielsku-Białej. Dlaczego bielszczanie ulegli? Co oznacza dla ostrowiczan wygrana z Podbeskidziem? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi szukaliśmy u kapitanów obu drużyn.
Ariel Brończyk
Sławomir Cienciała: Nie dziwię się kibicom
Tego dnia zgromadzeni na trybunach sympatycy Podbeskidzia dali upust swoim nerwom. Oberwało się piłkarzom z Bielska-Białej, brawa zyskali natomiast piłkarze przyjezdni. - Nie dziwie się kibicom. Wiadomo - troszkę boli, że jak nie ma wyniku to się od nas odsuwają. Może się przyzwyczaili do tego, że ciągle walczyliśmy o te najwyższe cele, gdzieś pewnie niedosyt w nich jest. Stracimy jedną, głupią bramkę i kibice na nas plują. Przykro jest jak się słyszy te rzeczy z trybun, no trzeba przyjąć to na klatę i pokazać, że umiemy grać w piłkę - opowiada Sławomir Cienciała.
Podbeskidzie waliło głową w mur. Gdyby nie fatalna skuteczność bielszczan trzy punkty pozostałyby w Bielsku-Białej. - Nie można powiedzieć, że nie mieliśmy sytuacji, tylko ich nie wykorzystujemy. Możemy mieć o to żal do siebie. KSZO przyjechał i wycisnął z nas punkty. Trzeba teraz się chwycić za głowy i pociągnąć ten wózek dalej. Nie możemy tak grać - relacjonuje obrońca Górali.