Kibice Lecha nie mieli dla niego litości
Lech Poznań w czwartek zmierzy się z Austrią Wiedeń w meczu Ligi Konferencji Europy. Wielu kibiców wraca wspomnieniami do spotkania Kolejorza z tym zespołem sprzed czternastu lat. Nam ze swojej perspektywy o tym pojedynku opowiada Jacek Bąk.
W pierwszym meczu Bąk i jego koledzy z zespołu nie przebierali w środkach. Polak był jednym z piłkarzy, który skończył pojedynek z żółtą kartką. Twarda defensywa pozwoliła Austrii Wiedeń zwyciężyć i w rewanżu to Lech musiał postawić wszystko na jedną kartę.
- Od tego dwumeczu minęło już sporo lat, ale pamiętam, że w Poznaniu w hotelu miałem nieprzyjemny incydent związany z kibicami Lecha. Ja natomiast chciałem zrobić swoje i wygrać spotkanie w barwach Austrii Wiedeń - mówi Jacek Bąk.
Lech szybko dzięki Hernanowi Rengifo objął prowadzenie, co dawało mu w tamtej chwili upragniony awans. Później jednak zaczęły się dziać rzeczy, o których mówi się do dziś i jeszcze będzie się mówić latami.
W drugiej połowie rywale Kolejorza doprowadzili do remisu (61. minuta). Później przez ponad 20 minut Lechici nie mogli znaleźć sposobu na defensywę austriackiego zespołu. W końcu w 85. minucie Sławomir Peszko umieścił piłkę w siatce. Wynik 2:1 nie zmienił się i tym samym piłkarze musieli rozegrać dogrywkę.
W 99. minucie stadion oszalał po bramce Roberta Lewandowskiego z dystansu. Za chwilę jednak Austriacy odpowiedzieli i znów tracili tylko jedną bramkę do Lecha. Wtedy jednak gole na wyjeździe liczyły się podwójnie, co sprawiało, że to Austria była na pole position do awansu.
Gdy już się wydawało, że podopieczni Franciszka Smudy będą musieli obejść się smakiem, Rafał Murawski oddał kapitalny strzał z krańca pola karnego. Piłka zatrzepotała w siatce. To było szaleństwo. Austria Wiedeń nie miała już szansy na odpowiedź i to Lech rzutem na taśmę wszedł do fazy grupowej Pucharu UEFA. W ciągu 120 minut rewanżowego spotkania sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Kluczowe bramki dla gospodarzy padały w końcówkach czasu podstawowego gry oraz dogrywki.
- Oczywiście można powiedzieć, że te najważniejsze bramki dla Lecha padały w wyniku naszej dekoncentracji, ale to były newralgiczne momenty. Lech był w takiej sytuacji, że musiał napierać i miał też trochę szczęścia. Pamiętam, że jeden gol padł po akcji, w której były dwie siatki po drodze naszych zawodników - wspomina Jacek Bąk.Po ostatnim gwizdku sędziego na murawie rozpoczęła się feta piłkarzy Lecha. Wtedy sport pokazał swój urok. W jednej chwili Austria Wiedeń przebyła drogę z radości do smutku.
- W szatni po spotkaniu mieliśmy spuszczone głowy, ale nie było też takiej sytuacji, w której zachowywaliśmy jakąś całkowitą ciszę. Nie było załamania, rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło. Zdawaliśmy sobie sprawę, że taka jest piłka nożna. Lech okazał się mocniejszym zespołem, a ktoś z tej rywalizacji musiał odpaść i padło na Austrię Wiedeń - dodaje Bąk.
Wielu kibiców Lecha wspomina sezon 2008/2009 z rozrzewnieniem. Kolejorz wyszedł z grupy i w 1/16 finału odpadł w rywalizacji z Udinese Calcio, przegrywając w dwumeczu 3:4. To był też czas, kiedy na szerokie wody zaczął wypływać Robert Lewandowski, który strzelił jedną z bramek w rewanżowym meczu z Austrią Wiedeń.
- Widziałem w Robercie potencjał, ale nigdy bym nie powiedział, że rozwinie swoje umiejętności na taką skalę. On osiągnął niesamowity poziom. Myślę, że nie pozostaje nam nic innego, jak cieszyć się z tego, że mamy Polaka w gronie najlepszych piłkarzy świata - podkreślił Bąk.
W czwartek Lech Poznań zagra z Austrią Wiedeń w Lidze Konferencji Europy. Początek starcia o godz. 21:00.
Dawid Franek, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Trener Napoli nie miał złudzeń. Tak skomentował występ Zielińskiego