Minimum przyzwoitości i sztuczna radość [OPINIA]

Mamy jednego przedstawiciela w europejskich pucharach. Zostaliśmy zmuszeni do przesadnego cieszenia się z rzeczy, które wcale nie wywołują szczególnych emocji.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
piłkarze Lecha Poznań Newspix / PRZEMYSLAW SZYSZKA / CYFRASPORT/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: piłkarze Lecha Poznań
Drużyna Marka Papszuna po niezwykłym boju odpadła ze Slavią Praga po dogrywce (0:2). Zabrakło pół minuty do serii rzutów karnych, ale nie ma to znaczenia - Raków drugi rok z rzędu ociera się o fazę grupową Ligi Konferencji, ostatecznie jednak kończy tylko z dobrym wrażeniem.

W obu przypadkach nikt do zespołu z Częstochowy nie może mieć pretensji. W poprzednim sezonie wicemistrzowie Polski zostali wyeliminowani przez Gent, drużynę o kilka poziomów lepszą. W tych rozgrywkach Raków odpadł ze Slavią Praga, ale w skali dwunastu miesięcy zrobił ogromny postęp. W starciu ze Slavią nie było przepaści jak z Belgami. Drużyna Papszuna była naprawdę blisko ogrania kozaków, przypomnijmy - ćwierćfinalisty poprzedniej Ligi Konferencji i ćwierćfinalisty Ligi Europy sprzed dwóch lat.

Zabrakło może trochę szczęścia i trochę precyzji w stuprocentowych sytuacjach.
Wydaje się, że mając Raków w fazie grupowej moglibyśmy spodziewać się naprawdę solidnego futbolu w każdym z sześciu meczów grupowych. Ze swoich dwunastu spotkań w pucharach częstochowianie przegrali dwa, a bramki tracili w trzech meczach. Ten wynik robi wrażenie.

ZOBACZ WIDEO: #ZPierwszejPiłki #16: Kochany Lewandowski, rośnie kadrowicz, puchary są blisko

W tej drużynie widać to, czym może się pochwalić każdy solidny europejski średniak: konsekwencję, koncentrację, zaangażowanie i oddanie. Dlatego piłkarze Rakowa są tak zdyscyplinowani i co kluczowe, a rzadko spotykane w polskich klubach: wiedzą co mają wykonywać na boisku i robią to dobrze.

Cytując wyświechtane hasło - "honor polskich klubów uratował" Lech Poznań. Tylko czy uratował? Nie bez problemów nasz mistrz kraju ograł w dwumeczu Dudelange. Odetchnęliśmy z ulgą, bo nie tak dawno Legia pokazała, że przegrać można z każdym, też z luksemburczykami.

Wygrana i remis (2:0 i 1:1) zapewniły Lechowi grę w pucharach na jesieni. Wiąże się to z pokaźnym zastrzykiem finansowym (ok. 3 miliony euro za awans) i szansą na uzbieranie punktów do rankingu UEFA.

Kibice Lecha mogą się jednak martwić, jak w Poznaniu pogodzą grę na kilku frontach. W lidze wiedzie im się marnie, zespół poniósł trzy porażki w czterech meczach, a kolejne spotkania w ekstraklasie nie mogą być wiecznie przekładane przez władze ligi.

Sama gra Lecha na razie wygląda kiepsko. Po odejściu Macieja Skorży wyszło, że konstrukcja poznańskiej lokomotywy była chwiejna. Wystarczyło wykręcić z niej jedną śrubkę, by pociąg wypadł z torów. Prezesi mają jeszcze kilka dni, by wzmocnić kadrę, zareagować. Przykład Legii z poprzedniego sezonu powinien być dla nich najlepszą przestrogą.

Oczywiście - cieszę się z awansu Lecha, bo lepszy rydz niż nic, ale to radość umiarkowana. Pamiętajmy, że mówimy o pucharze trzeciej, najmniej prestiżowej kategorii, dlatego nikomu nie będę bił braw. Zresztą - powoli oswajamy się z dość mocnym zjazdem naszej piłki klubowej na arenie międzynarodowej. Przez ostatnie chude lata zostaliśmy zmuszeni do przesadnego cieszenia się z rzeczy, które wcale nie wywołują szczególnych emocji.

Są powody do lekkiego uśmiechu, ale jednak żałuję, że drużyną grającą w fazie grupowej nie będzie również Raków Częstochowa. W mojej ocenie, gwarantowałby zdecydowanie większą jakość niż aktualny mistrz Polski.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Dramat Rakowa Częstochowa. Odpadli, a rzuty karne były na wyciągnięcie ręki!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×