Skandaliczne zachowanie prezesa ukraińskiego klubu
Skandal w Ukrainie. Właściciel Ruchu Lwów wymyślał dziecinne wymówki, by nie udać się do schronu, gdy rozległ się alarm bombowy. Proponował również... ignorowanie alarmów.
Sam pojedynek nie odbywał się jednak bez przeszkód. Został przerwany aż trzy razy z powodu alarmów bombowych. I to właśnie z tym jest związany skandal, jakiego dopuścił się prezes i właściciel lwowskiego klubu - Grigorij Kozłowski.
Gdy rozległ się pierwszy alarm bombowy, arbiter, zgodnie z procedurami, zaczął eskortować wszystkich do najbliższego schronu. Kozłowski jednak zachęcał sędziego, by dokończył pierwszą połowę, pomimo zagrożenia.
Ponadto dziennikarz Andriej Senkiw informuje, że prezes klubu nie chciał opuścić stadionu ze wszystkimi i wymyślał dziecinne wymówki. - Na początku mówił, że ma swoją własną kopułę ochronną i odmówił pójścia do schronu - ujawnia Senkiw. Ostatecznie w końcu opuścił trybunę dla VIP-ów.
Jednak wylądował w innym schronie niż swoi gracze, lecz poszedł razem z dziennikarzami. Pił w schronie alkohol razem ze swoimi znajomymi.
Czytaj więcej:
Znamy podział na koszyki przed losowaniem fazy grupowej Ligi Mistrzów
Kacper Kozłowski ma nowy klub